„Moim terapeutą jest Bóg” – usłyszałam kiedyś takie zdanie. Pewnie, On zna nas najlepiej i potrafi uzdrawiać najgłębsze rany. Gorzej, jeśli ktoś tak mówi, by zdyskredytować psychoterapię, bo jedynym akceptowalnym dla niego sposobem na wszystkie problemy w życiu jest modlitwa. A jeśli ci nie pomaga, znaczy, że modlisz się źle albo za mało.Niemałym odkryciem było dla mnie, że w dokumentach Kościoła człowiek „nie ma ciała”, ale nim jest. Jan Paweł II w Familiaris consortio pisał, że człowiek to „duch ucieleśniony” i „ciało formowane przez ducha”. Jednego nie da się oddzielić od drugiego. Nie da się być tylko kimś cielesnym, albo tylko duchowym. To, co w nas duchowe, znajdzie wyraz w ciele – jego postawie, wyrazie twarzy, oczach i stylu życia. I odwrotnie: to, jak traktujemy nasze ciało, zbiera swoje owoce w sferze ducha.
Tym bardziej nie powinno się izolować kolejnych dziedzin – intelektu i emocji – albo ich pomniejszać. Antropologia chrześcijańska nie rozrywa człowieka na części, ale pokazuje jedność i rolę: ciała, ducha i psychiki dla kondycji całego człowieka. Każda z nich ma wpływ na pozostałe.
Problemy w każdej z nich można rozwiązywać z pomocą specjalistów, którzy mają do tego kompetencje. Operację wyrostka robaczkowego powierzymy chirurgowi, po wiedzę – idziemy do szkoły. W budowaniu relacji z Bogiem może nas wesprzeć kierownik duchowy, a zranienia i obciążenia w sferze emocjonalnej pomaga porządkować terapeuta.
Duch i psychika – blisko siebie
Gdy piszę to zdanie, narzuca mi się myśl, że te dwie ostatnie dziedziny tak naprawdę są bardzo blisko siebie. Duchowość mocno opiera się na tym, czego doświadczyliśmy od najwcześniejszych chwil naszego życia i jakiego stylu przywiązania uczyliśmy się od naszych opiekunów. „Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości” (Oz 11, 4).
Im mniej to doświadczenie pierwszych i najważniejszych więzi przypomina czułe relacje z mamą i tatą, tym trudniejsza relacja z Bogiem. Nieobecni rodzice albo nadmierny rygor – zaburzają obraz Boga i prowadzą do duchowości pełnej lęku. Często terapia jest czymś bardzo potrzebnym, by odzyskiwać również własne życie duchowe w postaci wolnej od obciążeń.
Podobnie jak wypadki pozostawiają w urazy na ciele, traumy zostawiają ślady w psychice. Trudne przeżycia – odsłaniają to, co w nas zranione i słabe. I choć Bóg ma moc uzdrawiać schorzenia fizyczne, najczęściej jednak trafiamy do lekarza. Podobnie oznaką dojrzałości jest zwrócenie się po wsparcie tam, gdzie rozwiązania wymagają problemy emocjonalne.
Duchowość, która nie widzi emocji
Ks. Krzysztof Grzywocz, który był kierownikiem duchowym i certyfikowanym psychoterapeutą, pięknie opowiada o związkach terapii i duchowości w maleńkiej, ale bardzo bogatej w treści książeczce „Na początku był sens”: „Problemy, z którymi ludzie przychodzą do mnie, często nie dotyczą wprost duchowości. Sześćdziesiąt, a nawet siedemdziesiąt procent tych problemów należy do zakresu psychoterapii. Dotyczą one najczęściej jakichś konfliktów, przedłużającego się stanu smutku, nieradzenia sobie: w cierpieniu, z poczuciem braku, ze śmiercią kogoś bliskiego, niemożnością ukończenia studiów, zdradą itp.”.
Ks. Krzysztof zresztą tłumaczy, że został terapeutą właśnie dlatego, by w spotkaniu z człowiekiem umieć włączać do kierownictwa duchowego aspekty psychologiczne. Duchowość, która ignoruje istnienie problemów emocjonalnych, nazywa zresztą ucieczkową i kompensacyjną.
Bóg pomaga przez relacje
Oczywiście, że nie będzie dla osoby wierzącej wspierającą praca z terapeutą, który neguje istnienie świata duchowego czy narzuca pacjentowi wartości, jakie stoją w kolizji z jego wiarą (jest to także wyrazem braku profesjonalizmu). Ślepą ulicą będzie też psychologizm, który ignoruje sferę duchową z jej potrzebami. Na depresję jednak nie pomoże sama modlitwa, a nerwicy nie wyleczy konfesjonał.
Bardzo lubię inne zdanie ks. Grzywocza – że „tam gdzie są więzi, tam jest cud”. Bóg nie każe nam prowadzić życia wyizolowanej duchowości, gdzie jest On sam i nikt inny, ale przychodzi do nas z pomocą przez relacje z ludźmi. Z mężem, żoną, dziećmi, przyjaciółmi, kapłanem, a także z terapeutą.
Czytaj także:
Kuba Blycharz: Nie miałem wyjścia i zgłosiłem się na terapię. Moc wiary sprawia, że maski opadają
Czytaj także:
Czy terapia to niepotrzebne rozdrapywanie ran?
Czytaj także:
Viktor Frankl i metoda psychoterapii, którą opracował w Auschwitz