separateurCreated with Sketch.

Bł. Bernardyna Jabłońska: zawsze nosiła na sercu kartkę z tą modlitwą, ułożoną dla niej przez br. Alberta

BŁOGOSŁAWIONA BERNARDYNA JABŁOŃSKA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Elżbieta Wiater - 22.09.18
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Heroiczny akt ofiarowania się Bogu” Bernardyna miała odczytywać za każdym razem, gdy doświadczała wątpliwości czy niepokojących myśli.

Bł. Bernardyna Jabłońska była przez br. Alberta zdrobniale nazywana „Dynką”. I choć ta wersja imienia brzmi czule, to ich relacja bynajmniej nie była czułostkowa.

Założyciel albertynów stawiał swojej podopiecznej duże wymagania i z żelazną konsekwencją domagał się ich realizacji. Już w pierwszej chwili, kiedy poznał ją na odpuście w Horyńcu, gdzie był z braćmi, wiedział, że ma ona „rozum i serce”. Jednak czas pokazał, że wydobycie tych talentów i ich dobre zagospodarowanie wymagało wiele pracy i to od nich obojga.

Maria Jabłońska urodziła się w wiejskiej rodzinie na Roztoczu, otrzymała jedynie podstawowe wykształcenie (rodziców nie było stać na więcej) i jako nastolatka została osierocona przez matkę.

Tym, co okazało się później istotne, był też inny kapitał wyniesiony z domu: troska i miłość rodziców, z jaką opiekowali się swoimi dziećmi, doświadczenie ubóstwa oraz szczera wiara. Do tego Maria była z natury wrażliwa i pogodna, nawet jeśli zdarzało jej się wątpić w swoje możliwości i zdolność do działania.

Po śmierci matki dziewczyna postanowiła oddać swoje życie Bogu. Wtedy właśnie spotkała br. Alberta. Było to pięć lat po powstaniu albertynek, wtedy jeszcze będących franciszkańskimi tercjarkami posługującymi ubogim. Założyciel nie łudził nowej kandydatki lukrowanym obrazem życia w zgromadzeniu. Mimo to Maria poprosiła o przyjęcie i z całą determinacją dążyła do wstąpienia, nawet pomimo braku zgody rodzonego ojca.

Po okresie przygotowania w Bruśnie, który wydał się jej spełnieniem wszystkich marzeń o życiu zakonnym, jako pełnym kontemplacji i pokuty, trafiła do Ogrodu Anielskiego. Był to Miejski Dom Kalek prowadzony przez siostry.

Zderzenie z brudem, chorobami, a przede wszystkim złośliwością i niewdzięcznością ludzi wywołało pierwszy kryzys. W domu rodzinnym poznała smak ubóstwa, ale tam doświadczała miłości i dobroci. Tu było inaczej.

Brat Albert dostrzegł i kryzys, i potencjał dziewczyny. Wyjaśniał, prowadził i zachęcał do wytrwania, a kiedy złożyła pierwsze śluby, po kilku miesiącach wyznaczył ją na przełożoną krakowskiego przytuliska dla kobiet.

Siostra Bernardyna Jabłońska zareagowała biernym oporem. Brała rzeczy do szycia i szła z nimi do osobnego pokoju, zaniedbując zarządzanie domem i opiekę nad siostrami. Po trzech miesiącach br. Albert zmienił przełożoną, ale nie tylko w tym sensie, że przeniósł ją ponownie do domu kalek.

Odbyli poważną rozmowę. Brat ułożył dla s. Bernardyny specjalny „Heroiczny akt ofiarowania się Bogu”. Kazał jej go nosić zawsze na sercu i odczytywać za każdym razem, kiedy będą wracały myśli o przejściu do zakonu kontemplacyjnego albo odejściu z albertynek. Kartka ta stała się fundamentem, na którym zaczęło się szybko i z wielkim rozmachem rozwijać powołanie albertyńskie siostry.

To nie znaczy, że wątpliwości zniknęły. To nie znaczy też, że Bernardyna Jabłońska nie przeżywała już kryzysów, a praca z ubogimi stała się lekka, łatwa i przyjemna. Jednak już mniej więcej cztery lata po podjęciu tej modlitwy, serce modlącej się nią na tyle się zmieniło, że była w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność za powstające zgromadzenie.

Mając zaledwie 24 lata, w 1902 r. s. Bernardyna Jabłońska została przełożoną zgromadzenia. Przeprowadziła je przez I wojnę światową i była z siostrami na początku drugiej (zmarła we wrześniu 1940 r.). Zredagowała konstytucje zgromadzenia i doprowadziła do jego pełnego prawnego uznania przez Kościół, formowała siostry, a przede wszystkim nadal posługiwała ubogim.

W jej sercu do końca życia pozostawało wciąż żywe pragnienie kontemplacji Boga. Z czasem nauczyła się Go widzieć wyraźnie w ubogich i potrzebujących. Jednak tęsknota do trwania w ciszy przed Panem nie opuściła jej nigdy.

Duchowe poznanie nie zwiodło br. Alberta – Dynka miała rozum i serce, potrzebowała tylko motywacji, która pozwoliłaby jej przekroczyć ograniczenia, jakie tkwiły w jej charakterze. Przyszły święty dał jej tę motywację na niewielkiej kartce papieru. Na szczęście s. Bernardyna przyjęła ją całym sercem. Sądząc po tym, jak hojnie do dziś owocuje dzieło, jakim są albertynki, Bóg spojrzał na to ofiarowanie z radością. I pobłogosławił.

Oddaję Panu Jezusowi moją duszę, rozum, serce i wszystko, co mam. Ofiaruję się na wszystkie wątpliwości, oschłości wewnętrzne, udręczenia i męki duchowe – na wszystkie upokorzenia i wzgardy, na wszystkie boleści ciała i choroby.

A za to nic nie chcę ani teraz, ani po śmierci, ponieważ tak czynię z miłości dla samego Pana Jezusa. Amen.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.