„Wierni potrzebują pasterza, a pasterz potrzebuje wiernych. Także tych, którzy będą mieli odwagę powiedzieć mu prawdę. To jest bardzo ważne” – mówi nowy biskup pomocniczy. Z bp. Grzegorzem Olszowskim – nowym biskupem pomocniczym archidiecezji katowickiej, doktorem teologii – rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Jakie słowa wybrał Ksiądz Biskup na swoje zawołanie?
Bp Grzegorz Olszowski: „Ku chwale Boga Ojca” – z Listu św. Pawła Apostoła do Filipian (Flp 2, 11). Jest tam hymn, który rozpoczyna się słowami: „On istniejąc w postaci Bożej (…) przyjął postać sługi”. Wybrałem je na obrazek prymicyjny. Kończy się natomiast: „Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca”.
Chciałbym, żeby cała moja posługa, wszystko, co będę robił w Kościele, było ku większej Bożej chwale. Jestem związany z ruchem Światło-Życie i postać Chrystusa – sługi jest mi bardzo bliska.
Czytaj także:
Bp Mirosław Milewski: Jestem biskupem i jestem sobą. Nadal sam chodzę po zakupy
Zmienia się model ojcostwa w kulturze. Ojciec Święty Franciszek pokazuje, że autorytet oparty dawniej na dominacji i sile, dziś buduje się na innych zasadach. Podkreśla służebność kapłaństwa i czułość ojcostwa.
Myślę, że biskup ma być przede wszystkim ojcem – dla księży i dla ludu. Inaczej to rozumie biskup diecezjalny, który odpowiada za powierzoną mu diecezję, a inaczej biskup pomocniczy. Będę się starał odczytywać program duszpasterski arcybiskupa Wiktora Skworca i realizować go w codziennym posługiwaniu.
Z jednej strony jest w moim sercu drżenie, czy podołam różnym sytuacjom, czy wszystko będzie dobrze. Ale z drugiej jest wielka ufność wobec Pana Boga. To On jest Zbawicielem świata, Odkupicielem i Dobrym Pasterzem. Trzeba się wsłuchiwać w Jego słowa; wpatrywać w Jego przykład.
Archidiecezja katowicka ma 3 biskupów pomocniczych. Obowiązki zostały już rozdzielone?
Podstawowym zadaniem każdego biskupa pomocniczego jest wizytacja parafii i udzielanie sakramentu bierzmowania. Jeśli chodzi o obowiązki administracyjne, to ksiądz arcybiskup jeszcze ich nie rozdzielił.
Co to znaczy: Być ojcem? Myślę też o ojcostwie duchowym.
Dla mnie to bycie oparciem, kotwicą. Ojciec to ktoś, na kim można się wesprzeć, poradzić się go. Kiedyś usłyszałem – i zrobiło to na mnie wrażenie – że przed Panem Jezusem zawsze jest się owcą. Człowiek powierza Mu trudne sprawy, ma świadomość swojej małości, niedoskonałości.
Natomiast jeśli zaczyna się występować w roli pasterza, ojca, to trzeba twardo stać na nogach. Dom ojca ma być miejscem schronienia, umocnienia. Ojciec jest punktem odniesienia.
Ksiądz Biskup skończył technikum, przez 2 lata studiował na politechnice. Solidne, świeckie wykształcenie.
Ten czas był ważny dla odkrywania powołania kapłańskiego. Zaraz po maturze myślałem o seminarium, ale to jeszcze nie było dojrzałe, przemodlone. Dorastałem do decyzji. Pierwszy rok politechniki – wydawało się, że jest dobrze, to jest to. Jak rozpoczynałem drugi rok, coraz częściej pojawiały się myśli o kapłaństwie.
Zawód Księdza Biskupa nazywa się…
Technik elektryk. Elektromechanik. Potem studiowałem elektryfikację i automatyzację górnictwa. Jestem „ścisłowcem”, człowiekiem raczej konkretnym. Na tych darach, które otrzymałem od Pana Boga, staram się bazować i je rozwijać. Także w posłudze duszpasterskiej.
Gdyby w kurii zgasło światło, coś się zepsuło, Ksiądz Biskup umiałby to naprawić?
Umiałbym, tylko nie wiem, czy robiłbym to legalnie (śmiech). Trzeba mieć uprawnienia, których nie posiadam.
Jak dużą rolę w powołaniu odegrał ruch Światło-Życie?
Zetknąłem się z nim w wieku 18 lat. Odbyłem rekolekcje ewangelizacyjne i to wtedy tak naprawdę doświadczyłem obecności żywego Boga, Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego. To na pewno miało wpływ na wybór powołania. Dlatego potrzebny mi był czas na dojrzewanie. Po 2 latach (w wieku 20 lat) zrobiłem maturę w technikum. Dopiero po niej – II stopień formacji.
Tak się złożyło, że w pierwszej parafii (św. Jadwigi Śląskiej w Rybniku) miałem pod opieką młodzież, zwłaszcza oazową. Byłem wikariuszem, a w rejonie byłem odpowiedzialny za formację młodych, rodzin i Domowego Kościoła. Była tam mocna oaza, co okazało się ważne. W seminarium więzy trochę się rozluźniły, otwierałem się na inne duchowości. Dzięki młodzieżowej wspólnocie w Rybniku wróciłem do pierwotnej miłości.
Ona trwa?
Tak, co świadczy o tym, że Pan Bóg wyznacza koleje naszego życia. W ostatnie wakacje prowadziłem III stopień oazy dorosłych w Krakowie.
Czytaj także:
6 rzeczy, których nauczyłem się dzięki oazie
Po 4 latach pracy wikarego trafił Ksiądz Biskup na 15 lat do kurii.
Przez 8 lat byłem kapelanem i sekretarzem abp. Damiana Zimonia. W tym okresie rozszerzały się moje horyzonty. Przyszło nowe spojrzenie na duszpasterstwo, na Kościół i na diecezję. Dzięki temu wiem, że nie ma 2 takich samych parafii, każda jest niepowtarzalna.
Do tego, dzięki zaufaniu abp. Wiktora Skworca, doszła posługa w administracji Kościoła: byłem kanclerzem, wikariuszem generalnym. Ktoś kiedyś dał mi dobrą radę: „za każdym pismem, dekretem stoi człowiek; dostrzegaj go!”
Ostatnie 4 lata to był okres probostwa w bazylice, w parafii św. Antoniego w Rybniku.
Co jeszcze ubogaci, mam nadzieję, posługę biskupa. Pracując w kurii, nawet przyglądając się duszpasterstwu na różnych odcinkach, zawsze jesteśmy troszkę z zewnątrz. Kiedy byłem proboszczem, mogłem się zetknąć z konkretnymi problemami. Wiem, co ludzie przeżywają.
Proboszcz sam bywa wizytowany.
Tak. Wizytacja ma pomóc w ukierunkowaniu duszpasterstwa w parafii. Choć nie zawsze wszystko da się zrealizować w danych realiach. Proboszcz opiera się przede wszystkim na możliwościach i otwartości innych osób.
Bardzo ważne są relacje z ludźmi i wsłuchiwanie się w ich problemy. Zupełnie inaczej to wygląda na poziomie ogólnym, a inaczej – w konkrecie. Czasem nie trzeba wiele mówić. Jeśli ktoś ma szansę się wypowiedzieć, być wysłuchanym, do pewnych wniosków dochodzi samodzielnie.
Co jeszcze zmieniło to doświadczenie? Nie każdy biskup je ma.
Zwiększyło zaufanie do Pana Boga. Bazylika i jej zaplecze, różnorodność problemów, to po ludzku przerasta możliwości. Nigdy nie wiadomo, gdzie coś się stanie, na przykład zawali i trzeba będzie naprawiać. Powierzałem to Panu Jezusowi: Twoja parafia, Ty tu rządź i prowadź. Jest zmaganie, co zrobić, żeby więcej ludzi przyszło do kościoła itd. Najważniejsze jest jednak budowanie relacji.
Kiedy zostałem proboszczem, powiedziałem: Chciałbym, żeby moja parafia była domem. Aby każdy czuł się dobrze w kościele, w przestrzeni duchowej. I żebyśmy mieli do siebie zaufanie. To trzeba po prostu przeżyć. Nie siliłbym się na wielkie teorie. Prowadzenie ludzi do Pana Boga to jest konkret. Spowiedź, homilie, modlitwa. Wsłuchiwanie się w problemy, z którymi każdy może przyjść.
Zmieni się więc chyba tylko to, że kuria jest większym domem. Więcej do ogarnięcia.
Tak, domem, w którym mieszczą się sprawy całej diecezji, a okazją do kontaktu z parafią będzie wizytacja.
Termin wizytacja nie brzmi zbyt biurokratycznie?
Zgadza się. Można je zamienić na: wizyta.
Logiczne. Kuria to dom, pasuje do niej składanie wizyt…
Będę starał się składać wizyty w parafiach i przyjmować wizyty w kurii.
Życzę światła Ducha Świętego w posłudze, żeby nigdy nie trzeba było wzywać elektryka.
(śmiech) Dziękuję. Bardzo proszę o modlitwę. Wzajemnie musimy sobie pomagać, siebie wspierać. Wierni potrzebują pasterza, a pasterz potrzebuje wiernych. Także tych, którzy będą mieli odwagę powiedzieć mu prawdę. To jest bardzo ważne.
Czytaj także:
Marek Mendyk: Biskup, który dąży do harmonii i stosuje dietę św. Hildegardy [rozmowa]