Abp Grzegorz Ryś opowiedział o swoim doświadczeniu z pierwszych lat kapłaństwa, dotyczącym katechezy i trudności, jakie miał z ujarzmieniem jednego z uczniów. Gdy poznał jego historię, wiele zrozumiał:
Na mojej pierwszej parafii – to był czas, kiedy katecheza jeszcze była w salce przy kościele – miałem taką trudną klasę. Uczyłem czwarte i piąte klasy podstawówki: to jest jazda bez trzymanki.
W jednej piątej klasie był taki chłopak, który jak przyszedł na religię, to był cud. Zawsze ta katecheza to było takie: zobaczymy, kto kogo… Czy klasa pójdzie za mną, czy pójdzie za nim. Zwykle przegrywałem. I narastało we mnie takie przekonanie: czekaj, dziadu, dopadnę cię po kolędzie. I wtedy sobie pogadamy, przy rodzicach! Sprawdzimy zeszycik, przepytamy, wyjdziesz na durnia… Taka zawziętość młodego katechety, który uważa, że jest genialny.
I poszedłem do rodziny tego chłopaka po kolędzie. Była godzina 11.30. W całym domu ten chłopak był jedyną trzeźwą osobą… I mnie się wtedy oczy otwarły bardzo szeroko… Teraz sobie to przypominam, jakby mnie napadła pokusa, żeby kogoś łatwo oceniać.
Zobaczcie całą katechezę abp. Rysia:
MaskancjuszTV/YouTube.com