Normalnemu człowiekowi nie mieści się to w głowie. Wiele osób nie chce na ten temat nawet czytać. Trudno się dziwić: odrobina empatii wystarcza, by lektura tekstu na ten temat wzbudziła olbrzymie emocje.Niewiedza dorosłych może być niebezpieczna dla dzieci. Co zatem trzeba wiedzieć?
O czym mówimy?
Definicji wykorzystywania seksualnego jest wiele, mniej lub bardziej szczegółowych. Światowa Organizacja Zdrowia precyzuje, że “z wykorzystaniem seksualnym mamy do czynienia, gdy aktywność seksualna wystąpi między dzieckiem a dorosłym lub dzieckiem a innym dzieckiem, jeśli te osoby ze względu na wiek bądź stopień rozwoju pozostają w relacji opieki, zależności, władzy. Celem takiej aktywności jest zaspokojenie potrzeb innej osoby”.
Wykorzystaniem seksualnym jest nie tylko kontakt seksualny, niechciany dotyk części intymnych czy zmuszanie do czynności związanych z seksem, ale także formy bezkontaktowe: molestowanie werbalne, ekshibicjonizm czy werbowanie w internecie do kontaktów seksualnych.
Czytaj także:
Kiedy pedofil wyznaje swój grzech… Tajemnica spowiedzi powinna obowiązywać?
Jaka jest skala problemu?
Statystyki policyjne czy sądowe, nawet jeśli są systematycznie prowadzone, zawsze będą niedoszacowane: obejmują tylko przypadki zgłoszone. Jak zatem ocenić skalę zjawiska? Kilka lat temu Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę zapytała polskich nastolatków (11-17 lat), czy przed ukończeniem 15 r.ż. doświadczyli wykorzystania seksualnego, czy to ze strony dorosłych, czy rówieśników.
Pytano konkretnie o każdą z wymienionych wyżej form. Okazało się, że 12,4% młodych ludzi doświadczyło przynajmniej jednej (nierzadko kilku, czasem wszystkich) form wykorzystania. W większości było to wykorzystanie bez kontaktu fizycznego (8,9%), ale aż 6,4% młodych mówiło o formach z kontaktem. Ofiarami częściej były dziewczyny (15,7%) niż chłopcy (9,2%).
Kim jest sprawca?
Najczęściej sprawcą jest mężczyzna. Statystyki policyjne mówią o zaledwie 2% kobiet, wydaje się jednak, że może być to odsetek niedoszacowany. Najwięcej przypadków wykorzystania seksualnego zdarza się – niestety – w szeroko pojętych rodzinach. W 2014 r. 15% nastolatków powiedziało, że wśród swoich rówieśników zna co najmniej jedną osobę wykorzystywaną seksualnie w rodzinie (zły dotyk, molestowanie werbalne lub oglądanie pornografii z rodzicem).
Warto wiedzieć, że w tym samym roku tylko 4,2% dorosłych deklarowało, że zna rodziny, w których dochodzi do seksualnego wykorzystania dziecka. Wiele dzieci najszybciej zwierzy się rówieśnikom…
Większość sprawców to osoby znajome dziecku. Nie ma środowisk wolnych od tego zjawiska. Słyszeliśmy o nauczycielach, trenerach, słyszeliśmy także o księżach.
Czytaj także:
300 winnych księży i 1000 poszkodowanych dzieci w ciągu 70 lat. Raport z Pensylwanii
Jak to wygląda wśród księży?
Jaka jest skala pedofilii wśród księży? W badaniach amerykańskich przeprowadzonych po wybuchu kryzysu w 2002 r. stwierdzono, że w latach 1950-2002 księża wykorzystujący dzieci (lub o to oskarżeni) stanowili około 4% amerykańskiego duchowieństwa. Obecnie, po podjętych działaniach, jest to około 1%.
Niewielki odsetek. Niestety, zarówno badania sprzed 16 lat, jak i obecny raport wydany w Pensylwanii wskazują, że część sprawców miała wiele ofiar. I w końcu: gdyby był tylko jeden taki ksiądz i jedna ofiara, byłoby o jednego za dużo.
Jakie motywy przyświecają sprawcom?
Podstawowe i istotne rozróżnienie dzieli sprawców na tzw. preferencyjnych (tzn. takich, którzy odczuwają pociąg seksualny do dzieci lub nastolatków, a dorośli ich nie interesują) i sytuacyjnych. O tych pierwszych słyszymy najczęściej.
Mogą szukać miejsc i sposobów na kontakt z dziećmi w preferowanym przez siebie wieku i wkładać wiele wysiłku w zbudowanie z nimi (lub ich rodzinami) relacji, pozwalających później na kontakt seksualny. Czasem przez lata wydają się świetnymi wychowawcami, poświęcającymi się dla dzieci i mającymi z nimi doskonały kontakt. To ta grupa sprawców, choć mniej liczna, ma najwięcej ofiar.
Sprawca sytuacyjny nie ogranicza się w sferze seksualnej do dzieci. Może mieć partnerkę lub partnera. Wykorzystywanie dziecka wynika z okoliczności: słabej kontroli nad własnym zachowaniem, dostępności i możliwości. Dziecko może być tu obiektem zastępczym. Tego typu sprawcy zwykle mają mniej ofiar, choć mogą mieć więcej niż jedną.
Czy terapia może pomóc sprawcom?
Jaka jest skuteczność udanej terapii? Badania amerykańskie mówią o częstości recydywy wynoszącej 12,7%. Zatem: nie każdy pedofil, jeśli przejdzie terapię, będzie swoją działalność kontynuował. Ale 12,7% to zbyt dużo, by ryzykować dopuszczenie do nienadzorowanego kontaktu z dzieckiem.
Nie chodzi tylko o ograniczenia prawne przy zatrudnieniu. Może to także dotyczyć członka rodziny, który nie powinien nigdy więcej mieć możliwości przebywania sam na sam z dziećmi. Nawet jeśli to będzie już kolejne pokolenie dzieci.
Czytaj także:
Bp Libera: pedofilia to zło, które musi być wykorzenione do końca [wywiad]
Co powinno mnie zaniepokoić?
Pierwszą sytuacją, której nie wolno zbagatelizować, jest sygnalizowanie przez dziecko, że ktoś narusza jego granice, czy to fizyczne, czy psychiczne (np. zadając zbyt intymne pytania). To ważne, by nie powiedzieć “przesadzasz”, ale poprzeć dziecko w domaganiu się poszanowania jego granic. Czasem trzeba mu podpowiedzieć, jak to zrobić. Testowanie granic dziecka i jego skłonności do zwierzania się zaufanym dorosłym to pierwszy krok w drodze do wykorzystania.
Kolejny etap to swoiste “uwodzenie”: dążenie do spędzania z dzieckiem jak największej ilości czasu, w tym kontakty wirtualne z wybranym dzieckiem, niecodzienne prezenty. To wszystko, choćby było uzasadniane troską o dziecko czy jego “talentem”, który trzeba rozwijać, należy potraktować jak dzwonek alarmowy.
Na pewno powinni też zwrócić naszą uwagę ludzie, którzy wydają się nie mieć granic, którzy pozwalają się dzieciom dotykać (np. grzebać sobie w kieszeniach w poszukiwaniu cukierków) i sami nieustannie je dotykają (podnosząc, przytulając, mocując się). To bardzo niepokojący sygnał, wymagający interwencji.
Jak pomóc dziecku?
Wykorzystanie seksualne w dzieciństwie pozostawia w człowieku ślad. Ale nie oznacza to, że to życie musi być zniszczone. Jeśli dobrze zareagujemy, zostanie nie otwarta rana, a zagojona blizna.
Jak zareagować, by dziecku pomóc? Po pierwsze, uwierzyć. Po drugie, stanąć zdecydowanie po jego stronie. Po trzecie: zgłosić. W tej chwili w Polsce zgłoszenie na policję wiarygodnej informacji o wykorzystaniu dziecka jest prawnym obowiązkiem.
Po czwarte: może być potrzebna pomoc psychologiczna (w dużej mierze zależy to od rodzaju wykorzystania i relacji łączącej ze sprawcą). Czasem także będzie ona potrzebna całej rodzinie. Wykorzystanie seksualne dzieci to coś, co zdarzyć się nigdy nie powinno. Ale to, jak bardzo będzie niszczące, w wielkim stopniu zależy od naszej na nie reakcji.
Dane statystyczne dotyczące Polski pochodzą z raportu “Dzieci się liczą” przygotowanego przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę (2017). Badania wśród amerykańskich księży przeprowadził The John Jay College of Criminal Justice (Karen Terry, 2002). Częstość recydywy podano za metaanalizą badań nad recydywą u sprawców przestępstw na tle seksualnym (Hanson i Bussiere, 1998).
Czytaj także:
Pedofilia. Poważny problem społeczny w Polsce (a nie tylko w Kościele)
Czytaj także:
Manekiny w sutannach zawisły na moście w Chile. Ofiara księdza-pedofila zabiera głos