Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nikt tak nie potrafi wyciągać z rodzicielskiego kanału jak pewna Bridgit zagrana przez Renée Zellweger. Stopień zaburzenia i szczerości tej niepoprawnej (delikatnie rzecz ujmując) Angielki demontuje najbardziej nagromadzone kule frustracji.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mamy swoje ojcowskie cele, macierzyńskie kierunki, z pasją lub z siłą woli, co dzień zdobywamy rodzicielskie Mount Everesty. Przychodzą jednak chwile, które powalają nas na kolana. Zderzamy się z prawdą o tym, że nie mamy aż tyle cierpliwości, ile byśmy sobie życzyli. Że nie jesteśmy odpowiednikiem ideału, za który biorą nas matki-koleżanki, ojcowie-koledzy. Przychodzą takie chwile, kiedy rozbrzmiewają w nas emocje rodem z „Groty Króla Gór” Edwarda Griega. Co wtedy? Wtedy musimy być dla siebie dobrzy, dobrzy i jeszcze włączyć sobie film.
Film powinien być nie byle jaki. Przemyślany. Z fabułą odpowiednią do okoliczności. Okey! Zapraszam was dziś do tekstu lżejszego niż poprzednie, i – daj Boże – przydatnego. Oto moja osobista selekcja na rodzicielską chandrę. Wierzcie mi bądź nie, ten zestaw nigdy mnie nie zawiódł!
Chandra razy milion: “Bridgit Jones 3”
Nikt tak nie potrafi wyciągać z rodzicielskiego kanału jak pewna Bridgit zagrana przez Renée Zellweger. Stopień zaburzenia i szczerości tej niepoprawnej (delikatnie rzecz ujmując) Angielki demontuje najbardziej nagromadzone kule frustracji.
Bridgit posiada wszystko, czego my nigdy nie będziemy miały/mieli, ale to akurat jest solidny komplement w naszą stronę. Co to znaczy? Jeżeli uważasz, że dzisiejsze włączenie się czerwonego radaru z wyjącą syreną na twojej głowie było wielkim upadkiem, pomyśl o kobiecie, która aby pobrać próbkę DNA predysponowanego do ojcostwa mężczyzny, konfabuluje spotkanie w głównym wydaniu wiadomości i za pomocą koleżanki wydłubuje mu szpakowate źdźbła z głowy i wypytuje na wizji o najbardziej intymne fakty.
Opowieść o kobiecie po czterdziestce, która – pomimo przeciwności najbardziej podstawowego kalibru – z dumą oczekuje narodzin pierwszego dziecka, potrafi rozładować rodzica tak szybko, jak Nokia 3310 po całonocnym doładowaniu. Podkreślam – nigdy się nie zawiodłam.
Czytaj także:
Kultowe cytaty z polskich filmów. Zgadnij których! QUIZ
Najazd dziadków: “Poznaj moich rodziców”
Są takie spotkania, które pozbawiają nas energii i nadziei na lepsze jutro. Są po prostu minuty, godziny i dni z niereformowalnymi dziadkami. Pozwólmy dojść do głosu kwestii podejmowanej tylko w gronie najbardziej zaufanych przyjaciół!
Bo cóż począć, kiedy po raz kolejny babcia przynosi do domu siatkę słodyczy lub grające we wszystkich językach midi zabawki, chociaż tłumaczyliście, że macie konkretną strategię na przyswajanie cukru i przyjmowanie upominków przez wasze dzieci? Jak nie polec, jeśli znowu wysłuchujesz litanii na temat swoich niskich kwalifikacji odnośnie zajmowania się niemowlęciem? I w końcu, czy zdołasz zachować zimną krew przed pojawiającym się na horyzoncie obiadem z teściami?
Odpowiedź na to pytanie brzmi – jest dziadek, który swoim kosmicznym odlotem przewyższa każdego, powtarzam, każdego człowieka, który kiedykolwiek został pobłogosławiony wnukiem. Spójrzcie na twarz, na postawę, na przemyślenia Roberta de Niro. Wsłuchajcie się w jego teksty. Zajrzyjcie do jego wnętrza. Zwróćcie uwagę na sztuczną pierś, którą sam skonstruował. Czujecie już? To właśnie ten film pozwoli wam odreagować stresy i niewycelowane w nikogo, zatrzymane w gardle słowa. Jack Byrnes jest tylko jeden. I Bogu za to dziękować.
Tydzień temu zostałem rodzicem: “Nowy początek”
Zacznijmy od tego, że prawdopodobnie nie będziesz miała/miał siły na włączenie komputera. Jeśli tydzień temu zostałaś mamą/zostałeś tatą, jedyną rzeczą, o której marzysz jest… Nie, wcale nie prysznic. Sen! Tak, to jego brakuje ci najbardziej. Możesz mi wierzyć lub nie, ale przeżywasz dokładnie to samo, co Amy Adams i Jeremy Renner w cudownie opowiedzianym filmie Sci-Fi.
Przepraszam, czy nie uczestniczysz właśnie w tworzeniu nowego Wszechświata? Z prostej dziewczyny zamieniasz się właśnie w ekspertkę lingwistyki, próbującą wyłapać niezrozumiały jeszcze dla innych język waszego dziecka. Jeszcze tydzień temu byłeś zwykłym chłopakiem z sąsiedztwa. Teraz, dzień po dniu przemieniasz się w odjechanego naukowca stawiającego tezy na temat częstotliwości wydobywania się materii z żywego organizmu waszego syna lub córki. Lub syna i córki/syna i syna/córki i córki.
Najpiękniejsza w „Nowym początku” jest cierpliwość, z jaką główni bohaterowie podchodzą do Obcych. Ich strumień świadomości do bólu przypomina ten, który towarzyszy świeżo upieczonym rodzicom w poznawaniu potrzeb ich dziecka. Film warty obejrzenia do ostatniej minuty. Finał jest czystą niesamowitością. Zresztą, tak jak w życiu!
Czytaj także:
6 filmów familijnych, które warto zobaczyć w ferie
Dzień-walec: Kilka propozycji
W dniu, w którym zapuściłaś się/zapuściłeś się na cmentarzysko słoni, choć Mufasa mówił ci, żebyś omijała/omijał to miejsce szerokim łukiem, nie istnieje jedna właściwa filmo-nauczka. Z autopsji chciałabym polecić kilka rozwiązań oscylujących wokół trzech sztywnych parametrów – jak najmniej słów, jak najmniej akcji, jak najwięcej absurdu.
Dzień, w którym okazaliśmy się rodzicami-bucami powinniśmy zakończyć tak, aby w tyle głowy mieć poczucie, że zrobiliśmy to pierwszy i ostatni raz. Oczywiście, nie tylko w kontekście rodzicielskiej wywrotki, ale i wybranego filmu. Pierwszym rzutem na taśmę proponuję „2001: Odyseję kosmiczną” Kubricka lub dokumentalny film religijny pt. „Wielka cisza”. Zaletą obu jest brak dialogów. Jeśli nie masz aż tak mocnych nerwów, możesz powędrować na Netflixa i odpalić koncert „Barbara. The Music… The Mem’ries… The Magic!”. Opcję tę polecam szczególnie panom. Jeśli i to stanowiłoby trudny początek, nie pozostaje mi nic innego, jak przekierować was do Bridget. Tak jak pisałam – potrafi podnieść z popiołów!
Czytaj także:
Oglądam czasem romanse. Czy to oznacza, że jestem mniej męski?