Nie mam wielkich ambicji. Mam zupełnie inne priorytety. Wychować synów na wspaniałych ludzi. To dopiero wyzwanie – mówi Ewa Kaim, aktorka Teatru Starego, Justa z thrillera „Odnajdę cię”. Do kin wchodzi thriller „Odnajdę cię”, w którym Ewa Kaim gra Justę – silną policjantkę, a jednocześnie heroiczną matkę. Aletei aktorka Teatru Starego, wykładowca PWST opowiada o deficycie dobrze napisanych kobiecych ról, fascynacji kulturą ludową, a także o priorytecie, którym dla niej jest wychowanie synów na wspaniałych ludzi.
Małgorzata Bilska: Zagrała pani główną rolę w filmie Beaty Dzianowicz „Odnajdę cię”. Kobietę pełną sprzeczności – zdecydowaną, silną, wręcz męską policjantkę, a zarazem zdolną do najwyższego poświęcenia, heroiczną matkę. Jak to ze sobą pogodzić?
Ewa Kaim: Taka jest ta postać: nieprzewidywalna, niepoukładana, nieracjonalna i pełna sprzeczności. Właściwie kieruje się tylko instynktem, a jej instynkt macierzyński jest niesamowity. I to jest jej najsłabszy punkt. Rejon, z którym sobie nie radzi. Jeśli chodzi o mężczyzn czy bardzo skomplikowane wybory życiowe, Justa jest silna. W relacji z córką ta twarda kobieta zmienia się w nadopiekuńczą i szaleńczo rozkochaną osobę.
Justa – silna policjantka i heroiczna matka w jednym
Nie pasuje mi trochę słowo instynkt. Jest zbyt organiczny. W filmie ujawnia się, gdy Justa ma kłopoty w pracy, a mąż nagle chce rozwodu. Jego partnerka jest w ciąży. W chaosie córka staje się jedyną osobą, w której Justa ogniskuje uczucia i sens życia. Poza tym jest agresywna, trzeba by więc mówić o drugim instynkcie, agresji. Przyłożyła mężowi tak, że zrobił obdukcję.
Upieram się przy słowie instynkt. To, co jest między nią a córką głębokie – instynktowne. To nie jest przemyślane uczucie. Po prostu jest. Marzenia córki i jej świat to jedyny moment, kiedy Justa zaznaje prawdziwego piękna. Docenia starania Leny i zrobi wszystko, żeby jej marzenia muzyczne się spełniły. Życie Justy jest pełne zakrętów, nie radzi sobie z nim. Sens znajduje w pracy. Piękno, o które walczy, to jest jej córka.
Pozornie Justa odbiega od stereotypu kobiety, lecz to… kobiecość rujnuje jej pracę. Popełnia błąd, daje się podejść byłemu chłopakowi. Potem miłość do córki „kładzie” całą operację policyjną. Odsuwają ją od sprawy, bo za mocno się angażuje. A ona nadal łamie zasady, emocje ją dyskredytują. Jak powierzyć śledztwo babie?
No tak. Ale ona lubi łamać zasady. Niepokorna natura cały czas jej przeszkadza. Nie zastanawia się, tylko działa. Zawodowstwo staje się katastrofą, gdy córka zostaje porwana – wtedy zapomina o wszystkim. Przekora Justy też mnie ujęła. Jest tak szybka, że trzeba za nią biec.
Ewa Kaim: Brakuje dobrze napisanych ról kobiecych
Dlaczego pani przyjęła tę rolę? Jest pani gwiazdą Teatru Starego, rzadko pokazuje się jednak publiczności w kinie. Z Beatą Dzianowicz już pani kiedyś pracowała.
Poznałyśmy się z Beatą kilkanaście lat temu, przy pracy nad spektaklem Teatru Telewizji „Koncert życzeń” (również ze zdjęciami Jacka Petryckiego). To była ciepła, mądra i niezwykle dowcipna historia trzech sióstr, świetnie napisana. Beata, autorka scenariusza, potrafi znakomicie skonstruować postaci. Są niebanalne, każda z jakąś komplikacją. Po prostu świetnie pisze role, a potem prowadzi aktorów jako reżyser. Scenariusz filmu napisała dla mnie. Byłam bardzo zaskoczona tym, kogo mam grać. Przeczytałam scenariusz i nie wiedziałam, co powiedzieć. A Beata się śmiała…
Zobaczyła w pani coś, o co się pani nigdy nie podejrzewała?
Chyba tak.
To było wyzwanie?
Niesamowite. Ale też wielka radość, że można się zmierzyć z czymś, co jest tak obce mojej naturze, co Beata we mnie zobaczyła i wydobyła.
Aktorki na całym świecie narzekają, że role dla kobiet są skrojone nudno, stereotypowo. Dużo jest propozycji – wyzwań?
Niestety, nie. Brakuje dobrze napisanych ról kobiecych. Brakuje dobrze napisanych scenariuszy. Tkwimy w stereotypach.
Z czego to wynika?
Z pewnej perspektywy… Nie chcę uogólniać, bo mężczyźni też doskonale mogą znać i czuć perspektywę kobiety. Ale z reguły jest tak, że kino to świat mężczyzn. Kobieta jest być może ozdobą męskiego świata. Brakuje mi dobrych seriali…
Z pogłębionymi psychologicznie postaciami?
Dokładnie tak. Żeby postać nie posługiwała się banalnymi rozwiązaniami, których każdy się spodziewa. W takiej postaci nie ma o co walczyć. Trzeba tylko wejść w schemat i go powielić. Dlatego tym bardziej się cieszę, że spotkałam się z Justą i musiałam się z nią zmierzyć.
„Boli mnie, że nieczęsto zdobywamy się na ryzyko kina ambitnego”
Ma pani doktorat, wykłada. Spektakl dyplomowy „Do DNA” z 2017 roku w pani reżyserii, nagradzany na festiwalach, opiera się na muzyce ludowej. Tym tropem poszedł Pawlikowski w „Zimnej wojnie”. Czy to moda na „Mazowsze”?
Na jednym z egzaminów wykorzystałam repertuar Mazowsza. Jakoś to dziwnie się złożyło, film jest przepiękny. Z tym większą radością obserwowałam, że wybitny reżyser bada te same rejony, co ja.
Zagrałaby pani u niego?
No oczywiście, że tak. Tylko on chyba nie wie o moim istnieniu (śmiech).
Jego role kobiece nie są sztampowe.
Nie są.
Filmy tworzą artyści. Czemu więc w scenariuszach jest mało przestrzeni dla waszych indywidualności?
To raczej kwestia obostrzeń finansowych, marketingowych.
Rynek wyznacza role?
Tak, choć to jest dla mnie złudne. Mówi się, że publiczność przyjdzie na dany rodzaj kina. Musi być łatwe, dlatego tyle jest komedii. Ludzie, którzy chcą zarobić na filmie, uważają, że widzowie chcą w kinie tylko odpocząć.
Film jako rozrywka?
Powstają filmy artystyczne, ale nikną w zalewie komercji.
Są niszowe.
A przecież polska szkoła filmowa to były wysokie wymagania postawione publiczności. Szkoła polska zasłynęła na cały świat. Publiczność wraca do tych filmów, one nie przestały być żywe. Świetne scenariusze. Filmy wyreżyserowane przez wybitnych artystów ze świetnymi kreacjami aktorskimi. Boli mnie, że teraz nie tak często i nie tak otwarcie zdobywamy się na ryzyko kina ambitnego.
Ewa Kaim: Wychować synów – to mój priorytet!
Woli pani wychowywać dzieci, jak czytam w wywiadach, niż robić karierę w Warszawie. Pani też można postawić zarzut braku ambicji zawodowych.
Nie mam wielkich ambicji.
(śmiech) No i co ja mam teraz z tym zrobić?
Nie mam, przykro mi. Mam zupełnie inne priorytety. Wychować synów na wspaniałych ludzi. To dopiero wyzwanie.
Filmową córkę gra Zofia Stelmach.
Świetna dziewczyna.
Wcale nie taka grzeczna, delikatna, choć gra na fortepianie. Bardzo mi się podobała. Powiedziała pani kiedyś, że aktor musi mieć odwagę i wyobraźnię. Na ile czerpała pani z doświadczenia, na ile – z siły wyobraźni?
Nie sposób nie czerpać z doświadczeń, nie można się od nich odciąć. Wyobraźnia matki działa. Zresztą nie trzeba mieć dzieci, żeby mieć wyobrażenie co przeżywa kobieta, której porywają dziecko. Uwolnienie wyobraźni, niepokorności i odwagi to moje główne dążenia w pracy ze studentami. Bardzo bym chciała, żeby byli wolni i niezależni.
Zdradzi pani najbliższe plany zawodowe?
Moją wielką nadzieję budzi nowy sezon w Teatrze Starym. Będą reżyserowali u nas świetni reżyserzy: Monika Strzępka, Michał Borczuch, Paweł Miśkiewicz, Agnieszka Glińska, Marcin Wierzchowski, Remik Brzyk, Krzysiek Garbaczewski…
Dobra nowina! Może pani coś już zarekomendować ze swoim udziałem?
Jeszcze nie znamy obsad ani terminów, to się dopiero kształtuje. Ale sezon będzie bardzo intensywny. Zapraszam do teatru po przerwie wakacyjnej. A 3 sierpnia do kin na premierę filmu. Jestem ciekawa, jak go odbierze publiczność.
Czytaj także:
5 filmów o poświęceniu, które warto zobaczyć
Czytaj także:
Prawdziwa Lady Gaga. Premiera dokumentu o najbardziej ekscentrycznej artystce wszech czasów
Czytaj także:
Ostrowska-Królikowska dla Aletei: Nie zazdroszczę mężczyznom