separateurCreated with Sketch.

Był alkoholikiem, skinheadem, rasistą. W więzieniu stał się przyjacielem Boga [świadectwo]

PIERRE MARC BAUDRAIS-CARTOT
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Miesiąc po zatrzymaniu napisał list do księdza: „Kapelanie, jestem tylko ochrzczony, modlę się, ale Pan Bóg mi nie odpowiada”... Potem umówili się na pierwsze spotkanie.

W jego historii pogróżki o tym, że "za chwilę własna matka go nie pozna", okazały się bardzo realne. Faktycznie, kiedy wyszedł z więzienia, własna matka go nie poznała. I ze zdziwieniem wyznała: "Kiedyś był człowiekiem, który chciał wszystkich lać, był bardzo agresywny. A dzisiaj, kiedy budzi się rano, od razu bierze do ręki Biblię i się modli".

Pierre Marc Baudrais-Cortot, 24-latek z Francji, nie miał łatwego życia, choć - jak mówi - pochodzi z całkiem normalnej rodziny. Zabrakło w niej jednak ojca, który zmarł, gdy Pierre Marc miał 12 lat. Chłopak cierpiał. Tak bardzo, że by o tym nie myśleć, zaczął pracować już wieku 14 lat. Chciał zagłuszyć tę wyrwę w sercu, z którą nie potrafił sobie poradzić.

Pracował jako hydraulik, uczył się, poszedł nawet na studia. Zafascynował się skinheadami i wkrótce do nich dołączył. Mówi o sobie: "byłem rasistą". Miał problemy z alkoholem.

Nawrócenie w więzieniu

Jak trafił do więzienia? Pewnego dnia postanowił obronić koleżankę przed jej chłopakiem. Skończyło się oskarżeniem o próbę zabójstwa. Najpierw spędził 11 miesięcy w areszcie, czekając na wyrok, potem rok w więzieniu i kolejny rok w areszcie domowym. Mówił, że ten ostani był dla niego najgorszy.

Już po miesiącu od zatrzymania czuł, że potrzebuje pomocy. Ale nie chciał korzystać z rozmów z psychologiem, czuł, że problem jest w jego sercu, a nie w głowie. Potrzebował księdza.

"Kapelanie, jestem tylko ochrzczony, modlę się, ale Pan Bóg mi nie odpowiada". Taki list przeczytał ks. Grzegorz Herman, który od kilku lat pracuje we Francji jako kapelan więzienny.

"Poszedłem do jego celi. Zobaczyłem ogoloną głowę, na ciele pełno tatuaży i mierzący mnie wzrok. Powiedziałem mu tylko, kiedy jest nasze spotkanie" - wspomina ks. Grzegorz. Pierre Marc przyszedł i tak rozpoczęła się jego droga doświadczania wolności, mimo bycia w areszcie. Wolności, którą dawał mu Bóg. Od tego momentu raz w tygodniu spotykali się, by rozmawiać o wierze, Bogu, o życiu.

PIERRE MARC BAUDRAIS-CARTOT
Kamil Szumotalski/ALETEIA

Jak to możliwe, że w więziennej celi, na 9 metrach kwadratowych, poczuł się prawdziwie wolny? "Jezus naprawdę uwalnia, pozwolił mi zmienić wiele rzeczy we mnie. Zdałem sobie sprawę, że on cały czas przy mnie był, tylko ja go nie widziałem" - mówił.

Na pytanie, czy więzienie dało mu wolność – wolność od starego życia, dzięki której pojawiła się w nim przestrzeń dla Boga, odpowiada zdecydowanie, że tak właśnie było. – Wolność była dla mnie zawsze bardzo ważna – powiedział – nawet mam tatuaż na plecach z tym napisem, zrobiony jeszcze przed nawróceniem. Ale dopiero w więzieniu zrozumiałem, czym tak naprawdę jest wolność.

W pewnym momencie Pierre Marc zaczął nawet dziękować Bogu za to, że jest w więzieniu. Dlaczego? "Bo tam Bóg pozwolił mi zmienić się i otworzyć oczy na to, kim byłem wcześniej, na moje grzechy" - wyznał.

Choć jestem w więzieniu, jestem wolny

Pan Bóg zaczął go zmieniać. Pierre Marc zapragnął przyjąć Pierwszą Komunię Świętą i bierzmowanie. Ks. Grzegorz zrobił mu indywidualne katechezy, a po wyjściu z więzienia chłopak przyjął sakramenty. "Zrozumiałem, że potrzebuję czegoś więcej" - powiedział. Chciał się modlić, czytać Pismo Święte, poznawać i siebie, i Boga. A przede wszystkim to, kim jest w Jego oczach.

"Pan Bóg uwolnił mnie nie fizycznie, ale mentalnie, duchowo. Mogę mówić o tym z odwagą, bo doświadczyłem mocy wiary w Chrystusa. Jeszcze trzy lata temu byłoby dla mnie nie do pomyślenia, że będę mówił świadectwo".

Pierre Marc dziś mówi, że w więzieniu bardzo zmieniło się jego myślenie. Wspomina czasy, kiedy był skinheadem, rasistą. A w więzieniu był w jednej celi z Cyganem, z chłopakami z Konga i z Martyniki. "Te spotkania pozwoliły mi spojrzeć inaczej na człowieka. Gdyby Bóg nie zmienił mojego serca, to byłoby niemożliwe" - przyznaje.

Wspomina też czas aresztu domowego, który był dla niego trudniejszy niż ten w więzieniu. "Po wyjściu zdałem sobie sprawę, że rozpoczynanie wszystkiego od początku jest bardzo trudne. Pan Bóg nauczył mnie cierpliwości. Nie mogłem wyjść nawet do kościoła, wtedy, kiedy chciałem. Miałem ściśle określone godziny, w których mogłem się ruszyć z domu" - mówi.

PIERRE MARC BAUDRAIS-CARTOT
Kamil Szumotalski/ALETEIA

Żyję na maksa!

Dziś czuje, że jego wiara jest coraz większa i każdego dnia bardziej żywa. "Pan Bóg cały czas mnie kształtuje. Kocham go, żyję z Nim, jak z przyjacielem, który jest mi bardzo bliski. To daje mi radość, częściej się uśmiecham. Miewam trudne momenty, ale wiem, że mogę na Niego liczyć, że on odpowie na moje pytania" - mówi Pierre Marc.

Jego historia jest dowodem na to, że Pan Bóg może zmienić serce człowieka nawet w więzieniu. Pierre Marc: "Dzisiaj zwracam uwagę na każdy detal mojego życia, korzystam z każdej chwili, cieszę się tym, że mogę pójść na spacer do lasu. Mam świadomość tego, że jestem wolny - przede wszystkim wewnętrznie".

Odkąd jest na wolności, jeździ do szkół, by świadczyć o swojej wierze. My spotkaliśmy go w 2018 roku na Przystanku Jezus w Kostrzynie nad Odrą. Przyjechał razem z ks. Grzegorzem Hermanem, tym samym, do którego napisał list z więzienia.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.