separateurCreated with Sketch.

Uciekł z Auschwitz dzięki Polakowi. O tej historii mówi się w USA

AUSCHWITZ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Herman Shine to jeden z ok. 200 więźniów, którzy uciekli zza drutów obozu koncentracyjnego i przeżyli. Gdyby nie Polak Józef Wrona, prawdopodobnie by mu się to nie udało. A tak dożył 95. roku życia.

Herman Shine to jeden z ok. 200 więźniów, którzy uciekli zza drutów obozu koncentracyjnego i przeżyli. Gdyby nie Polak Józef Wrona, prawdopodobnie by mu się to nie udało. A tak dożył 95. roku życia.

Tą historią zainteresował się “The New York Times”. Jak przypomina amerykańska gazeta, do Auschwitz deportowano co najmniej 1,3 mln ludzi. 1,1 mln z nich zginęło, a co najwyżej 200 udało się uciec. Zapewne większość z was słyszała już o brawurowej ucieczce Kazimierza Piechowskiego czy Witolda Pileckiego. Za druty – jak sam mówił: dzięki tuzinowi cudów – wydostał się także Herman Shine, który zmarł 23 czerwca 2018 r. w Kalifornii.

Urodził się w Berlinie w 1922 r. To właśnie tam po pierwszej wojnie światowej przeniósł się z Polski jego ojciec, Gerson Scheingesicht, handlowiec. We wrześniu 1939 r. Shine – a właściwie Mendel Scheingesicht, bo tak się wtedy nazywał – został wysłany do obozu koncentracyjnego Sachsenhausen. Było z nim kilkoro przyjaciół, m.in. Maks Drimmer. 3 lata później obaj trafili do obozu pracy Monowitz (później KL Auschwitz III-Aussenlager), gdzie Shine pracował jako dekarz. Bywał także wysyłany do obozu w Gliwicach.


KAZIMIERZ PIECHOWSKI NIE ŻYJE
Czytaj także:
Pan Kazik i jego brawurowa ucieczka z Auschwitz

 

Herman Shine: „Przeżyłem dzięki tuzinowi cudów”

I właśnie tam w grupie młodych kobiet zobaczył Marianne Schelesinger, która – z racji, że była jedynie pół-Żydówką, po całodniowej pracy dla Niemców mogła wracać na noc do domu. Shine opowiedział jej o mordzie dokonywanym na Żydach. A ona… podała mu swój adres.

Tutaj do akcji wkracza Józef Wrona, zatrudniony w Monowicach jako robotnik cywilny. Któregoś dnia w 1944 r. przysłuchiwał się rozmowie esesmanów, którzy – nieświadomi, że Polak zna niemiecki – rozprawiali o planowanym wymordowaniu więźniów. Wrona ostrzegł Maksa Drimmera i zgodził się pomyśleć o zorganizowaniu ucieczki dla niego i jego przyjaciela. Wspominał ją tak:

W przerwie obiadowej ukryłem ich w magazynie na terenie zakładów w przygotowanym schowku w szklanej wacie. Ja miałem dostęp do kluczy do tego magazynu. W dniu następnym, wieczorem, przedostałem się do magazynu, wyciągnąłem więźniów spod szklanej waty i przebrałem w przygotowane już ubrania cywilne. Wcześniej upiłem magazyniera, Austriaka, żeby zmniejszyć jego czujność. Mając teren dobrze rozpoznany, wyprowadziłem więźniów z terenów zakładów i po długim marszu dotarliśmy do Nowej Wsi (sprawiedliwi.org).

Po drodze uciekinierów zatrzymał Niemiec, ale… uwierzył, że wszyscy trzej są zwyczajnymi polskimi robotnikami.

Józef Wrona – ryzykując życie swoje i najbliższych – umieścił Żydów na poddaszu w stodole. Dostarczał im jedzenie, a nawet zgodził się przekazywać korespondencję innym więźniom. Niestety, właśnie jeden z takich listów, napisany przez Maksa do ukochanej Herty Zowe, trafił w ręce Niemców.

Józef Wrona nie musiał długo czekać, by pod jego domem zatrzymali się esesmani z psami. Ale choć przeszukiwali majątek dokładnie, Żydów nie znaleźli. Dla Hermana i Maksa był to jednak ostateczny sygnał, że muszą uciekać dalej.


ELIAHU PIETRUSZKA
Czytaj także:
Ma 102 lata, przeżył Holocaust. Myślał, że stracił całą rodzinę…

 

Józef Wrona – Sprawiedliwy wśród Narodów Świata

Pomoc znaleźli u Marianne Schelesinger w Gliwicach. Rok po wojnie obaj założyli rodziny, podczas podwójnej ceremonii w Berlinie. Herman ożenił się z Marianne, a Maks z Hertą. W 1947 r. wyemigrowali razem do Stanów Zjednoczonych, gdzie Herman na dobre porzucił imię Mendel i założył firmę dekarską.

Nigdy nie dowiedział się, co stało się z jego rodzicami. Jego dwaj bracia i dwie siostry przeżyli wojnę i rozproszyli się po świecie.

Co stało się z Józefem Wroną? W 1990 roku przyleciał do Stanów Zjednoczonych i w obecności tych, których uratował, odebrał medal Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata. Zmarł rok później. Jak mówił wtedy w „Los Angeles Times” Herman Shine, „Józef nie tylko ryzykował swoje życie – nasze życie i tak nie było nic warte – ale ryzykował życie całej swojej rodziny i całej wioski”.



Czytaj także:
„Oświęcim przy nich to była igraszka…” Witold Pilecki na zdjęciach

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.