Wyruszyli we dwóch: młody przestępca – pokutnik oraz jego „anioł stróż”, emerytowany nauczyciel. Było ciężko. Z czasem zawiązała się między nimi nić relacji. Z każdym krokiem, z każdą kłótnią i z każdą modlitwą mocniejsza.„Zamiast posłać cię za kratki chciałbym, abyś… poszedł na pielgrzymkę do Santiago de Compostela” – tę niecodzienną propozycję jeden z włoskich sędziów z Wenecji złożył 22-letniemu przestępcy, który miał na swym koncie drobne kradzieże i bójki. Chłopak w trasę wyruszył. Za anioła stróża dostał emerytowanego nauczyciela, który miał zaświadczyć o prawdziwości wykonania przez niego pielgrzymiej kary.
To pierwszy przypadek we włoskim systemie sądowniczym, gdy sędzia uznał pielgrzymkę za formę odbycia kary, i co więcej, wyczyścił kartotekę pielgrzyma z przestępstw, za które ten odpokutował.
Read more:
„Pielgrzymka zaraz po raju jest najlepszym miejscem”. Hipisi od śp. ks. Szpaka idą na Jasną Górę
Pielgrzymka w abstynencji albo więzienie
O chłopaku wiadomo niewiele. Ma włoskie obywatelstwo, ale jego korzenie są w Afryce Północnej. Rodzina była niewydolna wychowawczo i dzisiejszy pielgrzym szybko zaczął mieć zatargi z prawem, brał narkotyki i był krok od uzależnienia.
Gdy trafił na ławę oskarżonych, sędzia powierzył go nowo powstałemu we Włoszech stowarzyszeniu „Długie wędrówki”, gdzie zaczął przysposabiać się do pracy zawodowej oraz wypełniać różne obowiązki wolontariusza. Gdy okazało się, że dobrze wywiązuje się z podjętych zadań, stowarzyszenie wraz z biurem ds. pomocy socjalnej przy weneckim trybunale przygotowało dla niego specjalną ofertę pokutną. I tym sposobem sędzia zaproponował mu pielgrzymkę.
Chłopak musiał podpisać konkretną umowę, która zakładała, że pieszo dotrze do sanktuarium św. Jakuba i że w czasie całej wędrówki nie wolno mu używać narkotyków, pić alkoholu, palić papierosów, ani nawet korzystać z telefonu komórkowego. Zobowiązanie włożył do kieszeni i wracał do niego w czasie chwil zwątpienia.
Na utrzymanie i noclegi pokutnik oraz jego anioł stróż otrzymali specjalny fundusz, każdy po niecałe 40 euro dziennie. W razie niewywiązania się z któregokolwiek punktu umowy, nieodpokutowaną karę miał odbyć w więzieniu.
Do Santiago i z powrotem
Kierująca stowarzyszeniem „Długie wędrówki” Isabella Zuliani wskazuje, że mieszczące się w nazwie stowarzyszenia „wędrówki” mają różny charakter, zawsze naznaczone są jednak trudem i wyrzeczeniem. Nie zawsze kończą się jednak wejściem na właściwą drogę i zmianą stylu życia.
82 dni w drodze, 1500 km potu i pielgrzymich odcisków w wędrowaniu po horyzont swojej winy i początek nowego życia. Najpierw piękna, ale trudna via del la Plata i dotarcie do Santiago de Composteli, a następnie na kres świata, czyli do Finisterre, gdzie kończy się stare życie. Następnie powrót do Wenecji słynną drogą francuską.
Read more:
Zaczynają Camino jako wędrowcy, a kończą jako pielgrzymi, którzy spotkali Boga
Pokutnik i przybrany dziadek
Towarzyszący mu 68-letni Fabrizio mówi, że na trasie przedstawiali się jako dziadek z wnukiem. Wyznaje, że codzienna koegzystencja nie była łatwa. Nieraz musiał brać na klatę złość pielgrzyma i znosić jego humory. Trudne było szczególnie poranne wstawanie przed świtem, gdyż chłopak przyzwyczajony był do wylegiwania się do południa.
Obaj się jednak nie poddawali i szli dalej. Z czasem zawiązała się między nimi nić relacji. Z każdym krokiem, z każdą kłótnią i z każdą modlitwą mocniejsza. „Gdy pokonywaliśmy kolejne kilometry, odbywałem moją wewnętrzną pielgrzymkę, ucząc się akceptacji, otwartości i zrozumienia” – wyznaje Fabrizio.
Chłopak, gdy wrócił do domu, jako pierwszą rzecz powiedział, że pielgrzymowanie jest rozmyślaniem. Wyznał, że jego anioł stróż był dla niego cierniem boleśnie wbijającym się w bok. „Był to jednak dobry cierń, bo pokazał mi nowe życie i nowe wartości. Wróciłem przemieniony” – wyznał pokutnik.
Dodał też, że w drodze zyskał przybranego dziadka. Czy ten szczęśliwy koniec będzie prawdziwym happy endem, pokaże teraz życie. Szefowa stowarzyszenia liczy, że kolejni pokutnicy wkrótce ruszą na pielgrzymi szlak.
Read more:
Przeszedł camino… na jednej nodze!