W tym roku idą bez zmarłego ks. Andrzej Szpaka, ale za to z błogosławieństwem papieża Franciszka. „Tu czułam się zawsze kochana”. „Tu przyszłam poczuć to, co kiedyś, ale też podziękować Bogu za Szpaka”. „Mam intencję, żeby mi się ułożyły relacje z moim ojcem” – mówią uczestnicy przed wymarszem.
Pielgrzymka hipisów
Wczoraj z Warszawy wyruszyła 40. Pielgrzymka Młodzieży i Rodzin Różnych Dróg i Kultur, zwana pielgrzymką hipisów. Pierwszy raz nie weźmie w niej udziału zmarły w zeszłym roku inicjator, charyzmatyczny duszpasterz ks. Andrzej Szpak. Tegoroczne hasło brzmi „W stronę Ojca”.
Czytaj także:
Zanim wyjdą ewangelizować na woodstockowe pole, abp Ryś mówi im o „godności więźnia” [zdjęcia]
Pozdrowienia i błogosławieństwo papieża pielgrzymom przekazał kard. Konrad Krajewski: „Ojciec Święty Franciszek całym sercem błogosławi uczestnikom 40. Pielgrzymki Młodzieży Różnych Dróg i Kultur. W szczególny sposób obejmuję modlitwą ks. Andrzeja Szpaka, który umarł, to znaczy żyje, i jest obecny w swoim dziele. Wyruszajcie śmiało jego drogą, bo to dobry kierunek wprost do Boga”.
Przed mszą świętą miałem przyjemność porozmawiać z kilkoma uczestnikami, podzielę się niektórymi dialogami, oddającymi w jakimś stopniu specyfikę tej wyprawy.
Galeria zdjęć z mszy świętej i wymarszu pielgrzymki:
Weteran
Z Pensylwanii w USA przyjechał pan Ryszard, który brał udział w trzech pierwszych pielgrzymkach.
– Skąd w ogóle hipisom wziął się pomysł na to pielgrzymowanie?
– To był pomysł Szpaka na naszych pierwszych zlotach w Częstochowie. Po 2-3 latach rozpatrywania takiej możliwości Szpak postanowił, że dołączymy do studenckiej pielgrzymki z Warszawy do Częstochowy. I w końcu 1979 r. nasza mała grupa, chyba około 60 osób, ruszyła.
– Jak pan wspomina te pierwsze pielgrzymki?
– Wspaniale! Pielgrzymka jest chyba zaraz po raju najlepszym miejscem, środowiskiem, do egzystowania na ziemi.
– Co rajskiego jest w tej pielgrzymce?
– Wszystko jest pozytywne. Myślenie, działanie. A konkretniej – miłość. Można tu czuć miłość, a miłość to Jezus, który zawsze był tu obecny w tej miłości między ludźmi, w przyrodzie, we wszystkim. Czuło się to. Skoro jest miłość, jest Jezus.
– Co było najtrudniejsze w tamtym pielgrzymowaniu?
– Miałem wtedy jeszcze problemy z tzw. zrzynaniem makówek po drodze. Walka z tym była trudna. Ale na szczęście udało się to wszystko przezwyciężyć.
– Dlaczego dziś pan przyjechał?
– Już nie jestem taki młody, mam nadzieję, że uda się dotrzeć do końca. Chcę nawiązać do tamtej atmosfery, tamtych przeżyć. Bardzo mi tego wszystkiego przez te lata brakowało. Dla mnie pielgrzymka była czymś w rodzaju drogowskazu, można tu było naładować duchowe akumulatory.
Czytaj także:
Księża idą w pokutnej pielgrzymce od parafii do parafii. Dołączył biskup i paulini z Jasnej Góry
Radosna kobieta. Imienia woli nie podawać
– Nie byłam parę lat, życie się różnie potoczyło. Ale chciałam teraz dla Szpaka iść. Nie ma go, nie pożegnałam się, a życie mu zawdzięczam.
– Czego się spodziewasz?
– Niczego się nie spodziewam. Można powiedzieć, że z miłości tu jestem. Tu czułam się zawsze kochana, tu się umiałam modlić, tu z tymi ludźmi się czuło Boga. I jakoś to wszystko pozwalało przeżyć cały rok.
– Czemu przestałaś chodzić?
– Wpadłam w dziwny związek, facet mi nie pozwalał. Nie byłam raz i potem widziałam, że odsuwam się od Boga, nie umiałam się modlić. I tak parę lat minęło. I usłyszałam w telewizji, że Szpaku nie żyje. Szok. Płakałam cały dzień. Kolejny dzień siedziałam sama, ani słowa nie umiałam powiedzieć. I się zorientowałam, że ten mój facet mi życie zniszczył, że z nim nie jestem szczęśliwa, że nie jest dobrze. Zostawiłam go i wreszcie poczułam jakąś ulgę. Uświadomiłam sobie, doszło do mnie, że była przemoc, że mnie wykorzystywał, że okłamywał. Nie widziałam tego albo widziałam, ale nie myślałam o tym, taka ślepota. Wróciła modlitwa. Taka wiesz, śpiewałam sobie piosenki, te co tu. I potem modlić się zaczęłam, żeby mnie Bóg postawił na nogi. Przyszła kolejnego dnia kuzynka i powiedziała, że ma dla mnie pracę. Znalazło się nowe mieszkanie. Wszystko się zaczęło układać po prostu. I tu przyszłam poczuć to, co kiedyś, ale też właśnie podziękować Bogu za Szpaka i to wszystko.
Nastolatek
– Ile masz lat?
– Kilkanaście.
– Jesteś hipisem?
– A kto to jest hipis?
– Dobre pytanie. No kto to jest?
– Ktoś, kto kocha wolność.
– Czyli jesteśmy hipisami?
– No, chyba tak.
– Jak trafiłeś na tę pielgrzymkę?
– Dowiedziałem się o niej, jak w mediach były informacje o śmierci ks. Szpaka, jakoś mnie to wszystko ruszyło i po prostu musiałem przyjść.
– Jakie masz oczekiwania?
– Mam intencję, żeby mi się ułożyły relacje z moim ojcem. I będę się o to modlił.
Czytaj także:
Elwira – matka narkomanów i tych, którym w życiu nie wyszło. Niezwykła kobieta!
Gdyby taki był Kościół…
– Tak, jestem narkomanem, można tak powiedzieć.
– A czego tu szukasz?
– Dużo by mówić i nie wiadomo, w jakiej kolejności. To jakaś tradycja już. Poza tym, tak głębiej, to to jedyne miejsce, gdzie się czuję wolny. I nie dają tego narkotyki, nie daje tego nic innego. Tu ludzie mnie traktują jak człowieka, patrzą na mnie jak na człowieka, i każdy tu tak ma.
– Czyli czujesz się tu kochany?
– No, to jest to słowo, co mi tylko tu przez usta przechodzi, a i tak jeszcze ciężko…
– A jak z Bogiem?
– No, ja Go tu w tej wolności czuję. W tym, jak jestem przyjęty. I tylko w tym, tylko tu.
– A gdybyś miał u siebie przez cały rok taką przestrzeń, takich ludzi, taki klimat przyjęcia i wolności, szacunku, jak tu. Jak to widzisz?
– Nie myślałbym o śmierci. Nie miałbym wątpliwości, że Bóg jest. I nie miałbym po co sięgać po narkotyki, tu o nich sam zapominam. Ale to nierealne, ludzie w kościele chcą mieć pachnących, ładnych i grzecznych.
Gandalf z Warszawy
– Ile razy był już pan na tej pielgrzymce?
– Nie wiem, nie liczyłem. Pierwszy raz w 1986 r. Może na 10 pielgrzymkach mnie nie było od tego czasu.
– Jak pan je wspomina?
– Różnie bywało. Była taka, że kilometr przed i za pielgrzymką szedł człowiek z walkie-talkie, bo nie mieliśmy zezwolenia i chowaliśmy się przed milicją. Bywało tak, że księża po drodze odmawiali nam otwarcia kościoła. Bywało, że po drodze było przecudownie i przewspaniale, ale wiadomo, że różne rzeczy się zdarzają. Natomiast zawsze był ktoś, kogo już nie ma. Był Andrzej Szpak. I szczerze mówiąc, ja nie widzę tego dalej. Zobaczymy.
– Dlaczego w ogóle hipisi chcieli pielgrzymować?
– Mimo że inicjatywa rzeczywiście wyszła od nas i zaproponowaliśmy to Andrzejowi, stało się to jego autorskim projektem. Nie wiem, czy bez niego się da. Jemu potrafiliśmy wybaczyć wiele. Miał charyzmę, strasznie go szanowaliśmy. Ale to już świat, który odchodzi. Nie wiem, czemu hipisi zaproponowali pielgrzymki. Po prostu chcieli iść. A źle się czuli na diecezjalnych, gdzie był duży rygor, duże dystanse do przejścia, gdzie nie akceptowano ludzi wyglądających inaczej… Chcieli mieć coś swojego. I było.
– Jak to było z różnorodnością na tych pielgrzymkach?
– To wcale nie była taka bardzo chrześcijańska pielgrzymka. Ja praktykuję buddyzm zen. Swego czasu było wielu krysznaitów. Ateiści chodzili masowo. To była pielgrzymka bardzo dialogiczna. I to było dobre.
– Nie było spięć i konfliktów?
– Ci, którzy wierzyli, mogli się skonfrontować w dyskusjach, nawet kłótniach, z tymi, którzy wierzyli inaczej. W momencie, kiedy takich dyskusji, starć nie ma, coś tracimy. Gubi się szersze spojrzenie. A to nie jest dobre.
– Co dla Pana było najtrudniejsze w tych pielgrzymkach?
– Ludzie. Wiadomo, tak to jest. Same pielgrzymki, chodzenie, nie jest problemem. Ale ludzie przestali być problemem – z czasem dostrzegłem, że gdy ktoś mi nie pasuje, to znaczy, że problem mam ja gdzieś w sobie, a nie, że ten człowiek jest problemem. Do tego trzeba dorosnąć.
Czytaj także:
Ksiądz pierwszy raz pojechał na Woodstock. “Nie jestem w stanie opowiedzieć tego słowami”