Pantoflarz – na dźwięk tego słowa mężczyzn oblewa zimny pot. To jedno z najbardziej dotkliwych i upokarzających wyzwisk, jakie mogą paść pod ich adresem. A już szczególnie podkopującym męskie poczucie własnej wartości jest usłyszenie go z ust kolegów.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Młodzi mężczyźni, u których samoocena dopiero się kształtuje, często potrzebują potwierdzenia swojej wartości w męskim gronie. Opinia kumpli zdaje się być wyrocznią w sprawach damsko-męskich. Ci jednak często używają słowa „pantoflarz”, aby sobie dopiec albo namówić kogoś do czegoś.
Mężczyźni z niestabilną samooceną są szczególnie podatni na tego typu manipulacje. Jeśli wziąć pod uwagę stereotypy płci: cechy, które nie przystają do dominacji i władzy zdają się być negacją tego, co kojarzone jest z męskością. Dlatego usłyszenie przez mężczyznę oceny, jakoby był pantoflarzem, może tak boleśnie odbić się na jego mniemaniu o sobie jako o mężczyźnie.
Pantoflarz, czyli kto?
Słownikowa definicja nazywa tak osobę, która ulega woli bliskiej osoby – najczęściej tej, z którą jest w związku – i całkowicie się jej podporządkowuje. To tyle jeśli chodzi o definicje książkową, bo w potocznym funkcjonowaniu tego terminu wiadomo, że nie chodzi o jakąkolwiek osobę, ale chodzi o mężczyznę. Nie bez znaczenie jest też fakt, że słowo „pantoflarz” występuję jedynie w męskiej formie odmiany.
Zastanawia mnie, dlaczego tak jest, skoro cechy, które opisują pantoflarza, a więc spolegliwość, pasywność i poddaństwo, są cechami, które przecież tak samo dotyczą postaw kobiecych. One jednak rzadko są obiektem niewybrednych żartów za to, że podporządkowują się woli mężczyzny.
Skąd się bierze spolegliwość?
Pantoflarz, z definicji, zgadza się z każdą decyzją ukochanej dotyczącą prac domowych, wyboru miejsca na wakacje, a nawet doboru garderoby. Czy uznał ją za wyrocznię, osobę wiedzącą wszystko lepiej od niego? Niekoniecznie. Decyzje podjęte przez nią, poprzedzone wysiłkiem sformułowania i przedstawienia zdania w jakieś sprawie, po prostu przestały być jego problemem. Robi to, co ona uzna za właściwe. Cieszy się komfortem beztroski.
Uciekając od konfrontacji, ustępując pola – nie musi rozmawiać, uzasadniać swojej opinii, precyzować. Nie musi się wysilać. Ktoś pcha go przez życie i jest mu w tym wygodnie. Można by przypuszczać, patrząc z boku: facet się ustawił – ma święty spokój.
Ocena jednak nie jest tak prosta: czy ktoś podporządkowuje się tylko z lenistwa, czy może, po prostu, nie potrafi inaczej? Pantoflarz ma duże szanse na rozwinięcie się w rodzinie, gdzie jest dużo kobiet apodyktycznych, wymagających i nie znoszących sprzeciwu. Jeśli w domu dominują mama i babcia, a tata rzadko kiedy zabiera głos, mały chłopiec wzrasta w przekonaniu, że to jest normalny i poprawny schemat relacji rodzinnych. Jest posłuszny kobietom, które go otaczają, bo tylko wtedy otrzymuje akceptację i miłość.
Taki schemat budowania relacji prawdopodobnie przeniesie na swoją dziewczynę/żonę: uległością i zgadzaniem się na wszystko będzie próbował zasłużyć na jej miłość. Pantoflarz to ktoś, kto nie wie, że może być kochany jako odrębna jednostka mająca własne zdanie, i że miłość nie jest nagrodą za całkowite posłuszeństwo.
Pantoflarz – gdzie się zaczyna, a gdzie kończy?
To bardzo trudne sprecyzować granice, gdzie kończy się godna pochwały gotowość do ustąpienia, a zaczyna pantoflarstwo. Sprawia to, że mężczyźni, chcąc chronić swoją godność, starają się robić pewne rzeczy na przekór woli kobiety, a nawet unikać współodpowiedzialności za dom z obawy, że zostaną uznani przez osoby patrzące z zewnątrz za pantoflarzy.
Bo czy mężczyzna, który dzieli się domowymi obowiązkami z kobietą albo przejmuje je całkowicie, to pantoflarz czy odpowiedzialny partner? Powinno być dla nas jasne, która odpowiedź jest prawidłowa, niestety mężczyzna w kuchni, obierający ziemniaki na obiad i spędzający czas ze swoją ukochaną w taki sposób, jaki ona zaproponowała, może być obiektem drwin.
Dr Andrzej Wiśniewski, filozof i psychoterapeuta par, w książce pt. „Kiedy mężczyzna spotyka kobietę”, przytacza wyniki amerykańskich badań, przeprowadzonych na kilkudziesięciu tysiącach par. Wyniki miały dać ogląd tego, jakie związki trwają najdłużej. Okazało się, że były nimi te, w których mężczyznę można zdefiniować jako delikatnego pantoflarza. Takiego, który mówi: „Dobrze, dla ciebie mogę to zrobić”. Dr Wiśniewski opowiada, że wśród swoich znajomych ma wielu prawdziwych facetów, którzy właśnie są takimi – cytując doktora – delikatnymi pantoflarzami, którzy czują się silni, męscy i nie potrzebują tego udowadniać.
Tymczasem mnie kołacze w głowie pytanie – czy to naprawdę jest jeszcze pantoflarstwo? Czy jeśli ukochany jest skłonny do ustępstw, rezygnuje ze swoich interesów na rzecz interesów drugiej strony, ale jest to jego decyzja, a nie lenistwo, wyuczona postawa uległości czy brak asertywności, to czy powinniśmy mówić w ogóle o czymś takim, jak pantoflarstwo? Rodzi się we mnie sprzeciw na takie definiowanie tego terminu.
Słowo do wykasowania
Proponuję wykasować ze słownika definicję pantoflarza, która nie precyzuje, gdzie przebiega linia między spolegliwością a ofiarnością, przez co bezwolnych i bezkrytycznie ustępliwych mężczyzn stawia się na równi z tymi skłonnymi do wyrzeczeń właśnie z poziomu decyzyjności. Niech w tych okolicznościach pantoflarz kojarzy nam się wyłącznie z rzemieślnikiem wyrabiającym miękkie obuwie bez cholewek.
Uległość, bezwarunkowe podporządkowanie i brak wyrażania swojej woli mogą być uciążliwe, ale mają różne powody i z pewnością nie są zdeterminowane płcią. Dlatego pokornie samą siebie poprawiam i następnym razem, mówiąc o zjawisku bezwarunkowego podporządkowania się w związku, tak właśnie będę je nazywać, bez tych wszystkich uproszczeń i odmieniania przez rodzaj męski.
Czytaj także:
Czego mężczyźni szukają w kobietach? Odpowiedź mnie zaskoczyła…
Czytaj także:
„Po co te emocje”, czyli jak zrozumieć to, co się w nas dzieje
Czytaj także:
Miłość ma pięć faz, choć większość par zatrzymuje się na trzeciej. Dlaczego?