Sezon ślubny w pełni. Większość forów aż huczy od ciągłego narzekania w stylu: „i ona mówi, że chce Hallelujah”. Nie ma co ukrywać, problem jest i to bardzo poważny, bowiem ukazuje podział wewnątrz środowiska muzyków kościelnych.Ostatnio znajomy podesłał mi kilka komentarzy z “okołoweselnej grupy wsparcia”. Celowo parafrazuję nazwę, bo korzystający z tejże grupy zdają się nie widzieć różnicy między ślubem (sakrament małżeństwa), a weselem (przyjęcie dla gości).
Jakie piosenki będą u was na weselu w kościele, macie może polecić jakąś skrzypaczkę, czy znacie kogoś, kto zaśpiewa pięknie “Can you feel the love?”.
Mniej więcej takie pytania tam się pojawiają. I niech się trafi jakiś rozsądny człowiek (mój kolega organista), który odezwie się w obronie poprawności liturgicznej. W odpowiedzi usłyszeć można:
Wesele to uroczystość młodych i to oni decydują co będzie grane. Płacę i wymagam. Księżom i organistom to się w d*** poprzewracało.
Mam wrażenie, że to właśnie młodym się właśnie poprzewracało.
Śluby przed ołtarzem zaczęto traktować jedynie jako konieczny dodatek do festiwalu wzruszeń, tysięcy prezentów i rodzinnych wspomnień. W ten sposób msza ślubna “utraciła” swój charakter ofiarny, gdyż w centrum nie ma Boga, który z MIŁOŚCI przelewa na krzyżu krew. Są za to nowożeńcy, których miłość formalizuje się przez podpisanie dokumentów. Co za tym idzie – poważna zmiana percepcji całej uroczystości. Pojawia się kwestia muzyki, która przestaje być integralną częścią liturgii, a staje się niezbędnym sposobem do wyciśnięcia łez gości. Nupturienci przychodzą do muzyka kościelnego ze swoją “playlistą”, na której próżno szukać pieśni. Bowiem poza oazowymi przyśpiewkami i wyborem dzieł klasyków muzyki (co się szanuje!) można spotkać przeróżne perły muzyki świeckiej, zdecydowanie i w zamyśle autorskim przeznaczone na estradę.
Najgorsze jest to, że na wykonanie tych kawałków świeckich pozwalają rządcy parafii i, to chyba największy wstyd, sami organiści. Powody najczęściej są banalne – brak wiedzy liturgicznej, lęk przed problemami medialnymi (“Dramat nowożeńców: ksiądz i organista zabraniają wykonania pieśni ślubnej”) oraz niestety kwestie finansowe. Te ostatnie cisną mi na usta dwa słowa – muzyczna prostytucja. Jak inaczej określić postawę człowieka, który zgadza się na gwałt na liturgii za 50 złotych ekstra? Rozumiem, że w tym zawodzie majątku się dorobić raczej nie sposób, lecz chyba każdy wybierając tę drogę, był tego świadom. Brakuje pieniędzy – nie kupcz liturgią.
Kapłan naciąga przepisy – to jego sumienie. Ty staraj się o muzykę troszczyć. Może czasem potrzeba rozmowy z duszpasterzami odnośnie muzyki. Przecież to muzyk kościelny ma być biegły w jej prawidłach i wiedzą swą wspierać księży. Warto również przygotować listę propozycji dla nowożeńców – niech znajdą się na niej zarówno pieśni tradycyjne, jak i wybór literatury organowej solowej lub z towarzyszeniem instrumentów.
Nie róbcie z Domu Ojca mego jaskini zbójców – dom mój domem modlitwy jest.
Ktoś dzisiaj napisał bardzo bolesne i uderzające słowa, że mszę i liturgię traktuje się jak śmietnik. Powiem tylko, że śmietnik u mnie pod blokiem został niedawno odmalowany i odnowiony. Czekajmy więc na odnowę nie tylko liturgii, ale przede wszystkim duchowości i zwykłej ludzkiej przyzwoitości.
Wpis został pierwotnie opublikowany na fanpage “Śpiewaj ze zrozumieniem”.
https://www.facebook.com/Spiewaj.ze.zrozumieniem/posts/276655399559917
Czytaj także:
Będzie lista „piosenek zakazanych” podczas udzielania sakramentu małżeństwa?
Czytaj także:
“Kiczowata ewangelizacja”. O co w tym chodzi?
Czytaj także:
Czy księża powinni przygotowywać pary do małżeństwa? [sonda]