Przed meczem z Senegalem jako kibic-katolik modliłem się za naszą reprezentację. Dlaczego Pan Bóg nie wysłuchał mojej modlitwy? I co mają do tego afrykańscy szamani?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Słabi wygrali z jeszcze słabszymi. Nie chcę w ten sposób wyżywać się na polskich piłkarzach. Po prostu fakt jest faktem. Ranking FIFA nic nie pomoże, deklaracje i statystyki przedmeczowe również.
Wierzę w umiejętności trenerskie i psychologiczne Adama Nawałki. Zapewne on i piłkarze mają teraz nad czym pracować – po pierwsze nad wariantami gry, a po drugie i chyba ważniejsze – nad psychiką. Ja, jak przystało na kibica-katolika, nie omieszkam się pomodlić wierząc, że z Kolumbią będzie zwycięstwo.
Czytaj także:
Polscy sportowcy, którzy wierzą w Pana Boga i się tego nie wstydzą!
Dlaczego Pan Bóg nie wysłuchał mojej modlitwy?
Czy przed meczem z Senegalem też się modliłem o zwycięstwo? Oczywiście! Czy mam żal do Pana Boga za przegraną? Ależ skąd! Rzec by można: to On decyduje. Inna sprawa, że przecież modlitwa to nie magia.
Senegal nie wygrał dlatego, że na trybunach byli jacyś afrykańscy szamani. Nie wygrał również dlatego, że miał piłkarzy o większym potencjale. Senegal wygrał, bo szybciej pokonał tremę. Jak mawiał legendarny Kazimierz Górski, gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Senegal wygrał więc również dlatego, że nasi piłkarze nie unieśli nerwowo wagi imprezy i kuriozalnych okoliczności, w jakich padła pierwsza i zwłaszcza druga bramka dla przeciwników.
Nie powinniśmy myśleć o wydarzeniach takich, jak porażka w ważnym meczu w kategoriach: Bóg był za tymi czy za tamtymi. Jezus jest prawdą. Jeśli więc nasi piłkarze będą umieli stanąć w prawdzie na temat tego, co nie zagrało i będą umieli tę prawdę dobrze wykorzystać, ta porażka może ich zjednoczyć.
Czy moja modlitwa pomoże z Kolumbią?
„Modlitwa jest przede wszystkim uwielbieniem Boga i oddaniem Mu czci i chwały. Uważajmy, by nie traktować jej zabobonnie” – ostrzega pisarz, publicysta, a jednocześnie wierny kibic naszej kadry ks. Stefan Radziszewski.
Ja oczywiście pomodlę się przed meczem z Kolumbią, by nasi zwyciężyli. Przeżegnam się, gdy mecz będzie się rozpoczynał, bo taka jest moja tożsamość. „Chcę być dumny z polskich piłkarzy i jako człowiek pobożny rozmawiam z Panem Bogiem o tych sprawach, ale trudno mieć tu życzeniową postawę czy zuchwale liczyć, że przeciwnikowi, który przygotował się lepiej, Pan Bóg w jakiś sposób uniemożliwi zwycięstwo” – dodaje ks. Radziszewski.
Czytaj także:
Franciszek: od 70 lat kibicuje drużynie, którą założył ksiądz. I płaci składki klubowe
Porażka to nie koniec świata
Dużo mówi o naszej pobożności sposób, w jaki przeżywamy porażkę. Jeśli rodzi się w nas frustracja czy nawet rozpacz, powinno się również zrodzić pytanie o naszą hierarchię wartości.
Jeśli obrażamy się na Pana Boga, bo nie wysłuchał naszej modlitwy, warto pomyśleć jaki mamy Jego obraz. Kim On tak właściwie dla nas jest? Czy jest Ojcem, który nie boi się, byśmy doświadczali trudnych, wychowujących nas emocji, czy raczej traktujemy go jak automat z kawą – wrzucam 2 zł, wypijam i jestem pobudzony, a jak automat zje moje 2 zł i nie da kawy, to czuję się okradziony.
To tylko sport
Osobiście jak każdy kibic nie mogłem się doczekać meczu z Senegalem. Patrząc na samą grę, modliłem się, by głowy kadrowiczów w końcu się odblokowały, by zeszła z nich presja, by zaczęli grać tak, jak potrafią.
I o to dokładnie zamierzam się modlić przed meczem z Kolumbią. Dlaczego? Bo zależy mi, by na mój kraj patrzono z uznaniem, a widok dobrze radzącej sobie kadry doskonale nastraja mnie do działania.
A co, jeśli będzie to kolejny przegrany mecz? Świat się nie zawali. To tylko sport. Nie jest on moim najważniejszym paliwem.
Czytaj także:
Sport i religia. Czy istnieje między nimi rywalizacja?