90% gmin zagrożonych suszą
Instytut Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach opublikował kilka lat temu raport, w którym stwierdził, że 90% gmin w Polsce jest zagrożonych suszą. Na tej podstawie rolnicy mogą się ubiegać o oszacowanie strat w uprawach i starać się o rekompensaty. Ale problemy z wodą dotyczą nie tylko rolników.
Pamiętacie, czym we „Władcy pierścieni” Tolkiena najbardziej różniło się na pierwszy rzut oka wolne i szczęśliwe Śródziemie od Mordoru – krainy złego czarnoksiężnika Saurona? To pierwsze, zwłaszcza kraina hobbitów, było soczystozielone. To drugie – suche, bezwodne i spopielone. Kiedy Frodo i Sam nieśli przeklęty pierścień na Górę Przeznaczenia, najbardziej dokuczało im pragnienie. Ziemia, po której szli, była szara i jałowa.
Ujemny bilans wodny – co to znaczy?
Czy Polsce jest bliżej do Śródziemia, czy do Mordoru? Wydawałoby się, że do tego pierwszego. Z samolotu nasz kraj wygląda jak zielony obrus haftowany niebieskimi zawijasami rzek, a jesienią często przygnębia nas deszcz siąpiący całymi dniami. To wrażenie jest jednak mylące.
Polska ma ujemny bilans wodny. Oznacza to, że nasz kraj traci więcej wody (poprzez parowanie i odprowadzenie do morza), niż jej zyskuje z opadami (deszczem i śniegiem). Ziemia stepowieje, a nawet pustynnieje. Coraz bardziej realne stają się futurystyczne wizje braku wody do uprawy roślin, hodowli zwierząt, celów przemysłowych, a nawet do picia.
Ktoś powie: przecież co kilka lat zdarzają się u nas powodzie. Naprawdę mamy za mało wody? Paradoksalnie – tak. Jeśli przyjdzie rok, w którym pada więcej niż zwykle, rzeki występują z koryt i podnosi się poziom wód gruntowych. Problem w tym, że w Polsce za dużo wody zbyt szybko spływa rzeczkami i rzekami do morza, a za mało zostaje jej w glebie.
Melioracja
Wiele złego zrobiła melioracja, prowadzona od lat 50. XX wieku. Kraj został przekopany siecią rowów, które odprowadzają wodę z pól do strumyków i rzek, a potem do morza. Wprawdzie dzięki osuszeniu pozyskano do uprawy sporo bagnistych terenów. Jednocześnie jednak obniżył się poziom wód gruntowych i na ogromnych połaciach kraju pojawił się deficyt wody.
Zbyt szybko spływająca deszczówka wypłukuje najcenniejsze składniki mineralne z gleby. Rolnicy muszą tym samym używać więcej sztucznych nawozów. Zatruwają nimi nie tylko produkowaną żywność, ale również wodę, ziemię i Morze Bałtyckie.
Jeśli zdarzy się mokry rok, system odwadniający nie jest w stanie przyjąć nadmiaru wody. Zdarza się, że wylewa się ona z niego w bardzo gwałtowny sposób. Natomiast jeśli zima jest mało śnieżna, a wiosna ciepła, ziemia szybko wysycha, wyjaławiając się. W jednym roku możemy mieć na tym samym terenie i powódź, i suszę. Obszary najbardziej zagrożone deficytem wody to: Wyżyna i Polesie Lubelskie, południowa część Niziny Mazowieckiej, wschodnia Wielkopolska i Kujawy oraz pradolina Narwi i Biebrzy.
Staw w każdej wsi
Znacznie lepszą metodą osuszania podmokłych terenów jest odprowadzanie wody do niewielkich, lokalnych zbiorników wodnych. Dawniej w każdej wsi był staw. Spływało do niego to, co w nadmiarze spadło z nieba jako deszcz lub rozpuściło się na polach i w lasach po śnieżnej zimie. Staw był także rezerwuarem na wypadek suszy i stabilizował poziom wód gruntowych.
Dzisiaj coraz częściej wracamy do tych rozwiązań. Na przykład przy remontowanej drodze krajowej nr 8 można zobaczyć co kilka kilometrów niewielki zbiornik, przeznaczony na wodę spływającą z drogi i najbliższej okolicy.
Ważnym skarbcem dla wody są tereny zielone, zwłaszcza lasy.