W zespole powinno być tak, że każdy z przyjemnością wychodzi na scenę. Jak będzie smutny lub pokłócony z kolegą, to jest problem. Trzeba sobie ufać nawzajem – mówi Adam Nowak. Z Adamem Nowakiem, założycielem i liderem zespołu „Raz, Dwa, Trzy”, autorem tekstów, o zaufaniu w zespole, etosie muzyka oraz stosunku do popkultury i… własnego ciała – rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: W książce „Trudno nie wierzyć w nic” czytam: „Twórczość Adama Nowaka się nie starzeje”. W jednym z wywiadów stwierdziłeś: „Jak coś ma krótki żywot, nie mam w tym przyjemności”. To twój sposób na długowieczność piosenek?
Adam Nowak: Miło, jak przyjemność jest długa. Nie chodzi o to, żeby ją sztucznie przedłużać. Człowiek ma tendencję do tego, że jeżeli jest w strefie komfortu, to chciałby, żeby to trwało jak najdłużej.
Jesteś w niej?
W pewnym sensie tak. Jak czuję w sobie wewnętrzną pogodę ducha i rodzaj przynajmniej stanu zerowego, jestem szczęśliwy. Miałem na myśli to, że jeżeli pisać piosenkę, to nie taką, żeby się podobała od razu, tylko taką, która przez intensywność byłaby dłużej do odkrywania. Intensywność wynika z myślenia, postawy życiowej, z dobieranej tematyki itd. Pisząc tekst, poświęcam mu wszystko. Choć nie robię tak, żeby samo suche zostało. Tak się wyciska marchewkę, żeby zostało samo suche (śmiech).
(śmiech) Sok z marchewki jest zdrowy.
Zdrowie nie wystarczy. Trzeba znaleźć taki język do tematu, który się podejmuje, żeby nie napisać niczego za dużo ani za mało.
Adam Nowak: Mam do popkultury stosunek liberalny
Kluczem są proporcje?
Próbuję się zmieścić w tych granicach. Po doświadczeniu dwudziestu kilku lat pisania piosenek wiem, że język bardzo potrafi uwodzić. Prowadzi siebie oraz tego, który go używa w rejony kompletnie niezrozumiałe. Piszący jest zachwycony tym, co pisze. Im bardziej jest zachwycony, tym bardziej będzie to potem widoczne w tekście. Według mnie twórca jest niepotrzebny w napisaniu tzw. dzieła. Jest wręcz zbędny. Odbiorcy mogą się i owszem interesować tym, czy autor jest adekwatny w wartościach, które porusza. I myślę, że tutaj mniej hipokryzji jest na przykład w wykonawcach rockowych, muzyki hard metalowej czy trash metalowej, ponieważ oni najczęściej żyją tak, jak grają. Są bardziej uczciwi od wielu wykonawców popularnej muzyki religijnej, chrześcijańskiej. Osoba, która stara się śpiewać z pozycji teologicznej powinna sprostać dziełu, które wykonuje. Ponieważ jesteśmy niedoskonali, nie ma na to szans (śmiech).
Utwory „Raz, Dwa, Trzy” wyróżnia autentyczność, wiarygodność. W tekstach dzielisz się swoim życiem. Może muzycy chrześcijańscy próbują dawać więcej, niż mają?
Muzyka chrześcijańska to szerokie określenie. Trzeba zawęzić zjawisko do wykonawców katolickich i polskiego podwórka; do ludzi tworzących piosenki z użyciem słów teologicznych. W wielu wypadkach uważam to zjawisko za nieszczęśliwe. Użycie słów: Bóg, Jezus, wiara, nadzieja, miłość, nie daje żadnej gwarancji, że utwór poruszy w jakikolwiek sposób kogokolwiek. Ale ponieważ używa się tych słów – kluczy, to twórca (i wykonawca) piosenki głęboko wierzy w to, że z racji tematyki ona jest skazana na zrozumienie przez odbiorcę. To powierzchowne. Jeżeli nie ma w utworze konfliktu, nie będzie wysokiej temperatury odbioru.
Wyrażasz konflikty, zmagania, wątpliwości. Twórczość katolicka ma walory ewangelizacyjne, przekaz musi być jednoznaczny. Jak ktoś nie jest w 100 proc. pewny, czy Bóg go kocha…
… to jest w konflikcie.
A ma ewangelizować.
Ale to jest najciekawsze w człowieku!
Nie lubisz popkultury.
Mam do niej stosunek liberalny (śmiech). Chyba innego nie można mieć. Jeżeli ktoś ma do niej radykalny stosunek, ona go rozmyje.
Jeśli nie widzisz wideo, kliknij TUTAJ
Lider Raz Dwa Trzy o etosie muzyka
Pamiętam moje dyskusje z prof. Bartkiem Dobroczyńskim, autorem m.in. książki „III Rzesza popkultury i inne stany”. On też twierdzi, że o ile muzycy rockowi mieli etos, który przejawiał się w ich muzyce, o coś im chodziło…
…zgadzam się…
… to w popkulturze nie ma wartości. Jedynym celem jest komercja.
W samej komercyjności nie ma nic złego. Jeśli ktoś wymyśla produkt, w naszym wypadku piosenkę, on się sprzedaje. Bez względu na to, czy piosenka jest ładna, czy brzydka. Dookoła produktu gromadzą się ludzie, którzy z niego żyją. Pytanie, jaki mam stosunek do własnej popularności. Bo uważam, że to, że człowiek staje się popularny, nie jest żadnym jego sukcesem. Ważny jest stosunek do własnej popularności. Można ją przecież wykorzystać jako baner dla pomocy innym. Odbiorcy miewają zaufanie do idoli, ikon. Można ich za pomocą popularności zjednać do pomocy potrzebującym. Albo do zakupu kawy, pralki czy innych atrakcji.
Etos muzyka jest, według ciebie, nie do pogodzenia z popkulturą. Jakie wartości się na niego składają?
Dyscyplina. Pracowitość. Chociaż ja akurat jestem leniwy. Najważniejsza jest konsekwencja i dyscyplina – o czym często mówił Wojciech Młynarski. Ludziom wydaje się, że musiała na artystę spłynąć muza i coś mu podpowiedzieć. Nie. Ta muza nazywa się „czas między 8.00 a 15.00”. Naprawdę. Muza być może przyjdzie, jak przez cały tydzień się pisze.
Etos artystów to wartości estetyczne, piękno itp.
No, jak na nas spojrzeć, to nie bardzo! (śmiech).
Co więc jest trzonem etosu?
Uczciwość i przyzwoitość. Choć to za mało, żeby zdefiniować postawę człowieka. Można od nich zacząć i wtedy mniej ludzi się skrzywdzi na swojej drodze. Wierzę w takie wartości, jak prostolinijność, punktualność, prawdomówność. Trzeba myśleć o tym, że moja droga przecina się z drogami kolegów z zespołu. Jesteśmy związkiem długotrwałym, w prawie niezmienionym składzie gramy od 28 lat. Dla mnie o wyższych wartościach stanowią dziś najprostsze cechy, które przekładają się na szacunek wobec kolegi z zespołu. To one powodują, że ufamy drugiemu człowiekowi. Wartością jest zaufanie.
Wszystkie relacje w zespole, tak jak w normalnym związku, są negocjowalne. Jeśli komuś za bardzo rośnie ego, to najpierw dostaje delikatne sygnały, potem mocniejsze, a wreszcie mówi mu się prosto z mostu, co przeszkadza, żeby mechanizm dobrze funkcjonował. Nie ten biznesowy, ale wewnątrz-zespołowy. Ma tak funkcjonować, że każdy z przyjemnością i radością wychodzi na scenę. Jak będzie smutny lub pokłócony z kolegą, to jest problem. Wychodzenie na scenę jest ryzykowne jak wyjście na dach. Trzeba sobie ufać nawzajem.
Nowak: Jestem tylko dzierżawcą mojego opakowania
Cenisz poezję Josifa Brodskiego. Kogo jeszcze?
Jako młody człowiek zakochałem się w Grochowiaku. Byłem wychowywany w typowej poznańskiej rodzinie, gdzie wszystko ma być na stałe. Wazon stoi tam, gdzie stoi. Telewizor jest nienaruszalny. Odezwał się w nas taki bunt. Jak to? Nie ma nic na stałe. Wprowadzaliśmy spory ferment. Mieszczańskości poznańskiej nie wytrzymałem, wyprułem z domu w wieku 18 lat. A wracając do Grochowiaka – przez 2 czy 3 lata byłem absolutnym turpistą. Grochowiak jest niezwykły i bez niego polska poezja rozwinęłaby się w innym kierunku. Oczywiście, był i Kornhauser, i cała plejada poetów. Niespecjalnie mnie przekonywał Stachura, a bardzo – Wysocki, ze swoim etosem wędrowca. Brodski w każdym wydaniu.
Który z waszych utworów jest turpistyczny?
Nie wiem. Brechtowsko-turpistyczny obrazek pobrzmiewa w „Alei róż”, z płyty „Cztery”. Jest tam trochę zabawy z językiem. Ale piosenka jest jednak bardziej brechtowska. Może trochę „to ja” z płyty „To ja”. Jak zacząłem pisać dla „Raz, Dwa, Trzy”, byłem już po etapie Grochowiaka.
Która piosenka – najpiękniejsza?
Ta, która jest najtrudniejsza (śmiech). Ilość emocji – oczywiście pod kontrolą – potrzebnych do tego, żeby piosenka bardzo zadziałała na odbiorcę (a wiem, że działa), to „Jestem tylko przechodniem”. To zdanie to też wynik mojego myślenia o mojej obecności na świecie. Jestem tylko dzierżawcą mojego opakowania, z którego się w odpowiednim czasie chętnie wydostanę.
Opakowanie też się prawie nie starzeje.
Kiedyś miałem lekceważący stosunek do własnego opakowania, ale mamy przyjaciółkę w Chorwacji, dojrzałą panią. I ona mówi: Ciało jest bardzo ważne. Powiedziała to starsza pani, kulejąca. Myślę, że należy jej ufać.
Jeśli nie widzisz wideo, kliknij TUTAJ
Read more:
„The Resurrection” Lenny’ego Kravitza – kawałek o chwale zmartwychwstania!
Read more:
Ks. Jakub Bartczak: Ja jestem ksiądz, w wolnych chwilach nagrywam rap – i tyle! [wywiad]
Read more:
Paweł Golec: Bez Pana Boga nie byłbym tu, gdzie jestem [wywiad]