Czy Anna Lewandowska i Ewa Chodakowska wrzucając do sieci zdjęcia swych smukłych ciał robią to po to, by wpędzić kobiety powyżej rozm. 38 w kompleksy?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kobieta kobiecie… Otóż to – kim? Dobre pytanie. Podsunęłam to niedokończone zdanie wujkowi Google i podpowiedział, co następuje: wydrą, zmorą, największą rywalką i oczywiście wilkiem. Ok, odkrycie Ameryki to nie jest.
Nikt tak nie dopiecze matce jak… inna matka
Kim zatem jest matka matce? Skoro zostając matką – ponoć – wchodzi się na jakiś wyższy level kobiecości (pomijając wchodzenie w szczegóły, o co konkretnie chodzi), to w takim razie matka matce równa się… wyższa szkoła…
…no właśnie – czego? Hejtu? Złośliwości? Uszczypliwości? W końcu nikt tak matce nie dopiecze, jak inna mama. Karmiłaś butelką? No co Ty! Odebrałaś dziecku wszystko, co najlepsze! Rodziłaś przez cesarskie cięcie? To przecież w ogóle nie był poród, tylko wydobycie! Szczepiłaś? Zwariowałaś, zabijasz swoje dziecko…
Ok, bywa i tak. Ale ostatnio w kilku miejscach (w sieci i na żywo) spotkałam się z przedziwnym zarzutem, że… samo tylko pokazywanie przez matkę swoich sukcesów, a nawet po prostu – swoich wyborów, drogi, sposobu spojrzenia na macierzyńskie sprawy… – bywa przez inne matki uznawane za…
…otóż to, za co? Za jakąś formę wywyższania się, przechwałek (w końcu ja daję dziecku chleb tylko pieczony w domu, a ty słodkie buły z piekarni). A przede wszystkim za formę…. oszukiwania (bo to przecież nie może być #reallife) oraz chęć dania wirtualnego prztyczka w nos matkom, które wybrały inaczej (w domyśle – mniej ambitnie).
Serio?
Swoją drogą, to szalenie ciekawe, że kiedy mamy w sieci pokazują “ciemniejszą” stronę macierzyństwa bywają posądzane o sianie wśród pierworódek strachu, paniki i lęku, a kiedy zaś pokazują swoje sukcesy – to właśnie… I tak źle, i tak niedobrze.
Czytaj także:
Najpiękniejsze w macierzyństwie dla mnie jest…
Macierzyństwo na Instagramie – ale jak?
Obserwuję dziesiątki (jeśli nie więcej) kanałów społecznościowych matek czy w ogóle rodzin. Polskich i niepolskich. Młodych i tych, co pierwszą młodość mają już dawno za sobą. Wielodzietnych i małodzietnych.
Wnikliwie przyglądam się też własnej radosnej twórczości w kanałach społecznościowych – w końcu macierzyństwo jest integralną, nieodłączoną częścią mojego życia, nie da się go pominąć, przemilczeć jeśli jestem aktywnym (no dobra, w miarę aktywnym) użytkownikiem Facebooka czy Instagrama.
Obserwuję i dochodzę do wniosku, że jeśli ktoś patrząc na czyjeś macierzyńskie wybory, a zwłaszcza czyjeś macierzyńskie sukcesy dochodzi do wniosku, że to:
- nie jest prawdziwe, szczere
- wynika z chęci pogrążenia innych matek, dopieczenia im
- to puste przechwałki
- wszystko naraz
…najpewniej sam jest mocno pogrążony w kompleksach.
Dlaczego?
Mama na fejsie, czyli kto tu ma kompleksy
Oto kilka moich argumentów:
- Oczywista oczywistość, ale na początek, bo może niektórzy czasem zapominają. W kanałach społecznościowych nigdy, ale to przenigdy nie da się przenieść swojego życia 1:1 (no chyba, że robisz relacje live 24/dobę, co chyba nawet technicznie nie jest możliwe). Instagram i Facebook to jedynie jakiś maleńki, niewielki wycinek czyjegoś życia. A skoro tak…
- …to logiczne, że dokonując wyborów, co jest warte pokazania, a co mniej, szybciej pokażemy coś fajnego, ciekawego, ekscytującego, a nie np. pranie, prasowanie, ścieranie po raz 34854876 skutków ubocznych odpieluchowywania dziecka. Dlaczego?
- Bo to zwyczajnie jest ciekawsze! Poza tym, to całkiem normalne, że w sieci każdemu (dobra, prawie każdemu) włącza się coś, co na swoje potrzeby nazywam syndromem dobrej uczennicy w klasie. Pokazujemy po prostu coś, co nam się udało, z czego jesteśmy dumni, zadowoleni. Coś, co napełnia nas poczuciem szczęścia (czy zwyczajnie – dobrze wykonanej roboty). A przecież każdy ma prawo do czucia dumy z tego, co mu się udało!
- Czy Anna Lewandowska lub Ewa Chodakowska wrzucając do sieci zdjęcia swych pięknych, smukłych ciał robią to po to, by pogrążyć wszystkie babki powyżej rozm. 38 (no dobra, powyżej 40), nie wspominając już o plus size w kompleksach? Oczywiście, że nie. Pokazują je, bo pewnie są z nich dumne, cieszą się nimi (w końcu to efekt ich wieloletnich starań), a tak zwyczajnie – to część ich życia i pracy.
Czy Chodakowska wpędza mamy plus size w kompleksy?
Dlatego właśnie podejrzewam, że trzeba mieć w sobie co najmniej spory pokład złej woli, żeby patrząc na relacje matki, która śmiga ze swoim dzieckiem po teatrach, muzeach, parkach, wystawach, daje mu do jedzenia jagody goi, jarmuż i nasiona chia, dojść do wniosku, że ona robi to, by pogrążyć matki, które siedzą z dziećmi na kanapie, wcinając popcorn i oglądając bajki.
Szczerze? Ich wybór. Jak każdej mamy. I skoro ta druga grupa ma święte prawo do pokazywania swojego życia, to ta pierwsza także. A co więcej – żadna z tych grup nie ma monopolu na #reallife, bo obie pokazują #reallife w swoim wydaniu!
Kiedy ostatnio usłyszałam poradę, że matki powinny w sieci od czasu do czasu udokumentować swe porażki (trochę nie wiem, jak technicznie? Potłuczone talerze, brudna wanna, stos pieluch – szkoda, że przez internet nie da się oddać zapachu;)), żeby przypadkiem – Boże broń! – nie wpędzić innych matek w kompleksy, to tak sobie myślę, że…
…że to absolutnie nic nie pomoże. Bo jeśli ktoś tak uważa, to prawdopodobnie sam po uszy tkwi w kompleksach i potrzebuje bardziej specjalistycznej pomocy niż obserwowanie (lub nie) innych mam w sieci.
Czytaj także:
Gdy macierzyństwo nie sprawia radości…
Czytaj także:
Mamy przepis na idealną mamę!