Gdy czyta się historię Anety Zatwarnickiej, w głowie kłębią się myśli: „to się nie mogło wydarzyć”… A jednak. Trafiło jednak na zawodniczkę o ogromnym harcie ducha. Osobę, która nawet po tak wielkim ciosie powstała z podniesionym czołem i nie ustała w dawaniu innym ludziom dobra.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Aneta Zatwarnicka, instruktorka tradycyjnego karate z Zielonej Góry, posiadaczka czarnego pasa i licznych medali z zawodów ogólnopolskiej rangi, z pasji uczyniła swoją pracę. Uczyła dzieci karate, wkładając w to całe serce, co przynosiło wspaniałe owoce – dzieciaki ją uwielbiały i szybko robiły postępy. Mimo napiętego grafiku znajdowała również czas na naukę gry na pianinie i na perkusji. W planach miała jeszcze taniec i język chiński, co dzień opiekowała się babcią. Jej energia była niespożyta. Im więcej z siebie dawała, tym więcej jej miała.
Aneta Zatwarnicka. Nieustraszona
Mając 37 lat, żyła pełnią życia. Pewnego dnia jednak gorzej się poczuła. Myślała, że to grypa, więc położyła się do łóżka. Ale samopoczucie wciąż się pogarszało. Na jej twarzy, dłoniach i stopach zaczęły pojawiać się wybroczyny i zsinienie. Anetę zabrano do szpitala. Sytuacja z godziny na godzinę dramatycznie się zmieniała – kobieta zapadła w śpiączkę i stan krytyczny. Zdiagnozowano toczeń wielonarządowy, czyli chorobę autoimmunologiczną, w której kolejne organy zaczynają obumierać, organizm niszczy sam siebie. Nóg ani rąk nie udało się już uratować – trzeba było amputować dłonie i obie nogi od kolan w dół z powodu martwicy. Z tego samego powodu straciła także nos. Organy wewnętrzne również przestawały pracować, choroba postępowała tak szybko, że lekarze otwarcie mówili o nikłych szansach przeżycia. Respirator i dializowanie przez dwa miesiące podtrzymywały funkcje życiowe u Anety.
Lekarze dawali jej tylko kilka dni życia, ale Aneta – tak jak na macie, tak i w szpitalnym łóżku – nie zamierzała się poddać bez walki. Następowały po sobie dni dającej nadzieję poprawy i nagłych pogorszeń – przeciwnik Anety też nie chciał dać za wygraną. Ostatecznie jednak nieustraszone serce karateki zwyciężyło, nerki i płuca kobiety na nowo podjęły pracę. I choć decydujące starcie o samo życie zostało wygrane, to był to początek walki wymagającej jeszcze większej wytrwałości i wewnętrznej siły – walki z codziennością osoby niepełnosprawnej, codziennością sportowca pozbawionego teraz nawet choćby namiastki sportu.
Czytaj także:
Karateka z Aleppo. Ma 6 lat i nie wie, jak wygląda świat bez wojny
Niepełnosprawność i karate?
Gdy wszystko, co w życiu robisz, bazuje na sprawności rąk i nóg, ich utrata jest ciosem, na myśl o którym aż przechodzą dreszcze. Wydaje się to ciężarem nie do udźwignięcia. Ale siła woli i waleczne serce zawodniczki i trenerki karate, wspierane kochającymi sercami rodziny, przyjaciół i osób ze środowiska sportowego potrafi przekroczyć granicę niemożliwego. Aneta dostała 600 kartek od karateków z Poznania z deklaracją „Walczymy razem i wygramy”, otrzymała także – tak potrzebne przy gigantycznych kosztach rehabilitacji i najprostszych nawet protez – wsparcie finansowe ze zbiórki organizowanej m.in. przez Annę Lewandowską, mistrzynię świata w karate, i jej małżonka Roberta Lewandowskiego oraz z innych akcji, robionych przez ludzi z całej Polski, których poruszyła ta historia. Świat sportu, zarówno tego wielkiego z pierwszych stron gazet, jak i amatorskiego, z klubów miejskich, skrzyknął się, by pomóc tej, która całe swoje życie poświęciła karate.
W 2016 roku, dwa lata po amputacji, Aneta zaczęła się przygotowywać do korzystania z protez z włókna węglowego, o tak „kosmicznej” konstrukcji (i zaawansowanej technologii), jaką widzieliśmy w protezach znanego biegacza Oscara Pistoriusa. Była pierwszą osobą w Polsce, która samodzielnie użyła takich protez, nie posiadając dłoni. Ich konstrukcja umożliwiła jej założenie protez bez pomocy osób trzecich. Są one też spełnieniem marzenia o powrocie do sportu – to przecież protezy, w których można biegać! Warto w tym miejscu dodać, że te zaawansowane technologicznie protezy wykonane zostały w pracowni w Świebodzinie, nie ustępując w niczym pierwowzorowi.
Czytaj także:
Czarnobyl, 7 lat w sierocińcach, amputacja. Losy paraolimpijki Oksany Masters
Czytaj także:
Nie ma nogi, ale jego piłkarskie sztuczki przyprawiają o zawrót głowy!