Do tego tekstu zainspirowały mnie wielokrotnie prowadzone rozmowy z moimi przyjaciółkami i koleżankami. Często w nich przewijały się stwierdzenia: “Mam wyrzuty sumienia, bo… Za dużo pracuję, za mało jestem z dziećmi… Krzyknęłam ostatnio na córkę… Zabroniłam czegoś, a tylko chciał zobaczyć… Tak naprawdę w miejsce wielokropek sama możesz wstawić, co tylko chcesz, droga mamo.
Złoty środek
Każda z nas odkrywa go we własnym tempie i we własnej rzeczywistości. Chociaż nasze role są takie same, to nasze światy bardzo się różnią – my jesteśmy różne, pochodzimy z różnych domów, mamy też różne dzieci – każde inne!
Jak więc znaleźć złoty środek, żeby być super mamą a jednocześnie “nie zwariować”? Ja na przykład doszłam do takiego momentu w swoim macierzyństwie, że dopuszczam i pozwalam sobie na błędy, często też uczę się na nich i myślę, że moje dzieci też… Bardzo rzadko zdarza mi się podnieść głos na dzieci… Ostatnio zdarzyło mi się to częściej niż przez dwa lata bycia mamą.
Amelka wchodzi w tzw. bunt dwulatka i choć uważam, że (póki co!) przechodzi go łagodnie, to i tak momentami cierpliwości brak.
Co wtedy robię? Kiedy zdarzy mi się podnieść głos, bo trzeba np. szybciej wyjść, ubrać się, po prostu rozmawiam z nią później o tym. Mówię, że popełniam błędy, że tracę czasem cierpliwość, że kocham ją całym sercem, ale czasem reaguję nieodpowiednio. Popełniam błędy, więc kiedy Amelka na tym ucierpi przepraszam ją.
Jest słodka, słucha wtedy bardzo uważnie – nawet przy Puciu (swojej ukochanej serii książek) nie jest tak uważna. Zatem to dla niej bardzo istotne, żeby wyjaśnić jej moje zachowanie. Nazwać emocje i przeprosić, okazać jej szacunek.
To działa też w drugą stronę. Skoro ja popełniam błędy, to często kiedy nie podoba mi się zachowanie mojej córki w rozmowie z nią, mówię, że ma prawo popełniać błędy i staram się wskazać na konsekwencje.
Może wydawać się, że dwulatek mało kuma. Nic bardziej mylnego. Rozumie więcej niż nam się wydaje i, co istotne, ma potrzebę mówić o tym, co przeżywa i co się aktualnie dzieje.
Czytaj także:
Macierzyństwo niczego nie odbiera
Jesteś najlepszą mamą…
…dla swojego dziecka!
Ostatnio moja koleżanka powiedziała mi, że jej trzyletni synek oznajmił, że właśnie ona zostanie jego żoną! Kiedyś czytałam, że to najlepszy komplement dla rodzica.
Nie ma w tym żadnej patologii! Po prostu maluszek nie do końca jeszcze rozumie zależności rodzinne i myśli sobie, że nie ma przeszkód, żeby mama mogła być jednocześnie jego żoną. Wszyscy znamy pewnie chociaż refren piosenki “Nie ma jak u mamy”.
Zdecydowana większość dzieci myśli właśnie w ten sposób. Są takie okresy w życiu każdego dziecka, w których mama wiedzie prym – tzw. “mamozy”. Pierwsza z nich pojawia się ok. 8 miesiąca życia, kiedy maluszkowi towarzyszy lęk separacyjny (mój Synek ma 8,5 miesiąca, więc akurat jestem z tym ma bieżąco). Wymagający, ale jakże piękny to czas! On chce być dużo ze mną, ale jest też bardzo wdzięczny za ten wspólny czas, reagowanie na potrzeby, noszenie, tulenie. Jest bardzo radosny, więc oddaje swoimi uśmiechami i przytulasami.
Przy drugim dziecku już wiem, że to naprawdę mija i staram się tym cieszyć. Chociaż czasem zdarzy mi się pomyśleć, że nie jestem wystarczająco dobrą mamą to zaraz później myślę sobie, że przecież wkładam ogrom serca w moje macierzyństwo. Owszem zdarza mi się gorszy moment i dzieci mogą na tym ucierpieć, ale jednocześnie mogą skorzystać… Nauczyć się przyznawać do błędów, przepraszać… Nie mogę jednak pomijać tego tematu i już np. mojej małej dziewczynce tłumaczyć na jej poziomie.
Czytaj także:
Mamy, nie straszcie pierworódek macierzyństwem! Potrzebujemy Waszego wsparcia
Więcej dystansu – więcej radości!
Warto mieć zdrowy dystans do wszystkiego, także do macierzyństwa. Tu nie chodzi o lekceważenie ważnych kwestii w wychowaniu dzieci. Sama jestem na etapie wyszukiwania szkoleń i konferencji dla rodziców o tematyce rodzicielstwa, gdyż chcę być na bieżąco w podążaniu za rozwojem moich dzieci. Aczkolwiek są sytuacje i wydarzenia, do których warto nabrać dystansu.
Najbliższe są mi aktualnie sytuacje związane z dwulatką i 8-miesięcznym maluszkiem, więc posłużę się przykładem z własnego podwórka. Często zdarza się, że podczas wychodzenia z domu – kiedy jesteśmy umówieni na konkretną godzinę – córeczka akurat nie chce się ubierać, ucieka, płacze, stawia granice manifestując wszem i wobec swoje „nie!”.
Można przyjąć dwie postawy – złościć się, krzyczeć i siłą zmusić dziecko do swoich planów. Ewentualnie zdystansować się, uszanować jej granice i starać się myśleć, że to normalny etap rozwoju, który jak wszystko inne przemija i ze spokojem, radośnie zaproponować dziecku rozwiązanie np. w formie zabawy.
Każda mama jest bardzo kreatywna w takich sytuacjach – co do tego nie mam żadnych wątpliwości. To tylko jeden z setek przykładów sytuacji w naszej codzienności. Każdego dnia stajemy przed wyborem, jaką przyjąć postawę wobec naszych dzieci. Warto pamiętać, że one nie robią specjalnie pewnych rzeczy, które mogą nas frustrować – zawsze coś za tym stoi.
Jest jedna rzecz, która pomaga mi radośnie i pięknie przeżywać moje macierzyństwo – świadomość, że nie jestem sama. Kiedy rano zawierzę moje dzieci i obowiązki Bogu, który nieustannie przy nas jest – mam więcej dystansu, mam więcej łagodności i cierpliwości i wreszcie mam więcej radości! Wtedy właśnie – w połączeniu z pomocą „z góry” – mogę myśleć o sobie, że jestem idealną mamą dla moich dzieci!
Czytaj także:
Gdy macierzyństwo nie sprawia radości…