Szły za nim tłumy, także osób konsekrowanych i kapłanów, niektórzy z obserwujących to z boku ludzi byli albo przeczuleni po doświadczeniach z reformatorami, albo mieli za złe powodzenie, więc donieśli Świętemu Oficjum…
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
O tym, że ma być apostołem Rzymu, usłyszał od Boga w wieku 17 lat. Była pierwsza połowa XVI w., przez Europę przetaczała się właśnie reformacja, a „piękny Filipek” (tak mówiła o nim rodzina) bez grosza przy duszy wyruszył nawracać.
Dodajmy, że nawracać miasto, które protestanci nazywali Babilonem i niestety, jeśli chodzi o poziom moralności, nie byli dalecy od prawdy. Kilkanaście lat później było widać, że Pan doskonale wiedział, kogo powołuje – misja Filipa kwitła. Jak to możliwe?
Czytaj także:
Jak św. Filip Neri wyprzedził o 500 lat papieża Franciszka
Rozpalony charyzmatyk
Fundamentem, zresztą jak zawsze, była modlitwa. Wiele czasu spędzonego w odosobnieniu, wierność spotkaniom z Bogiem, ale też odwaga w proszeniu o Boże dary. Ulubionym miejscem modlitwy Filipa były w Rzymie katakumby św. Sebastiana.
To w nich w Zesłanie Ducha Świętego 1544 r. przyszły święty z całego serca prosił o dary Ducha. Ujrzał wtedy ognistą kulę, która weszła do jego serca przez usta i nagle poczuł jakby uderzenie w pierś. Całe jego ciało wypełnił żar, rzucił się więc na kamienną podłogę, szukając ochłody.
Od tamtego momentu jego serce stało się dosłownie gorące, a kiedy modlił się albo sprawował sakramenty, uderzało tak mocno, że drżało całe jego ciało, a nawet przedmioty, których dotykał.
Kiedy po śmierci lekarze dokonali sekcji zwłok, okazało się, że także uczucie jakby ciosu w pierś miało swoje uzasadnienie: w tamte Zielone Świątki serce Filipa rozszerzyło się tak gwałtownie i tak bardzo, że wygięło w łuk dwa żebra.
Mistrz współpracy
Przez kilkanaście pierwszych lat działalności był świeckim misjonarzem, święcenia przyjął, mając 36 lat i to pod wpływem nacisków spowiednika. Myślę, że to dlatego świetnie rozumiał rolę świeckich w misji Kościoła i potrafił z nimi współpracować. Wiedział też, że jeśli chce się, by ludzie uważali Kościół za swoją wspólnotę, potrzebują jakiejś formy praktycznego zaangażowania w nią. Same nabożeństwa, choć ważne, nie wystarczą.
Tak powstało pierwsze oratorium. Zaczęło się od spotkań grupy osób w prywatnym pokoju Filipa. Kiedy coraz bardziej ona się rozrastała, Nereusz poprosił o wyremontowanie pomieszczenia nad jedną z kaplic kościoła św. Hieronima, przy którym działał.
Prowadzone tam były wykłady, nie tylko z teologii, formowali się tam duchowo ludzie prości, ale też teologowie, pisarze, artyści, z tego środowiska wyszedł m.in. wspaniały kompozytor i dyrygent Palestrina. Nereusz doskonale zdawał sobie sprawę, jak mądre były wskazania soboru trydenckiego dotyczące rozwijania kultury chrześcijańskiej i pomógł stworzyć przestrzeń, w której ona mogła się rozwijać.
Oratorium było tylko – i aż – przestrzenią inspiracji: tej będącej wynikiem „oddychania” Duchem Świętym i tej wynikającej z zetknięcia z wartościowym nauczaniem i pięknem wszelakich dzieł sztuki. Modlitwa miała przekładać się na praktyczne działanie w świecie. W końcu jeśli ktoś płonie, w naturalny sposób potrafi zapalać tych wokół siebie. Nereusz był tego namacalnym przykładem.
Czytaj także:
7 polskich świętych, których ciała nie uległy rozkładowi
Suspendowany
Zapalanie najlepiej szło mu na ambonie oraz w konfesjonale. W kręgu oddziaływania jego i jego współpracowników rodziły się też nowe formy pobożności. Z powodu jednej z nich – nawiedzenia Siedmiu Kościołów w Rzymie – oskarżono Nereusza o tworzenie nowej sekty. Szły za nim tłumy, także osób konsekrowanych i kapłanów, niektórzy z obserwujących to z boku ludzi byli albo przeczuleni po doświadczeniach z reformatorami, albo mieli za złe powodzenie, więc donieśli Świętemu Oficjum.
Filipowi nie pozwolono na wyjaśnienia, tylko od razu zakazano spowiadania na dwa tygodnie. Na szczęście po ich upływie mógł złożyć wyjaśnienia, zapewne w zdjęciu kary pomogło też to, że był kierownikiem duchowym kilku kardynałów, i znów wrócił do konfesjonału.
Pozostawił po sobie opinię radosnego, ale głęboko zjednoczonego z Chrystusem charyzmatyka, który nie wahał się współpracować ze świeckimi – a nawet na tej współpracy oparł swoje duszpasterstwo i misję. Nic dziwnego, że była tak owocna.
Czytaj także:
Św. Andrzej Bobola: drugiego tak okrutnego męczeństwa w historii Kościoła nie zanotowano