Na pierwszy rzut oka łańcuszek modlitewny to zwykła prośba o modlitwę. Ale głębiej ukryty bywa delikatny szantaż lub jakaś forma „handlu z Bogiem”, a czasem ta forma ociera się o magię. Kiedy takie prośby/wezwania do modlitwy posyłać dalej, a kiedy z tego zrezygnować, aby nie włączyć się w magiczne praktyki?
Łańcuszki modlitewne w Kościele
Pewnego dnia na ławce w kościele, w którym codziennie odprawiam mszę świętą, znalazłem niedużą karteczkę. Widniała na niej modlitwa do św. Judy opatrzona informacją, że aby okazała się skuteczna, należy ją przepisać 25 razy i dostarczyć do różnych kościołów. W przeciwnym razie modlitwa za wstawiennictwem świętego miała pozostać niewysłuchana.
Innym razem ktoś z moich znajomych dostał mailem instrukcję odwołującą się do rocznicy objawień w Fatimie. „Kiedy otrzymasz tę wiadomość, powiedz jedno Zdrowaś Maryjo i poproś o specjalną przysługę. Wyślij do kolejnych dwunastu katolickich przyjaciół, którzy chcą być pobłogosławieni pokojem, sprawiedliwością i dobrobytem. Nie łam tej nowenny, dziękuję”.
Czytaj także:
Kiedy wiara chrześcijanina staje się magiczna? Sprawdź
Do internetu trafiły też inne, znane od dziesięcioleci „łańcuszki modlitewne”, używające imion świętych, np. Antoniego, Rity, a nawet udające kopie listu znalezionego rzekomo w Grobie Pańskim w Jerozolimie. Nie znaczy to, że przestały być rozpowszechniane tradycyjną drogą, choć jak ktoś zwrócił uwagę, w związku z rosnącymi możliwościami technicznymi, powiększyła się liczba wymaganych do skuteczności kopii – dawniej trzeba było przepisać i rozkolportować np. 10 razy, dzisiaj już 25 razy.
Wszystko to jest bardzo podobne do znanych od bardzo dawna świeckich „łańcuszków szczęścia”, w których po rozpropagowaniu w żądanej liczbie egzemplarzy ma nastąpić gwarantowane radosne wydarzenie (najczęściej przypływ gotówki). W razie „przerwania łańcuszka” na sprawcę spaść mają liczne nieszczęścia – od złamania nogi, przez zdradę ukochanej osoby aż po bolesną i gwałtowną śmierć.
Pozorne podobieństwa
W 2017 roku Rafał Matuszewski zamieścił w Aletei artykuł zatytułowany: „Łańcuszki modlitewne? Tak, modlę się i posyłam dalej”. Miał jednak na myśli zupełnie inne zjawisko niż przywołane wyżej przykłady. Opisywał prośby o modlitwę w konkretnych intencjach, np. o czyjeś zdrowie, rozsyłane SMS-ami lub udostępniane w mediach społecznościowych. Niejednokrotnie widnieje w nich dopisek: „Prześlij dalej”.
Ale – jak zwrócił uwagę Matuszewski – wydźwięk takich słów jest diametralnie odmienny od tych ze świeckiego łańcuszka. Choć na pierwszy rzut oka mechanizm i jego cel wydaje się podobny – chodzi o to, aby wiadomość dotarła do jak najliczniejszej grupy odbiorców. W rzeczywistości podobieństwa są bardzo powierzchowne, a intencje inicjatorów i rozsyłających skrajnie odmienne.
W przypadkach opisanych przez Rafała Matuszewskiego mamy do czynienia ze zwykłymi prośbami o modlitwę, zmierzającymi do stworzenia swego rodzaju „łańcucha ludzi dobrej woli”, którzy po prostu pragną dołączyć do grona już się modlących, pamiętając o słowach Jezusa: „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,19-20).
Sam niejednokrotnie reaguję na takie prośby, nie tylko włączając się do modlitwy we wskazanej intencji, ale również dając w jakiś sposób znać, że odpowiedziałem pozytywnie na prośbę (choćby prostym „+” na Facebooku) oraz przekazując je dalej.
Czytaj także:
Medalik na szyi: to nie talizman ani modna ozdoba. Jego noszenie ma specjalne znaczenie
Handel i groźby
Przytoczone na początku przykłady „łańcuszków” sięgają w całkowicie inne sfery – do myślenia magicznego. Odwołują się też do zasady kija i marchewki. Z jednej strony kuszą nagrodą, z drugiej straszą karą tych, którzy nie potraktują ich poważnie i nie wykonają zawartych w nich poleceń. Łatwo zauważyć, że oprócz handlowej propozycji zawierają również element dyskretnego szantażu.
W opublikowanej w Polsce przez Wydawnictwo WAM książce „Ludzie, demony, egzorcyzmy. Prawda o świecie okultyzmu” Giovanni Battista Proja sporo uwagi poświęcił zabobonnym modlitwom. Stwierdził, że ich lista jest ogromna i wskazał m.in. na takie „łańcuszki”, jak opisane powyżej.
Zwrócił uwagę, że zawierają one opisy „nieszczęść, jakie napotkały ludzi krnąbrnych, niestosujących się do wskazówek” i skwitował krótko: „Totalny absurd!”. Wyjaśnił, że w ogóle przejawem zabobonu jest modlitwa, w której dominującym motywem jest liczba powtórzeń i długość trwania.
Magiczne traktowanie religii: duży problem
Znany teolog ks. dr Grzegorz Strzelczyk w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej zauważył, że mamy w Kościele gigantyczny problem z magicznym traktowaniem różnych praktyk religijnych, w tym modlitwy:
„Właściwie każdą rzecz, w której Bóg wzywa do nawrócenia, przebiegły człowiek potrafi zmienić w praktykę magiczną – powiedział, dając za przykład praktykę dziewięciu pierwszych piątków miesiąca. – W ten sposób neutralizujemy wezwanie do nawrócenia, a wytwarzamy rytuał, który ma nam zagwarantować zbawienie”.
Do myślenia magicznego zaliczył również przekonanie, że Bóg działa lub nie w zależności od „techniki”, po jaką sięgniemy podczas modlitwy.
Wątpliwości nie pozostawia Katechizm Kościoła katolickiego. W artykule poświęconym pierwszemu przykazaniu Dekalogu wyjaśnia, że zabobon jest wypaczeniem postawy religijnej oraz praktyk, jakie ona nakłada. Okazuje się, że może on także dotyczyć kultu, który oddajemy prawdziwemu Bogu, gdy na przykład przypisuje się jakieś magiczne znaczenie pewnym praktykom.
„Popaść w zabobon – oznacza wiązać skuteczność modlitw lub znaków sakramentalnych jedynie z ich wymiarem materialnym, z pominięciem dyspozycji wewnętrznych, jakich one wymagają” (KKK 2111). Tak właśnie funkcjonują znane od dawna (powstały na długo przed internetem) „łańcuszki modlitewne”, które nie mają nic wspólnego z przekazywanymi znajomym, a czasami także nieznajomym, prośbami o modlitwę w jakiejś intencji.
Czytaj także:
Ks. Strzelczyk: Zalała nas cała gama słownictwa i praktyk protestanckich. O schizmę nietrudno
Czytaj także:
Ks. Strzelczyk: Mamy zalew rzeczy na granicy ezoteryzmu ubranego w narrację katolicką