Jestem mężem prawie 3 lata, ale względnie niedawno doszedłem do wniosku, który mnie przeraził – małżeństwo nie jest dla mnie. Kiedy o tym pomyślę, robi mi się smutno, ale trzeba stanąć w prawdzie. Mam nadzieję, że tym „coming outem” pomogę niektórym w podjęciu decyzji, której konsekwencje rozciągają się na całe życie.
Duże wątpliwości przed ślubem
Pamiętam czasy naszego narzeczeństwa – lęki i niepokoje związane z dniem ślubu. Im bliżej byliśmy dnia decyzji o zawarciu małżeństwa, tym bardziej wypełniał mnie paraliżujący strach. Czy ja jestem gotowy? Czy to właściwy wybór? Czy Monia jest odpowiednią osobą do zawarcia małżeństwa? Czy ta kobieta mnie uszczęśliwi?
Czy opowiadaliśmy o naszej „studniówce”? Na równo 100 dni przed ślubem pokłóciliśmy się tak, jak nigdy wcześniej. Było do przewidzenia, że takie sytuacje mogą się zdarzać jeszcze niejeden raz…
Narastające problemy
Problemy ze znalezieniem pracy, z pensją, która wystarczy na coś więcej niż życie od pierwszego do pierwszego, nie mówiąc o ciąży i trudach związanych z opieką nad małym dzieckiem. Ciągły brak czasu, zmęczenie, niewyspanie, stres, lęk przed przyszłością, wreszcie zaniedbywana modlitwa, brak miłości, brak szczęścia. W zasadzie wszystko zaczęło stawać na drodze do szczęścia. Do mojego szczęścia.
Jedynie słuszna decyzja
Dorastałem do tej decyzji bardzo długo. Ba, nadal mam wrażenie, że nie dorosłem, ale tak jak teraz już dłużej nie mogę! Trzeba coś zmienić, bo co jak co, ale życie chcę przeżyć na 100%. W jej podjęciu przypomniała mi się sentencja, którą usłyszałem na początku naszego narzeczeństwa, a brzmiała ona: małżeństwo nie jest dla Ciebie. Wtedy w to nie uwierzyłem, wyparłem, odrzuciłem. Dzisiaj wiem, że to była prawda.
Czytaj także:
Szukasz idealnego męża? Oto kilka konkretów
Małżeństwo nie jest dla mnie
Jeśli to czytasz i szczęśliwie jeszcze nie zszedłeś na zawał, czytając o tym, że Gomułeczki się rozstają, chcę Ci napisać z mocą: małżeństwo nie jest dla Ciebie. W żadnej prawdziwej relacji pełnej miłości nie chodzi o Ciebie.
W miłości chodzi o osobę, którą kochasz. Naprawdę, wiem to, małżeństwo nie jest dla mnie. Jest dla innych! Dla mojej żony, dla moich dzieci. Po tych przeszło dwóch latach doświadczam niesamowitej radości zawsze wtedy, kiedy nad własne szczęście przedkładam szczęście mojej rodziny.
Zamienię Cię na lepszy model
Kiedy coś w naszej miłości małżeńskiej się psuje, trzeba to naprawić. Nie wyrzucać, zamykając serce i izolując się. Nie wymieniać, znajdując pocieszenie wśród pasji, znajomych, czy – nie daj Boże – w innych ramionach. Wreszcie nie reklamować, skarżąc się „mamusi”.
Naprawiać! Bo tak, jak fachowiec po zreperowaniu czegoś, czego na pierwszy rzut oka nie dało się uratować, czuje niesamowitą satysfakcję, co dopiero człowiek, który posklejał serce z drobnych kawałeczków bólu, niezrozumienia czy wrogości.
Co ja mogę?
Obym w swym egoizmie i egocentryzmie nie zapominał, że w małżeństwie nigdy nie chodzi o mnie. Chodzi o tych, których kocham – o ich pragnienia, ich potrzeby, ich wolę, ich nadzieje i marzenia. Obym nigdy nie pytał: „Co ja mogę z tego mieć?”, tylko zawsze: „Co ja mogę dać?”.
Czytaj także:
Dopasowujesz się do drugiej osoby? Zobacz, dlaczego tak bywa
Czytaj także:
5 zagrożeń, na które szczególnie narażone jest katolickie małżeństwo