Kojarzysz taką sytuację? Nic Ci nie brakuje. Jesteś piękna, młoda, inteligentna, pełna energii i… samotna. Zastanawiasz się, BA!, wszyscy się zastanawiają, o co chodzi? Odbierając telefon od matki, spodziewasz się następującego pytania: „I co? Jest ktoś?”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Na początku mały coming out: nie jestem ognistą katoliczką. Potrzebowałam dużo czasu, aby w szczerości serca przyznać, jak bardzo męczą mnie rytuały i modlitewne wyzwania. Napiszę to raz i więcej nie powtórzę – niczego nie chcę im ująć. Nie chcę też silić się na pobożne, złote myśli zastępcze. Nie napiszę, że teraz jest cudownie i że wiem, jaki będzie mój kolejny krok. Właśnie o to chodzi, że nie wiem. I że nie potrzebuję podpinać pod to patetycznych argumentów rodem z ambony.
Słowo, które jest obietnicą
Wpadło jednak do mojej głowy Słowo i nie potrafię się z niego otrząsnąć. Przypomina mi się między myciem naczyń a przewijaniem syna. Jeśli Słowo Boga przedarło się tak daleko, znaczy że jest Jego obietnicą. Dla mnie. I być może dla Ciebie.
Słowo z Ewangelii św. Jana. Czytałam je dziesiątki razy. Zabawne – nie musiałam nic robić, aby usłyszeć je na Nowo. Posłuchajcie:
„Szymon Piotr powiedział do nich: Idę coś złowić. Rzekli mu: I my popłyniemy z tobą. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, lecz tej nocy nic nie złowili. Gdy nastał poranek, Jezus stanął nad brzegiem jeziora, lecz uczniowie nie poznali, że to był Jezus. Jezus zapytał ich: Dzieci! Nie macie nic do jedzenia? Odpowiedzieli Mu: Nie. On zaś polecił im: Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a złowicie. Zarzucili więc, ale nie mogli jej już wyciągnąć z powodu mnóstwa ryb”. (J 21, 3-6).
Czytaj także:
Jak się modlić przez cały dzień? Prosty pomysł dla każdego
Sytuacje, których nie rozumiem
Słyszę to zdanie bardzo mocno: „Tej nocy nic nie złowili”. Nie złowili, chociaż byli rybakami, chociaż znali się na rzeczy, chociaż mieli przywódcę, łódź, sieć, jezioro. Chociaż mieli wszystko.
Kojarzysz taką sytuację? Nic Ci nie brakuje. Jesteś piękna, młoda, inteligentna, pełna energii i… samotna. Zastanawiasz się, BA!, wszyscy się zastanawiają, o co chodzi? Odbierając telefon od matki, spodziewasz się następującego pytania: „I co? Jest ktoś?”. „Nie, k%#@#, nie ma!” – chciałabyś odkrzyknąć. Chciałabyś też, aby ten ktoś był, ale szczerze powiedziawszy – nie wiesz, co musiałabyś jeszcze zrobić, aby upragnione się stało.
Albo inaczej – macie siebie, dom, pracę, którą kochacie, pasje, świetną relację, ale nie możecie mieć dzieci. Każdy miesiąc ma swoją dynamikę. Trochę nadziei, trochę wywalenia na to i niesamowicie dużo napięcia. W końcu przychodzi decydujący moment i zamiast telefonu do rodziny, otwieracie butelkę wina. Znów czekacie, choć w sumie nie wiecie, dlaczego Wy, a nie tamci z góry lub z dołu. Wiadomo, że bylibyście lepszymi rodzicami.
Powracające noce
Osobiście, mam przynajmniej dwa życiowe obszary, które totalnie robią mnie w konia. Czuję, że walę głową w mur. Chce mi się krzyczeć. Szczerze powiedziawszy, już prawie niczym ich nie tłumaczę. Mozolnie jakoś się zlepiam, staram się stawać w szczerości serca i przyjmować, że od czasu do czasu wszystko się pieprzy. Ot, taka trajektoria.
Paradoksalnie, wcale nie chodzi o to, że zaraz tu napiszę, iż doświadczenie abstrakcyjnej niesprawiedliwości życia czy niespełnienia mimo obfitości uwarunkowań to cholerna, niekończąca się noc. A właśnie, że ta noc konsekwentnie ustępuje. Przychodzi kolejny dzień, budzę się, ogarniam dziecko i robię to, co do mnie należy. Pakuję sieci i wsiadam do swojej łodzi. Wypływam na pełne jezioro. Znów próbuję coś złowić.
Czytaj także:
Jak radzić sobie z własną złością i trudnymi emocjami, żeby nie okazać się hejterem?
Jesteśmy bardzo małymi ludźmi
Eureka! Życie to nie melodramat, choć momentami spełnia wszystkie kryteria gatunku! Po każdej ciężkiej sytuacji przychodzi tzw. norma, rozbrajająco śmieszna w swej przewidywalności. Doprowadzam się do pionu i dryfuję. Czekam, aż nawiedzi mnie kolejna porażka, aż noc powróci i znów zrozumiem, że nie mogę mieć wszystkiego.
Czasem chce mi się uwierzyć w to, że nie warto wypływać. Że wszystkie te rozczarowania są pokłosiem mojego nieujarzmionego głodu życia. „Idę coś złowić” – mistrzowskie zdanie Piotra mogłoby stać się mottem niejednej z nas. Takie to ludzkie. Takie autentyczne i cudownie nijakie. „Popłyniemy z tobą” – słyszę, że inni też tak mają. Że to jakaś zbiorowa tendencja. Że tu się kończy moje indywiduum.
I wtedy przychodzi On i nazywa nas dziećmi. Tym jednym określeniem wyjaśnia naszą szarpaninę. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, jesteśmy bardzo małymi ludźmi w wielkiej plątaninie życia. Nie wiemy „dlaczego?”, no bo skąd? Wybaczmy to sobie. Mamy prawo. Mamy prawo czuć wszystko – frustrację, złość, podniecenie i euforię. Możemy mieć też intuicję, że Rodzic wie więcej. Zaufać temu, że ma siłę podsadzić nas pod owoc, do którego nie możemy dosięgnąć. Hmm… A może właśnie Bóg nie podsadza? Może czeka, aż będziemy na tyle wysocy, aby samym zerwać to, co tak upatrzone?
Nie po lewej. Po prawej.
Najbardziej podoba mi się końcówka. Oczekiwałabym jakiejś niesamowitej riposty. Zdania, które zmiażdży system, przewróci łeb na drugą stronę.
To, co dostaję miażdży wszystkie powyższe romantyczności. „Nie po lewej! Po praweeej!” – można by sparafrazować Jezusa. „Aaaaaaa…”/„Achaaa”/„I już?” – która reakcja jest Ci najbliższa?
Nie, ja też tego nie rozumiem. Nic przecież nie grało, ale zjawił się On i hula wszystko. Gdzie był, kiedy było nam tak okropnie źle? Czemu nie przyszedł nocą? Czemu jej nie rozświetlił?
Być może jakąś wskazówką jest zdanie wypowiedziane przez ucznia, którego Jezus miłował: „To jest Pan”. Tak właśnie powiedział, kiedy zobaczył, że sieci stają się absurdalnie ciężkie. Akcja-reakcja. Coś w stylu: „Gdzieś już to widziałem…”.
Tak więc, właśnie to Słowo do mnie przyszło. Właśnie nim chciałam się dziś z Wami podzielić. Tą nocą i tym, że On przychodzi o brzasku.
Czytaj także:
Magda Frączek: Życie nie jest nieustającą walką