„Księga twarzy”. Twarzy przyjaciół, ma się rozumieć. Gdy kilkanaście lat temu po raz pierwszy usłyszałam nazwę Facebook, tak mi się skojarzyła. Dziś automatycznie myślimy: social media. Wirtualne podwórko. A jednak nieustanny rozkwit Facebooka, portalu, który spienięża zbieranie naszych danych dla zysków z reklamy, możliwy jest dzięki temu ciepłemu skojarzeniu. Miejsce naszego odsłaniania twarzy, znajdowania przyjaźni. Dlatego tak łatwo uzależnia.Nałóg czy zły nawyk zasadza się zawsze na próbie poradzenia sobie z jakąś ważną emocjonalną potrzebą. Nie uświadamiamy sobie tego najczęściej, sięgając po chipsy, by zajeść stres, po grę komputerową, by przeżyć przygodę lub zaglądając do Facebooka, by być w kontakcie. Jest jednak kilka potrzeb, których Facebook na pewno nie zaspokoi.
Potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem
Godziny szczytowej aktywności na portalu to wieczór. Im jest on późniejszy, tym wzrasta w człowieku otwartość i gotowość do dzielenia się sobą. Wzrasta też głód obecności drugiego. Można powiedzieć, że scrollowanie wtedy Facebooka to czas bezpowrotnie stracony. Taka intymność, jakiej się spodziewamy, może wydarzyć się tylko w bezpośrednim spotkaniu, jak wieczór przegadany z przyjacielem lub przyjaciółką, spędzony na randce albo rozmowie z mężem czy żoną.
Ta potrzeba otwarcia to też normalnie miejsce na spotkanie z Bogiem w modlitwie, któremu pokażemy swoje serce. Ciężary całego dnia, lęki o przyszłość. To, co nas uwiera nawet w samej relacji z Nim – jak poczucie, że jest daleki czy nieobecny.
Facebook wetknięty w potrzebę relacji z sobą samym, drugim człowiekiem i Bogiem nie tylko nas z nich okrada, ale daje w zamian erzac, ubogi zastępnik, który pozornie syci. Tak naprawdę jednak im bardziej się nim karmimy, tym bardziej jesteśmy głodni i wycieńczeni.
Czytaj także:
Prof. Monika Przybysz: Apostołowie na pewno mieliby konto na Facebooku!
Potrzeba sensu i bycia zauważonym
To wszystkie zdjęcia osiągnięć, trofeów i momentów, gdy mamy świetne ciuchy i piękny makijaż. Facebook spływa splendorem zagranicznych wojaży i ekskluzywnych wieczorów. Lajki wychodzą naprzeciw potrzebie dowartościowania i uznania. A przecież jesteśmy tylko punkcikiem na czyjejś tablicy newsów.
Potrzeba informacji
Facebook podaje jej mnóstwo i na wszelkie tematy, więc służy edukacji. Niestety, aż do przejedzenia. Bo czy naprawdę wszystko to musimy wiedzieć, przy okazji marnując czas na oglądanie live’a z czyjegoś picia kawy albo spaceru po parku?
Potrzeba wymiany poglądów
To ciągnące się kilometrami komentarze. O ile na żywo wymiana poglądów jest rozmową, Facebook stwarza tak naprawdę przestrzeń do prezentowania monologów, gdzie mało mnie obchodzi, co myślą inni. Gdy dodać do tego powszechny styl złośliwości i bezlitosnych uwag ad personam, nic w internecie nie będzie przypominało klasycznego areopagu. Nie chodzi bowiem o wymianę, gdzie coś wyrażam i przyjmuję punkt widzenia drugiego, ale o wylanie własnego słowotoku, pokazanie swojej racji.
Potrzeba wrażeń
Z Facebookiem nigdy się nie nudzisz. Nie zdążysz nieraz zescrollować jednego ekranu, gdy już w powiadomieniach pojawi się mnóstwo newsów. Są zdjęcia dalekich miejsc, egzotycznych zwierząt, najnowszych wynalazków i sportowych przygód. Wszystko świetnie, tylko może uciekać fakt, że to na niby. Zwiedzamy, oglądamy i przeżywamy przygodę na niby. Czas spędzony na byciu widzem moglibyśmy spieniężyć i zaoszczędzić na niejedną podróż i zwiedzanie w realu.
Sztab ludzi pracuje na to, by Facebook był nieodłącznym towarzyszem naszego stania w korku czy kolejce, zasypiania i wstawania rano. A jednak gdy zaczyna wypełniać tak wiele chwil, że nie umiem już być sam ze sobą – trzeba zdecydowanie go odłączyć.
Pewnie, że będzie bolało. Ten ból – to właśnie szansa. W bólu odkrywam mój głód i to, czego potrzebuję naprawdę. Może głębokich więzi. Może przejścia drogi mojego uzdrowienia, bym umiał je budować naprawdę? Może zamiast pokazywania światu swojej twarzy w słonecznym selfie – potrzebuję podzielić się z konkretnym człowiekiem moimi łzami z dna serca i dramatem mojej samotności?
Warto odstawiać Facebooka i przechodzić offline – by codzienność nabierała smaku pokarmu więzi i przeżyć, które nasycą naprawdę.
Czytaj także:
Dzień offline – dlaczego warto wprowadzić go do kalendarza?
Czytaj także:
Zaufasz komuś, kto nie ma Facebooka? Poważnie się zastanów…
Czytaj także:
Kiedy założyć dziecku konto na Facebooku?