Dziś o antycnocie. O stanie, który kusi bez wyjątku każdego z nas. O stanie, który jednych tylko nęci, innych bezlitośnie dopada. Czy z lenistwem można walczyć? I co na to święci?
Lenistwo – prosta droga do nieszczęścia
“Lenistwo rodzi życie pełne niezadowolenia – napisał kiedyś św. Ignacy Loyola. – Rozwija miłość własną, która jest przyczyną wszystkich naszych nieszczęść, i czyni nas niegodnymi, by otrzymać łaski Bożej miłości”.
Kto jak kto, ale akurat święty rycerz wiedział, o czym pisze. Dzieciństwo i młodość spędził na dworze, korzystając z namiętnych uciech życia. A przecież wystarczy otworzyć Katechizm Kościoła Katolickiego (2733), aby przeczytać, że życiowe znużenie (tak często dopadające przecież ludzi ciężko pracujących, zamkniętych w wirze codziennych obowiązków i nakręcającej się w wyniku tego gnuśności) to nic innego jak „rodzaj depresji na skutek porzucenia ascezy, zmniejszenia czujności, zaniedbania serca”.
Bez modlitwy, bez aktywnego uczestnictwa we mszy świętej, bez dbania o pogłębianie wiary – bez tego wszystkiego po prostu zgnuśniejemy. Będziemy wiecznie ospali i leniwi. Nic nam się nie będzie chciało. A od tego już prosta droga do depresji.
Gdy nie chce mi się zasiąść do pracy, przypominam sobie o tym zagrożeniu. I o słowach św. Leona Wielkiego: „Jestem zarówno słaby jak i leniwy w wypełnianiu obowiązków mojego urzędu”. Skoro wybitny papież w dziejach Kościoła, który dokonał dla jego rozwoju tak wiele, mówi takie rzeczy, to gdzie mi z moją postawą do samozadowolenia? Mężczyźnie dobrze robi czasem, gdy usłyszy, że daleko mu jeszcze do doskonałości. Gdy ktoś pokaże mu tych robiących więcej. Czasem do tego stopnia, aby zrobiło mu się po prostu wstyd. Aby wreszcie przestał się nad sobą użalać.
Jan Paweł II wiedział, jak walczyć z lenistwem
A skoro mowa o zawstydzeniu… Rozmawiałem niedawno z bratem Marianem Markiewiczem – prywatnym kierowcą wpierw Karola Wojtyły, a następnie papieża Jana Pawła II. Człowieka, który widział Ojca Świętego w przeróżnych sytuacjach. W biegu, podczas odpoczynku. Przed konklawe i po jego zakończeniu. „Ten człowiek zawsze coś robił. Ciągle był czymś zajęty. Tak po prawdzie to do dziś nie wiem, jak on to wszystko łączył. Kiedy znajdował czas na pisanie kolejnych encyklik, książek, kazań… Między jednym spotkaniem a drugim. Między kolejnymi obowiązkami, wizytacjami… A jednak znajdował” – wspominał mi brat Marian.
„Kilka dni po konklawe, podczas którego został wybrany na papieża, przyjechałem na Watykan z jego bagażami. Ojciec Święty oprowadzał nas po pokojach. Pamiętam, jak w pewnej chwili weszliśmy wraz z nim do papieskiej biblioteki. Pełnej regałów, opasłych książek. Jan Paweł II popatrzył na te wszystkie półki i powiedział: «Mój Boże, kiedy ja to wszystko przeczytam?». Dziś myślę, że przeczytał wszystko. Ale ja nie mam pojęcia, jak on to zrobił”.
Przypadek św. Wincentego
A jak to jest w przypadku innych świętych? Zwykle, gdy stawiamy sobie przykłady ich życia przed oczy, widzimy ludzi energicznych, pełnych pasji, nie potrafiących usiedzieć w miejscu. Tak było ze św. Pawłem, tak było ze św. Franciszkiem, tak było św. Matką Teresą, tak było wreszcie ze św. Janem Pawłem II. Każdy pracował. Pierwszy z wymienionych napisał zresztą do Tesaloniczan, że „kto nie chce pracować, niech też nie je!”. To nie oznacza jednak wcale, że z pracowitością u wszystkich świętych zawsze było tak kolorowo i prosto.
Święty Wincenty à Paulo zanim wyszedł do biednych, przez dziesięć lat wybierał raczej wygodny rodzaj posługi. Komfortowy, prowadzony z wnętrza bezpiecznego kościoła, bez niepotrzebnego wychylania się. Unikał zmian. Było mu po ludzku dobrze. Dopiero pod wpływem pewnego cnotliwego i mądrego kapłana, księdza Pierre’a de Berulle, rozpoczęło się jego nawrócenie.
Finalnym momentem była środa 25 stycznia 1617 r. przeżywana we francuskiej miejscowości Folleville, w której to Wincenty głosił rekolekcje. W pewnym momencie wezwano go do chorego, cieszącego się w miejscowości opinią porządnego i szanowanego człowieka. Ten leżąc na łożu śmierci wyznał mu, że jego życie całkowicie rozminęło się z prawdą, że ciągle udawał kogoś innego niż w rzeczywistości był. Tak się składało, że akurat tego dnia w liturgii przypadała uroczystość Nawrócenia św. Pawła. Dla Wincentego był to wstrząs. Zrozumiał.
Odtąd zaczął gorliwie służyć ubogim i pokrzywdzonym. Złożył Bogu ślub poświęcenia się ubogim. Zaczął intensywną pracę. Wygodne i nudne życie stało się jedynie historią.
Czytaj także:
Zobacz, co przeżywają osoby cierpiące na depresję
Niebo a piekło
Święta Joanna Franciszka de Chantal powiedziała kiedyś, że „piekło pełne jest ludzi utalentowanych, zaś Niebo – energicznych”. Mamy teraz na Ziemi czas, by zdecydować, co chcemy zrobić z pojawiającymi się co i rusz pokusami lenistwa. Bo, jak zgaduję po sobie, dotyczą one każdego z nas. Bez wyjątku.
Czytaj także:
Nie widzisz działania Boga? Zacznij Go słuchać!