Zamieszkali na ulicy
John Ogah jest jednym z tysięcy migrantów, którzy przed głodem i prześladowaniami uciekli z Afryki. Po wielu perypetiach wraz z żoną i obecnie kilkunastoletnim synem dotarli do Rzymu. Wieczne Miasto nie przyjęło ich gościnnie. John nie mógł znaleźć pracy, ponieważ nie posiadali legalnego pozwolenia na pobyt. Zamieszkali więc na ulicy.
Mężczyzna każdego dnia chodził pod supermarket leżący na peryferiach miasta i… żebrał. Nie siedział jednak bezczynnie wyciągając jedynie rękę po pomoc. Pomagał nosić siatki z zakupami, często pakował je do bagażnika samochodu.
Jego nienachalna i pełna życzliwości pomoc bywała doceniana; kilka dodatkowych eurocentów trafiało do ręki Johna. Dla jego rodziny była to nadzieja na przetrwanie kolejnego dnia.
Bezdomny bohater
26 września 2017 roku jak zwykle żebrał. W pewnym momencie zobaczył wybiegającego z supermarketu mężczyznę. Wymachiwał maczetą. W drugiej ręce trzymał zwitek pieniędzy. John w mgnieniu oka zdał sobie sprawę, że ma przed sobą sprawcę napadu, który – jak się później dowiedział – przerażonej kasjerce wydarł 400 euro.
Nie zastanawiał się. Rzucił się na złodzieja i trzymał przygwożdżonego do ziemi aż do przyjazdu karabinierów. Świadkowie nagrodzili jego odwagę długimi brawami. 37-letni złodziej, który był Włochem, został zatrzymany, a John korzystając z chwili zamieszania… uciekł.
„Nie miałem dokumentów, byłem nielegalnym imigrantem, bałem się spotkania z policją i możliwych konsekwencji” – mówił po tym, jak karabinierom udało się go odszukać dzięki nagraniu z monitoringu i wskazówkom klientów sklepu, którym Nigeryjczyk skradł serca.
Pozwolenie na pobyt i pracę
Kilka tygodni po napadzie John z rodziną… otrzymali pozwolenie na pobyt, dach nad głową, a mężczyzna został zatrudniony jako magazynier w jednym z rzymskich punktów Czerwonego Krzyża. Stało się to za sprawą kapitana karabinierów z posterunku Rzym Casilina, któremu podlega teren, gdzie doszło do napadu. Był on mocno poruszony odwagą i bezinteresownością Johna, którego media okrzyknęły „włoskim bohaterem i obrońcą prawa”.
„Stało się dla nas oczywiste, że jego postawa zasługuje na nagrodę, i że najlepszym podziękowaniem za to, co zrobił, będzie przyznanie mu prawa legalnego pobytu” – mówi kapitan Nunzio Carbone.
Chrzest, bierzmowanie i Komunia
Cały czas pozostaje w kontakcie z rodziną Johna. „Wzruszyłem się, gdy spytał mnie, czy zostanę jego chrzestnym. To dla mnie ogromne wyróżnienie” – mówi Carbone. Poruszony jest też John, który od swojego chrztu prosi, by mówić do niego Francesco. Takie imię chrzcielne wybrał na cześć papieża Bergoglio.
W czasie liturgii Wigilii Paschalnej w 2018 roku, w bazylice watykańskiej, otrzymał z jego rąk również pierwszą Komunię i bierzmowanie. Wychował się w rodzinie należącej do jednego z wielu kościołów protestanckich Nigerii.
O swej przeszłości mówi niechętnie. Wyznaje jedynie, że tym, co łączy wszystkich chrześcijan Nigerii, jest przelana krew: „Islamscy fundamentaliści nie patrzą, czy ktoś jest katolikiem czy protestantem. Zabijają, bo wierzy w Chrystusa”.
„Bóg był zawsze obecny w moim życiu, bez Niego nie dałbym rady. Jednak dopiero w Rzymie namacalnie spotkałem Chrystusa i odkryłem Kościół katolicki” – mówi Francesco. I dodaje: „Pomogli mi w tym ludzie, których spotkałem”. W domyśle można odczytać – także włoscy karabinierzy.
Gest, który niesie Dobrą Nowinę
Podczas liturgii paschalnej, w czasie której John został włączony przez sakramenty do Kościoła katolickiego, papież przypomniał, że Wielkanoc to zachęta do odnowy życia. Mówił też o ludziach odrętwiałych i sparaliżowanych.
Papież podkreślił, że taką postawę można znaleźć również we współczesnym świecie. Wiele osób uważa bowiem, że nic nie może zrobić w obliczu zła czy niesprawiedliwości. Gest bohaterskiego Nigeryjczyka jest zaprzeczeniem tych słów.