To, co jest fajne w małżeństwie, to wzajemność. Łatwo o tym zapominamy, kiedy chcemy być fajną żoną.
Jak być fajną żoną?
Zapytała mnie młoda mężatka:
– Jak mogę być fajną żoną?
– Nie mam pojęcia – odpowiedziałam. – Pani chyba lepiej ode mnie zna swojego męża.
Spojrzała na mnie. Niezadowolona.
A mi się ten jej gniew spodobał. To mogło znaczyć, że nie ma w niej bezradności i uległości, jak by sugerowało pytanie. Pomyślałam, że ta młoda kobieta nie pragnie tylko dostosować się do oczekiwań męża, ale ma też swoje własne oczekiwania.
Co mąż może zrobić dla mnie?
Zamiast pytać, co ja mogę zrobić dla męża, warto pytać: co on może zrobić dla mnie.
Dobra bliskość nie polega na tym, że chcemy spełnić cudze marzenia. Chyba nie po to tworzymy małżeństwo i zakładamy rodzinę, żeby tylko innym było fajnie. A my, to już trudno. Kobiecy los. Wiadomo. Nie ma lekko. Ale dlaczego właściwie? Dlaczego żonie ma być trudno?
Podstawą dobrej intymności jest wzajemność. Jeżeli tylko jedna strona będzie odgadywała potrzeby drugiej i z oddaniem je realizowała, to nic dobrego z tego nie wyniknie. Chyba już wiemy, że poświęcanie się jest marnym fundamentem szczęścia.
Ale nadal jest dużo kobiet, które tak bardzo skupiają się na mężu, że już nie starcza ani czasu ani siły, by pomyśleć o sobie. Trudno budować prawdziwe szczęście małżeńskie, jeżeli ma się mgliste wyobrażenie o tym, co mnie uszczęśliwia, jako osobę i kobietę.
Czytaj także:
Stres w małżeństwie? Poradzimy sobie z nim
Miłość, jak sprzed lat
Kiedy zostajemy żoną, nie przestajemy być kobietą z własną, osobistą, intymną historią. Upodobaniami. Lękami. Planami. Można być fajną żoną i przy okazji – niefajną dla samej siebie.
Miesiąc miodowy nie trwa wiecznie. Uczucia tracą na intensywności. Pojawia się rutyna, codzienność, on już tak na mnie nie patrzy, mniej rozmawia, coś wczoraj burknął, zapomniał powiedzieć, że koledze z pracy dziecko się urodziło. Już nie ma tych kolacyjek, rozmów i niby wiemy, że tak właśnie wygląda codzienne życie we dwoje, ale wkrada się niepokój.
I to już zawsze tak będzie? Czy moja kobieca moc będzie już tylko słabła i słabła? Będę dla niego coraz mnie atrakcyjna, stanę się już tylko „żonką”. Okropne słowo. Ale ja chcę jeszcze tej spontanicznej miłości. Jeszcze za wcześnie na stateczne przywiązanie i oddanie. Chcemy ratować świeżość uczuć. W panice. I przy pomocy gotowych receptur.
Co mam robić, żeby ta spontaniczność nie znikała? Jak się zachowywać, czego nie mówić, o czym paplać, żeby się mną nie znudził. Żeby mu było dobrze.
A może już mu się nie podobam? I czy dobrze robię, że przy nim piłuję paznokcie, zamiast pokazać mu się już jako wamp z krwistymi paznokciami?
Pytania się mnożą. Jedne są mądrzejsze, inne bardziej naiwne. Lęk przed utratą świeżości uczuć napędza stereotypy. Na przykład takie, że istnieje zbiór cech fajnej żony. Nie istnieje.
Oczekiwania mężczyzny i moje pragnienia
Każdy mężczyzna sobie inaczej to wyobraża. I to się też mu zmienia. Jak zaczniemy odgadywać te kalambury, to bardziej będziemy bliskość analizowały, niż przeżywały.
Mniej będzie spontaniczności, więcej obserwacji przez filtr lęków. I pojawią się te „kobiece sztuczki” – kolejne niefajne określenie. Kobiece sztuczki, żeby codziennie go czymś zaskoczyć, zadziwić, romantycznie odurzyć.
I po co? Ten one women show. To, co jest niezwykłe w bliskości to zwykłość. Nie należy mylić zwykłości z codziennością, pośpiechem, bylejakością. Zwykłość to uważność, czuła szczerość i wzajemność.
Stereotyp, że fajna żona nie narzeka. Ale można narzekać, ale wszystko jest kwestią formy. Jak strzelasz focha, chodzisz nabzdyczona, unikasz powiedzenia o co Ci chodzi – to chyba to nie jest takie zalotne.
Ale można ponarzekać uwodząco. Z korzyścią obopólną.
– A jak się czujesz? Ja dziś fatalnie. Pewnie przez te napięcia w pracy. Ale jakbyś mnie jakoś inaczej przytulił, to od razu było by lepiej.
– Ale jak inaczej? – mąż nie rozumie.
– Domyśl się. Albo działaj metodą prób i błędów.
I za chwilę możesz być nie tylko fajną żoną, ale i Tobie może być fajnie.
Nie bądź fajna
Pojęcie „fajnej żony” nie jest fajne, fajna jest wzajemność.
Chcesz się przypodobać mężowi i nawet nie wiesz, kiedy zaczynasz się nie podobać sobie.
Mężatka chodzi często w ciasnym gorsecie oczekiwań. Chce stworzyć wspaniały dom i pragnie się podobać mężowi. Dobrze czasem poluzować sznureczki i zobaczyć, że tak lepiej się oddycha.
Jeżeli będę mu piekła ciasta w niedzielę, nie będzie uciekał do matki. Jeżeli będę nosiła długie włosy, chociaż marzę o krótkich, to będę mu się podobała jako kobieta. I robię to, piekę te murzynki i kręcę te loki, a on i tak ucieka do matki albo zaczyna opowiadać coraz więcej o Justynie z pracy.
I jest Ci najpierw smutno, a potem już nie wiesz, co o tym myśleć, bo kiedy ją widzisz na imprezie, to okazuje się, że ma krótkie włosy, cienkie i szare, a twój mąż chyba patrzy na nią jak na kobietę, a nie koleżankę. Widzisz, że takiej zakale, to zakalec z murzynka nawet nie zaszkodzi.
Jesteś tak wściekła, że masz ochotę szybko ściąć sobie włosy nożem do tortu. Może i Justyna na kiepskie włosy, ale często ma dobry humor, bo nie musi piec murzynka dla swojego męża w niedzielę, na przykład. Nie ma loków, ale ma spontaniczny śmiech. Nie chce być fajna, po prostu jest fajna. Lubi życie. Jest fajna dla siebie.
Nie warto szukać recept na bycie perfekcyjną żoną, warto mądrze zawalczyć o własne szczęście. To dobry fundament małżeńskiej stabilności.
Czytaj także:
Jak ślubna obrączka przypomniała mi, że nie doceniałam męża
Czytaj także:
Jak znaleźć sobie męża i dlaczego nic na siłę