Każda modlitwa jest dobra. Ale jest jeden rodzaj modlitwy, co do którego mamy pewność, że szczególnie się podoba Panu. Skąd to wiemy? Bo Jezus sam to powiedział św. Faustynie, a ona zapisała to w swoim dzienniku.
Jezus umarł za nas z miłości, w posłuszeństwie Ojcu. Mógł zbawić nas inaczej, ale wybrał właśnie taki sposób – okrutną, nieestetyczną i hańbiącą śmierć, poprzedzoną torturami. Warto się nad tym choć na chwilę zatrzymać. Podziękować, pobyć z Panem podczas Jego umierania. Kiedy się kogoś kocha, chce się być blisko niego – nie tylko w dobrych chwilach, ale również w tych trudnych.
Chrystus dźwigał na Kalwarię nie tylko drewniany krzyż ważący kilkadziesiąt kilogramów, ale też konsekwencje wszystkich grzechów, jakich dopuściliśmy się my, ludzie, od początku świata. Jego ból był więc nie tylko bólem fizycznym.
Czuł także zwątpienie, przygnębienie, bezradność. To przytłaczające brzemię zostało dobrze pokazane w filmie Pasja, kiedy dziwny, bezpłciowy szatan mówi do Jezusa: „To niemożliwe. Jeden człowiek nie może zbawić ich wszystkich”.
Wspominanie tego, co wycierpiał Jezus, pomaga zobaczyć własne problemy w odpowiedniej skali. Boli mnie coś? To prawda, ale nie jest to największy ból, o jakim słyszałam. Jestem przygnębiona i mam wrażenie, że nikt mnie nie rozumie? Tak, ale to mi przypomina pewną sytuację w pewnym gaju oliwnym dwa tysiące lat temu.
Takie „przypominajki” nie zmniejszą świdrowania w moim kontuzjowanym kolanie (i nie zwalniają mnie z pójścia na rehabilitację!), ale pomogą mi odpowiednio potraktować problem i dziękować za wszystkie dobre rzeczy, które codziennie dostaję.
Mogę też przyjąć i ofiarować swoje niewielkie cierpienia i trudności razem z cierpieniami mojego Pana. W ten sposób zyskają one nadprzyrodzony charakter – mogą mi pomóc w nawróceniu i wyprosić różne łaski. Jeśli nie połączę tych swoich małych krzyżyków z krzyżem Jezusa, pozostaną one czymś bezsensownym i bezcelowym.
Św. Ignacy w Ćwiczeniach duchownych zachęca, żeby zawsze łączyć rozważania męki i śmierci Jezusa z rozważaniem własnych grzechów. Zaleca, żeby „prosić o boleść, współczucie i zawstydzenie, że z powodu mych grzechów Pan idzie na mękę”.
To właśnie jest istota pobożności pasyjnej – nawrócenie. Jeśli się nie poprawię, to ofiara Jezusa pójdzie na marne.
W Wielkim Poście mamy okazję do wspominania męki i śmierci Jezusa podczas nabożeństw, np. drogi krzyżowej czy Gorzkich żali. Ale przecież można i warto to robić nie tylko w tym czasie. I nie tylko w kościele.
Jan Paweł II odprawiał sam drogę krzyżową w każdy piątek roku, a św. Teresa z Avila zapisała w Księdze życia:
Okazja do rozważania męki i śmierci Jezusa to też bolesne tajemnice różańca, Koronka do miłosierdzia Bożego, a przede wszystkim – każda msza święta, w której uobecnia się Jezusowa śmierć i zmartwychwstanie.