Ks. Józef Tischner obchodziłby dzisiaj 87 urodziny. Filozof, ceniony duszpasterz, kapelan „Solidarności”. O tym jaki był ks. Józef Tischner rozmawiamy z prof. Zbigniewem Stawrowskim, który przez wiele lat był jego uczniem i asystentem, a dzisiaj jest również dyrektorem Instytutu Myśli Józefa Tischnera.Mateusz Nagórski: Mamy dzisiaj 12 marca. W tym właśnie dniu, 87 lat temu urodził się Józef Tischner. Jest Pan Profesor jedną z osób, która miała możliwość być bardzo blisko ks. Tischnera. Jak to wszystko się zaczęło?
Prof. Zbigniew Stawrowski: Wszystko zaczęło się od powstania „Solidarności”. Trzeba było wtedy coś sensownego robić! Byłem jednym z założycieli Niezależnego Zrzeszenia Studentów w SGPiS w Warszawie. Na jesieni ‘81 roku wybuchły ogólnopolskie strajki studenckie, które owładnęły całą Polską. Wtedy to, na kilka dni przed wprowadzeniem stanu wojennego, ks. Tischner został zaproszony do nas na wykład, który odbył się w klubie studenckim przy Wiśniowej. To był wtorek. W niedzielę wprowadzony został stan wojenny.
Co zrobiło na Panu największe wrażenie?
To, co mnie wówczas uderzyło, to był język. Mówił o filozofii pracy. Wchodził w dyskusję z obecnymi tam marksistami i różnica była porażająca. Na tle ideologicznego bełkotu Tischner posługiwał się normalnym językiem, precyzyjnie opisującym rzeczywistość. Tak wyglądało moje pierwsze spotkanie z Tischnerem.
Pan Profesor w międzyczasie kończył studia.
Tak i bardzo chciałem pójść na studia doktoranckie na filozofię. Ale takie studia w Warszawie zostały w 1982 r. zamknięte z obawy przed tym, że staną się zarzewiem opozycji. Na początku lata dowiedziałem się, że w Krakowie została utworzona Papieska Akademia Teologiczna z wydziałem filozoficznym, którego dziekanem miał być Tischner.
Doskonała wiadomość!
Z kolegą, który znał bliżej Tischnera, postanowiliśmy odwiedzić nowego dziekana i pojechaliśmy do Łopusznej (miejscowość na Podhalu, gdzie wychował się Józef Tischner). Stawiliśmy się w południe pod bacówką księdza, ale Jego nie było. Czekaliśmy, czekaliśmy, aż w końcu pod wieczór poszliśmy na spacer. Kiedy wróciliśmy, widać było, że w bacówce ktoś jest, przez okno świeciło się światło świeczki. Pukamy do drzwi i ku naszej radości pojawia się Tischner, ubrany w spodnie góralskie i kierpce, patrzy na nas uważnie i mówi: „Chybaście głodni”. Zaprosił nas, wyciągnął kawał chleba, masło, miód… Nigdy nic tak mi nie smakowało, jak wtedy. Można powiedzieć, że poznaliśmy się przy łamaniu chleba.
Ciekawy biblijny początek relacji. Przeprowadził się Pan Profesor do Krakowa i rozpoczął studia filozoficzne u boku ks. Tischnera. To była wyjątkowa okazja, aby na co dzień mieć kontakt z późniejszym Mistrzem.
Od początku miałem z Tischnerem wyjątkowo bliski kontakt. Pomagałem mu w organizacji wydziału filozoficznego, więc widzieliśmy się prawie codziennie. Przez wiele lat uczestniczyłem regularnie w Jego wykładach, które cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. To nie były odczyty, Tischner mówił z głowy. Zazwyczaj miał jedynie ze sobą małą, odręcznie zapisana kartkę, na której widniało kilka najważniejszych punktów, które chciał poruszyć i potrzebne cytaty. Miał znakomity kontakt ze słuchaczem i ogromne poczucie humoru. W momencie, gdy widział, że zmęczeni studenci przysypiali, od razu budził ich jakimś dowcipem. Znał mnóstwo anegdot, które znakomicie pasowały do omawianych na wykładach tematów i były bardzo obrazowe.
Czy był srogim promotorem?
Tischner był człowiekiem dla którego niezwykle ważna była wolność. Akcentował wolność słowem i czynem. Nie poganiał swoich magistrantów i doktorantów, ani ich specjalnie nie pilnował, lecz okazywał, że ma do nich ogromne zaufania. Co powodowało, że wewnętrznie czuliśmy się zobowiązani. Nikt nie chciał się wobec Tischnera wygłupić. Na egzamin chodziliśmy tylko wtedy, gdy byliśmy bardzo dobrze przygotowani.
Ksiądz Tischner znany jest m.in. z filozofii dialogu. W jaki sposób objawiało się w codzienności, to jak ważny był dla niego drugi człowiek?
Wielokrotnie odprowadzałem Tischnera po wykładach do jego domu przy ulicy św. Marka. Często na Plantach zaczepiali i zagadywali go różni nieznajomi. Tischner miał niesamowitą umiejętność rozmowy. Jak już zaczynał rozmawiać, to rozmawiał. Druga osoba miała wtedy poczucie, że jest najważniejsza na świecie. Nic się nie liczyło, tylko ta osoba, z którą rozmawiał. Stałem obok i wielokrotnie widziałem taką sytuację. Tischner spotykał się z ludźmi dokładnie tak, jak to opisywał posługując się filozoficzną kategorią spotkania.
Czego Pan Profesor nauczył się od swojego Mistrza?
Wielu rzeczy, ale chyba przede wszystkim odwagi i samodzielności myślenia. Tischner zawsze powtarzał, by myśleć i filozofować na własną odpowiedzialność – najpierw samemu mierzyć się z problemem, a dopiero potem, kiedy w żaden sposób nie możemy sobie z nim poradzić, sięgać po pomoc komentarzy. Uczył także, umiejętności rzetelnej krytyki, oczekując że jego uczniowie poddadzą takiej krytyce także jego własne teksty.
Jeżeli ktoś chciałby rozpocząć przygodę z myślą Tischnera, to według Pana Profesora od czego warto zacząć?
Jak zwykle od uważnej lektury, ale nie jakichś wyrwanych cytatów, ale pełnych tekstów. Warto też sięgnąć do dostępnych nagrań filmowych, (np. rozmów: „Tischner czyta Katechizm”), by spotkać się z nim choćby w takiej formie – posłuchać jego głosu, sposobu mówienia, argumentowania, by poczuć jego wielki charyzmat.
Read more:
Szukasz swojego miejsca w Kościele? Błądzisz? Poczytaj księdza Tischnera
Read more:
Solidarność. Dlaczego wg Tischnera była małym cudem nad Wisłą?
Read more:
Mądrość człowieka gór, czyli nieznane teksty ks. Tischnera