Nasz wykładowca metafizyki w seminarium krótko i dosadnie wyjaśnił nam, co dzieje się w momencie przeistoczenia, odwołując się do filmu „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra”.
Chodziło mu o scenę, w której pracujący przy budowie pałacu królowej Egiptu robotnicy, wspierani przez dzielnych Gallów i ich druida, słyszą ostrzeżenie następującej treści: „Uwaga! Uwaga! Na obiekcie rozprowadzany jest fałszywy napój magiczny! Wygląda jak napój magiczny, pachnie jak napój magiczny, smakuje jak napój magiczny, ale to zupa jest z brukselek!”.
Otóż coś podobnego dzieje się podczas mszy. W pewnym momencie chleb i wino nadal wyglądają, pachną i smakują jak chleb i wino, ale mimo zachowania tych wszystkich cech charakterystycznych dla chleba i wina nie są już nimi, lecz Ciałem i Krwią Pana.
Polskie słowo „przeistoczenie” to dosłowne tłumaczenie łacińskiego „transsubstantiatio”. Oba wskazują na istotę cudu eucharystycznego, czyli zmianę istoty, inaczej: substancji. W klasycznym ujęciu metafizyki (czyli nauki o bycie) każda rzecz ma swoją substancję (istotę) i przypadłości (cechy).
Wszędzie wokół siebie obserwujemy, że rzeczom zmieniają się przypadłości, a substancja pozostaje niezmieniona. Na przykład Katarzyna jako młode dziewczę była szczupłym rudzielcem, a teraz jest korpulentną, siwą starszą panią, ale to nadal ta sama Katarzyna. Mój samochód był kiedyś zapierającą dech w piersiach i błyszczącą od nowości „czerwoną strzałą”, a obecnie stanowi przeżartą rdzą, ledwo toczącą się po prostej drodze potwarz dla motoryzacji, niemniej to wciąż to samo auto. Przypadłości się zmieniają, istota pozostaje ta sama.
Tymczasem z chlebem i winem podczas mszy świętej dzieje się coś dokładnie odwrotnego. Dzięki działaniu Ducha Świętego przypadłości pozostają te same, a zmienia się istota (czyli substancja). Był chleb, jest Ciało, choć o zapachu, smaku, wyglądzie i fakturze chleba. Tak samo wino staje się Krwią, zachowując wszystkie cechy wina. I dlatego mówimy o cudzie, bo „normalnie” coś takiego się nie dzieje, żeby zmieniała się istota rzeczy, a nie jej cechy.
Paradoksalnie jednak łatwiej jest wytłumaczyć, na czym polega cud przeistoczenia, niż wskazać dokładny moment, w którym on następuje. Teologowie nigdy nie sprecyzowali ostatecznie z dokładnością „co do sekundy” chwili, w której na ołtarzu chleb przestaje być chlebem, a wino winem.
Wyróżnić tu trzeba dwa istotne momenty: modlitwę epikletyczną i słowa przeistoczenia z relacji o ustanowieniu Eucharystii zaczerpnięte z Pisma Świętego. Epikleza to modlitwa, w której przyzywamy mocy Ducha Świętego, aby On sam przemienił złożone dary w Ciało i Krew Jezusa. Na przykład: „Uświęć te dary mocą Twojego Ducha, aby stały się dla nas Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa Chrystusa”.
Niektórzy chcieliby widzieć moment przeistoczenia w chwili, gdy kapłan wykonuje znak krzyża nad darami. Jednak właściwym gestem epikletycznym nie jest znak krzyża, ale wyciągnięcie rąk nad darami. Poza tym na przykład w Pierwszej Modlitwie Eucharystycznej (która na Zachodzie przez wieki była jedyną) znak krzyża nad darami i epikleza są od siebie znacznie oddalone.
Inni z kolei uważają, że konsekracja dokonuje się dopiero w momencie wypowiedzenia słów „Bierzcie i jedzcie… Bierzcie i pijcie…”.
Na Zachodzie kładziono zazwyczaj akcent na moment przywołania słów Chrystusa. Ale Kościół Wschodni zna ryty, w których słowa te w ogóle nie padają, a przeistoczenie mimo to następuje. Wschód przykłada więc większą wagę do modlitwy epikletycznej.
Widać to nawet w samym porządku liturgii. O ile na Zachodzie epikleza jest pierwsza i sprawia wrażenie wstępu do słów z relacji o ustanowieniu, o tyle na Wschodzie umieszczona jest zazwyczaj dopiero po nich i stanowi ich „zwieńczenie”. Ostatecznego rozstrzygnięcia nie ma i nie będzie. Ducha Świętego nie da się „złapać za rękę”.
W tym kontekście wielu liturgistów podkreśla, że tak naprawdę charakter konsekracyjny ma cała modlitwa eucharystyczna, a nie tylko jej wybrane momenty. Co jeszcze ciekawsze – a na co raczej rzadko zwracamy uwagę – ten sam Duch Święty, którego mocy i działania przywołujemy nad chlebem i winem już za chwilę jest wzywany nad nami.
Jest to – także zawarta w modlitwie eucharystycznej – tak zwana epikleza komunijna. Prosimy w niej, „aby Duch Święty zjednoczył nas wszystkich przyjmujących Ciało i Krew Chrystusa”.
Tak jak wino i chleb przemieniły się w Niego, tak my – uczestnicy Eucharystii – mamy zostać przemienieni w Jego Ciało – zjednoczone i będące Jego najprawdziwszą Obecnością. Bez tego nasz udział w Eucharystii pozostałby niepełny, a przyjmowanie Jezusa w Komunii pozostałoby pustym znakiem.
Na zakończenie cytat, który niczego nie rozstrzyga i nie próbuje rozstrzygnąć, ale pomaga na nowo zachwycić się cudem:
Ojciec Malachiasz wierzył, jak każdy prawdziwy kapłan musi wierzyć, iż jest przedstawicielem Chrystusa, że kiedy wymawiając sakramentalne słowa nachyli się nad hostią i nad kielichem, wstąpi w nie Ciało i Krew Tego, którego on zastępuje.
Wierzył w to, ponieważ tak uczy Kościół i ponieważ patrząc na tyle otaczających go cudów w postaci słońca, księżyca, gwiazd i pór roku nie miał żadnego powodu, aby wątpić, że Pan nasz w tak piękny sposób zstępuje z nieba (…).
Stojąc przed ołtarzem, raz jeszcze szedł śladami męki Chrystusa Pana. Chodził tam i z powrotem, zwracając się ku prawej, to ku lewej stronie, lecz wciąż wolno i ze czcią, jak gdyby sowimi krokami pragnął odkupić pospieszne „łapu-capu” nowoczesnych ludzi. Potem stanąwszy na środku ołtarza, pogrążył się w głębokim morzu mszy świętej i podczas gdy Piotr i Paweł, Szymon i Tadeusz, Kosma i Damian obstąpili go i stanęli wokół niego jak skały, pochylił się i wśród niedosłyszalnego szmeru niewidzialnych skrzydeł przemienił chleb w Boga (Bruce Marshall, Cud ojca Malachiasza, Warszawa 1999, s. 50-51).