Piłkarze – jak to sportowcy – nie należeli (i nadal nie należą) do grzecznych chłopców. Łamanie reguł fair play uchodzi w tym sporcie niemal za element taktyki. Dlatego warto pamiętać o tych, którzy z jednej strony byli wybitni, z drugiej zaś – na boisku uchodzili za dżentelmenów.
Dżentelmeni futbolu
Jeden z takich właśnie piłkarzy zmarł kilkanaście dni temu. To Enrico Castro Gonzalez Quini – świetny hiszpański napastnik, który przez całą karierę właściwie nie narobił sobie żadnych wrogów. A nie jest to łatwe. Wyjątkiem mogła być jedynie grupka porywaczy, którzy przystawiwszy Quiniemu pistolet do skroni, uprowadzili go po jednym z meczów hiszpańskiej ekstraklasy, żądając okupu. Nie potrafili jednak skutecznie odebrać pieniędzy i – niczym legendarny gang Olsena – odnotowali spektakularną wpadkę, trafiając w ręce policji.
Co ciekawe, Gonzalez nie żywił nigdy urazy do bandytów, choć – wiele na to wskazuje – istotnie wpłynęli oni na wynik walki o mistrzostwo Hiszpanii w 1981 roku. Gdy bowiem owi fetniacy przetrzymywali w ukryciu Quiniego, FC Barcelona, dla której bramki zdobywał Hiszpan, rozgrywała mecz z głównym oponentem w walce o mistrzowską koronę – madryckim Atletico. Przegrała 0:1, tracąc szansę na tryumf w lidze. Niewykluczone, że z Quinim w składzie Barca mogłaby zwyciężyć. Mimo to piłkarz nie szukał winnych. Zareagował w sposób, jaki dyktował mu jego temperament – z dystansem i na luzie. Takim pozostał do końca życia. Dla wielu współczesnych gwiazd Barcelony stał się wręcz autorytetem. Jednak, chwalić Boga, jego boiskowa i pozaboiskowa elegancja nie stanowiły chlubnego wyjątku w świecie futbolu.
Read more:
Od balangi do pokory. Co piłkarze robią ze sławą i pieniędzmi?
Dżentelmeni-amatorzy
Wielu zapewne kojarzy piłkę nożną z – o zgrozo! – mało wyrafinowaną rozrywką. Tymczasem zapomina się często, iż rozpropagowali ją brytyjscy dżentelmeni – dumni i wysmakowani faceci. Jeśli zatem ktoś wyobraża sobie, iż u zarania tej dyscypliny grupka oberwańców biegała jak potłuczona w – za przeproszeniem – ineksprymablach, myli się srodze. Początki futbolu to popisy wielkich wirtuozów spod znaku amatorskiego klubu Corinthian F.C. Angielscy czarodzieje uwodzili stylem gry m.in. Brazylijczyków, a choć do gry w piłkę popychała ich wyłącznie pasja, bez trudu radzili sobie z takimi zespołami, jak Manchester United.
Co więcej, stanowili oni podporę reprezentacji Anglii, co obecnie, w czasach profesjonalnej piłki, wydaje się wręcz fantastyczne. Tymczasem, jak pisał profesor Jan Weysennhoff w wydanej w 1926 roku „Sztuce gry w piłkę nożną”, jeden z najsłynniejszych napastników Corithians, Gilbert Oswald Smith nie tylko ukończył prestiżowy Oxford, lecz również „(…) był 21 razy reprezentatywnym centrem napadu Anglii”.
Wydaje się, iż duch Koryntczyków przetrwał w stylu gry i boiskowej etykiecie wielu piłkarzy, odnoszących sukcesy w późniejszych latach. Takim futbolistą był Austriak, Matthias Sindelar, sławny napastnik okresu dwudziestolecia międzywojennego. Szczupły i drobnej budowy, prezentował futbol z naprawdę wysokiej półki, unikając fizycznych starć z przeciwnikami. Filigranowego napastnika nieco kąśliwie nazywano „człowiekiem z papieru”. Publicystom sportowym – tym zawodowym i tym domorosłym – zamykał jednak usta boiskowymi popisami, strzelając bramki jak na zawołanie.
O jego piłkarskiej „kwestii smaku” niechaj świadczy i to, że gdy Austria trafiła pod panowanie nazistowskiego Berlina, Sindelar odmówił gry dla nowej reprezentacji. Nie mógł bowiem przekroczyć pewnej granicy i udzielić poparcia zbrodniczemu reżimowi.
Read more:
Nie ma nogi, ale jego piłkarskie sztuczki przyprawiają o zawrót głowy!
Z ziemi polskiej do Anglii
Eleganckich piłkarzy miała także Polska. Do najwybitniejszego należy bodaj Włodzimierz Lubański – wielki napastnik, którego świetnie zapowiadającą się karierę przerwała kontuzja. Szkoda, bo chciał go między innymi wielki Real Madryt.
Nieco podobnie było z obecnym selekcjonerem reprezentacji Polski, Adamem Nawałką. Okrzyknięty jednym z największych talentów światowej piłki gracz Wisły Kraków, błyszczał nie tylko na boisku, lecz także poza nim. Uchodził za prawdziwego kolorowego ptaka – ubrany w modne, barwne ubrania, zawsze schludny i pedantyczny, robił wielkie wrażenie na kobietach. Zapewne jego futbolowe osiągnięcia zapamiętałby cały świat, gdyby nie liczne kontuzje, z powodu których Nawałka zakończył przedwcześnie karierę.
Grzeczny jak Anglik
Gdyby ktokolwiek z Koryntczyków dożył lat 90. XX wieku, zapewne rozpływałby się w pochwałach nad Garym Linekerem. To bodaj jeden z najgrzeczniejszych i najbardziej poukładanych piłkarzy w historii futbolu! Lineker z kopania piłki uczynił sztukę wysoką, niemal tak wysoką, jak jego osobista kultura. Bramki strzelał jak na zawołanie, a mimo iż grał w takich klubach jak Tottenham Londyn czy FC Barcelona, nigdy nie został ukarany ani czerwoną, ani nawet żółtą kartką! Nie przychodziło mu też do głowy obrażać się na niesprawiedliwe decyzje trenerów. Do zawodu podchodził z wielkim profesjonalizmem oraz szacunkiem dla innych. Obecnie jest na Wyspach uznanym felietonistą oraz komentatorem piłkarskim. Podczas Euro 2016 zachwalał między innymi naszego Bartosza Kapustkę.
Obecnie, jak się wydaje, duch dżentelmenów z Corinthians F.C. umiera. Piłkarze, ogarnięci chęcią zwycięstw za wszelką cenę, nie wzdragają się przed boiskowym cwaniactwem. Także poza boiskiem bywają niezbyt profesjonalni, by przypomnieć liczne afery transferowe ostatnich miesięcy, gdy jedna czy druga gwiazdka futbolu wymuszała przenosiny do innego klubu, łamiąc dyscyplinę treningów czy – co gorsza – dyscyplinę meczową.
Cóż jednak począć… pozostaje nam wierzyć, że kolejne pokolenia piłkarzy będą nie tylko zachwycać się muskulaturą oraz dietą i stylem życia Cristiano Ronaldo, ale także elegancją Gary’ego Linekera. Tacy piłkarze wcale bowiem nie muszą rodzić się na kamieniu.
Read more:
Ronaldinho. Dar, który dostał od Boga