Nagrodzony Oscarem film, przypominający prozę Flannery O’Connor, zgłębia naszą zdolność do przemiany i przebaczenia. Cenną lekcję o „chwili łaski” warto obejrzeć w Wielkim Poście. [UWAGA: artykuł zawiera spoilery]
Na początku filmu Martina McDonagha „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” jedna z postaci, Red Welby (Caleb Landry Jones), czyta zbiór opowiadań Flannery O’Connor „Trudno o dobrego człowieka”. To początek opowieści o łasce i grotesce, miłości i nienawiści, uzdrowieniu i żalu. Chociaż nawiązanie do Flannery O’Connor jest przelotne, trudno wyobrazić sobie, by historia wyreżyserowana przez McDonagha nie powstała pod wpływem koncepcji łaski, która u O’Connor wyrasta z najbardziej odrażających przykładów ludzkiej niegodziwości.
Film z Jezusem w tle
Trudno oglądać film i nie myśleć o Francisie Tarwaterze, 14-letnim bohaterze powieści O’Connor „Gwałtownicy porywają Królestwo Niebieskie”. „Jego czarne oczy, szkliste i nieruchome; wlecze się w oddali w krwawiącym cuchnącym szalonym cieniu Jezusa”. Rzeczywiście, cień Jezusa wydaje się być stale obecny w tle tego mrocznego, głębokiego, a momentami dowcipnego filmu.
Mildred Hayes (Frances McDormand) wynajmuje trzy (ta liczba to tylko zbieg okoliczności?) rozpadające się tablice reklamowe i umieszcza na nich teksty: „Zgwałcono umierającą”, „Nadal nikt nie został aresztowany?” i na koniec: „Jak to możliwe, szeryfie Willoughby?”. Widz szybko jest wciągnięty w historię ohydnego gwałtu i zgorzkniałej, rozgniewanej, zrozpaczonej matki zdeterminowanej, by odnaleźć mordercę córki.
Matczyna dobroć Mildred została oszpecona przez żal, gniew i okrucieństwo. Były mąż radzi sobie ze śmiercią córki wiążąc się z 19-letnią dziewczyną. W miarę rozwoju opowieści poznajemy wiele przykładów grzesznej natury ludzkiej, rasizmu, okrucieństwa i wad u tych, w których pokładamy nasze zaufanie: u policjantów, żołnierzy, a nawet księży.
Czytaj także:
„Cudowny chłopak”, czyli film o tym, że wygląd zewnętrzny nas nie definiuje
Nienawiść nigdy niczego nie rozwiązała
Woody Harrelson świetnie zagrał szeryfa Williama Willoughby’ego, którego Mildred obwinia o zaniedbania w poszukiwaniach mordercy córki. Jest szefem miejscowego posterunku, gdzie pracują tacy policjanci jak Jason Dixon (Sam Rockwell), podły, zakompleksiony rasista, który torturował czarnego więźnia.
Willoughby to postać pełna wad, ale i zdolna do głębokiego współczucia, która ostatecznie doprowadza do poruszającego momentu przemiany Dixona. Nawrócenie Dixona następuje dopiero po ciężkim poparzeniu i okaleczeniu w pożarze na posterunku policji. Ogień (symbol oczyszczenia) podłożyła Mildred, nieświadoma, że ktoś jest w budynku.
Szeryf Willoughby sam jest bliski śmierci. Zdiagnozowano u niego raka trzustki. Pisze więc trzy listy: do żony, Mildred i do Dixona. Poczucie miłości wyrażone w nich staje się katalizatorem ostatecznej przemiany w życiu Mildred i Dixona. W liście do Dixona szeryf pisze:
Przez miłość przychodzi spokój, a przez spokój przychodzi myśl. Czasami potrzebna jest myśl, by coś wykryć, Jason. To właściwie wszystko, czego potrzebujesz. Nie potrzebujesz nawet broni. A na pewno nie potrzebujesz nienawiści. Nienawiść nigdy niczego nie rozwiązała, a spokój tak. I myśl też. Spróbuj. Spróbuj, po prostu dla odmiany. Nikt nie pomyśli, że jesteś gejem. A jeśli tak, aresztuj go za homofobię! Ale będzie zaskoczony! Powodzenia, Jason. Jesteś przyzwoitym człowiekiem. Fakt, miałeś trochę pecha, ale to się zmieni. Czuję to.
Czytaj także:
Brak przebaczenia to Twój cichy zabójca. Jak go pokonać?
Laureat Oscarów świetny na Wielki Post
Ten list umożliwia Dixonowi przemianę życia, która następuje w chwili łaski. W jednej z najbardziej wzruszających scen Mildred przyznaje Dixonowi, że spowodowała pożar, który go oszpecił. Mężczyzna odpowiada: „A kto inny mógłby to zrobić?”. Najbardziej niesympatyczne postacie stają się wzorem przebaczenia, które jest triumfem miłosierdzia nad nienawiścią.
Głównym tematem filmu jest zdolność do przemiany i przebaczenia. Reżyser pokazuje to, co najgorsze i najlepsze w ludzkiej naturze. Robi to w sposób przypominający wspomniany zbiór opowiadań O’Connor. Michael Meers Bruner sugeruje, że jej twórczość przedstawia zniekształcenie transcendentalnych atrybutów prawdy, dobroci i piękna w straszliwe piękno, gwałtowną dobroć, i głupią prawdę o Bogu. Dokładnie to widzimy w opowieści „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”.
Czy obejrzenie filmu może być okazją do spotkania Boga, do chwili łaski? Robert Johnston w książce „Reel spirituality” sugeruje, że tak właśnie jest ze względu na siłę filmu. „Trzy billboardy…”, podobnie jak proza O’Connor, może rzeczywiście być takim filmem dla uważnego widza. Pośród ohydy i groteski zwycięża łaska i miłosierdzie Boże. To straszne piękno, gwałtowna dobroć i głupia prawda Boga. Cenne rozważanie wielkopostne…
Tekst opublikowany w angielskiej edycji portalu Aleteia
Czytaj także:
„Lady Bird” i cenna lekcja dla rodziców: Pomóż dziecku stać się najlepszą wersją siebie
Jeśli nie widzisz wideo kliknij TUTAJ