Spotkałem wiele osób, które miały obojętny stosunek wobec aborcji, a po zobaczeniu „Botoksu” stały się jej przeciwnikami – zapewnia Patryk Vega, twórca kultowego „Pitbulla”. Patryk Vega, twórca m.in. kultowej serii filmów o policji „Pitbull”, nam opowiada o przesłaniu swoich filmów, o tym, jak „Botoks” zmienił patrzenie widzów na aborcję i dlaczego mówi, że kiedy realizuje filmy, prowadzi go Duch Święty. Od 22.o2 w kinach kolejny film Vegi – „Kobiety mafii”.
Ks. Przemek „Kawa” Kawecki: Twój ostatni film „Botoks” to nie tylko komercyjny sukces, ale również popkulturowy szok budzący skrajne emocje.
Patryk Vega: Nie sądziłem, że w dzisiejszym świecie, kiedy w internecie można zobaczyć praktycznie wszystko, jakiś film będzie w stanie wywołać ogólnonarodową awanturę (śmiech).
„Botoks” zmienił patrzenie ludzi na aborcję
Przed premierą deklarowałeś, że chcesz tym filmem rozpocząć społeczną dyskusję na temat aborcji. Udało Ci się osiągnąć zamierzony cel?
Myślę nieskromnie, że w kwestii aborcji „Botoks” zdziałał więcej niż jakakolwiek organizacja w Polsce zajmująca się tym procederem. Spotkałem wiele osób, które miały obojętny stosunek wobec aborcji, a po zobaczeniu tego filmu stały się jej przeciwnikami. Nie jest to jakaś moja wielka zasługa. Jeden obraz znaczy po prostu więcej niż tysiąc słów. Film, który jest fuzją sztuki i działa na wielu kanałach percepcji – muzyka, obraz, dialog – trafia do człowieka dużo bardziej skutecznie niż tekst pisany czy mówiony.
Spotkałem kilka młodych kobiet, które po Twoim filmie głęboko zaczęły zastanawiać się, gdzie urodzić swoje dziecko. Czy tym filmem nie demonizujesz oddziałów położniczych?
Zrobiłem film o tym, że są takie miejsca w Polsce, w których bezbronne dzieci umierają w misce. Do tych sytuacji nie dochodzi wyłącznie w patologicznych szpitalach, ale również w ekskluzywnych, dobrych klinikach. Oczywiście, w miejscach o uznanej renomie dzieci umierają może nie w misce, ale w jakimś kojcu przykryte tetrową pieluchą. Fakt pozostaje jednak faktem, że, na przykład, jedno z dzieci umierało w tej misce aż 17 godzin i ja – nie tylko jako katolik, ale jako człowiek – mam prawo nie zgadzać się na takie praktyki i mówić, jak to wygląda naprawdę. Z drugiej strony, wielu pracowników służby zdrowia dziękowało mi za to, że taki film powstał. Ostatnio zadzwoniła do mnie położna, która stwierdziła, że „Botoks” chyba jednak zmienia coś na lepsze w polskich szpitalach, bo w jej placówce lekarze, którzy dotychczas żartowali, oglądając chore płody i pokazywali je sobie jako ciekawostkę, po zobaczeniu „Botoksu” piętnują tego typu zachowania.
Czytaj także:
Robi film o nawracaniu w średniowieczu i… sam się nawrócił. Bartosz Konopka o „Krwi Boga”
Patryk Vega: Jestem ortodoksyjnym ortodoksem
Jeden z krytyków filmowych nazwał Cię „nieortodoksyjnym ortodoksem”, bo w jego odczuciu z jednej strony piętnujesz aborcję, a z drugiej promujesz in vitro. Jak to się ma do Twoich deklaracji wiary?
Jestem ortodoksyjnym ortodoksem, natomiast trzeba sobie zdawać sprawę, że ludzie nie lubią być w jakikolwiek sposób indoktrynowani. Nie można robić filmów, w których łopatologicznie wtłacza się im do głowy pewne doktryny czy ideologie. Lubię, kiedy film buduje się w taki sposób, że nie daje się ludziom gotowych rozwiązań, tylko pobudza ich do myślenia. Jeśli widz pod wpływem obejrzanego obrazu sam dochodzi do właściwych wniosków, to wówczas jest to najcenniejsze doświadczenie, najbardziej trwałe, bo człowiek ma przekonanie, że sam osiągnął dany punkt, a nie został tam na siłę doprowadzony.
Nie obawiasz się, że próba opowiedzenia o ratowaniu życia od poczęcia podana w pitbullowym stylu, spłaszcza czy wręcz zaciera główne przesłanie „Botoksu”?
Uważam, że tak ważne tematy trzeba przemycać w sposób przebiegły. Trzeba być roztropnym jak wąż i czystym jak gołębica. Chcąc dotrzeć do wielu ludzi, muszę dostarczyć im przede wszystkim dobrą rozrywkę, a dopiero przy okazji mogę spróbować przemycić jakieś ważne przesłanie. W „Botoksie” wiele rzeczy wrzuconych było po to, aby najzwyczajniej w świecie ludzie mogli przez niego przebrnąć. Gdybyśmy zrobili film poświęcony wyłącznie aborcji, wówczas nie zobaczyłoby go tylu ludzi, bo byłby nie do zniesienia dla masowego odbiorcy. Dlatego musiałem opakować to clou całą masą soczystego mięsa, które uczyniło z tego filmu komercyjny produkt.
Czytaj także:
Przeżyła aborcję. Co powiedziała matce, którą spotkała po 40 latach?
Co ma Duch Święty do „Pitbulla”?
Pozostając w tematyce „opakowania mięsem”, wiele osób słysząc, że Duch Święty prowadził Cię podczas realizacji takich filmów, jak „Botoks” czy „Pitbull”, zastanawia się, jak Duch Boży przebija się przez masę wulgaryzmów, rubasznych dowcipów i ludzkich wynaturzeń, które oglądamy w Twoich produkcjach.
Moje filmy nie są kierowane do osób, które grzecznie chodzą do kościoła. Jestem zainteresowany tym, aby dotrzeć do przeciwników lub osób niezdecydowanych. Do tych ludzi nie trafia głos z ambony. Oni są na ten głos niemal impregnowani i czują się atakowani każdym tego typu przekazem. Moich filmów nie robię w sposób przypadkowy. Jestem socjologiem kultury, w związku z czym staram się badać, sczytywać rynek i wyczuwać elementy, które przyciągają masowego widza. Jednocześnie trzymam się prawdy na temat świata, o którym opowiadam – stąd agresja, wulgaryzmy, bo tak funkcjonuje ten świat. Byłem kiedyś na procesie gangsterów, którzy handlowali kobietami. W sądzie wyglądali na młodych, przystojnych, grzecznych chłopaków z dobrych domów. Moje filmy mają pokazać prawdę – mają przypomnieć społeczeństwu, że to są bardzo źli ludzie. Podobnie jest z „Botoksem”. Według medycyny do 21 tygodnia mamy płód, a od 21 tygodnia zaczyna się dziecko. Tymczasem lekarki mówiły mi, że kiedy obserwowały dzieci podczas amniopunkcji – to już 12 tygodniowe dzieci uciekają przed igłą, której się boją. W związku z czym opowiadanie o tym, że to nie jest dziecko, jest bzdurą. I o tym są moje filmy. Myślę więc, że ten główny przekaz nie został zniszczony nawet poziomem dowcipów, które pojawiły się w filmie.
Za chwilę do kin wejdzie Twój nowy film „Kobiety mafii”. Mnie jednak bardziej interesuje kolejny film z przesłaniem. Komu tym razem przywali Patryk Vega? (śmiech)
W tym momencie na świecie 300 milionów ludzi jest niewolnikami. Niewolnictwo jest najbardziej rozwijającą się gałęzią przestępczości na świecie. Narkotyki i broń wciąż jeszcze przynoszą większe dochody, ale niewolnictwo rozwija się najszybciej. Co roku sprzedawanych jest około półtora miliona dzieci. I to jest problem, który dotyczy wszystkich ludzi, bez względu na szerokość geograficzną. Prowadząc dokumentację do tego filmu odkryłem, że Polska zajmuje szczególne miejsce w tym procederze. Z jednej strony jesteśmy krajem pochodzenia, bo dzieci są stąd porywane i wywożone. Z drugiej strony jesteśmy krajem tranzytowym, bo z Azji i Rosji dzieci są przewożone przez Polskę, i w końcu jesteśmy również miejscem docelowym, bo powstaje u nas coraz więcej wytwórni pornografii dziecięcej.
Czytaj także:
Obrona życia: co zamiast krwawych billboardów?
Dlaczego akurat ten temat?
Jestem przekonany, że natchnienie przyszło z Góry. Przez pewien czas miałem poczucie, że robię rzecz o zwykłym, przestępczym procederze. W momencie, kiedy dotarłem do materiałów, z których okazało się, że te dzieci wykorzystywane są również do obrzędów okultystycznych, w których wywołuje się złego ducha, uświadomiłem sobie, że ten film nie będzie tylko jakąś opowieścią o przestępstwach wobec dzieci, ale tak naprawdę mam szansę uderzyć nim w ciemność, która za tym wszystkim stoi.
https://www.youtube.com/watch?v=Efv1e16vurw
Jeśli nie widzisz wideo kliknij TUTAJ