62-letni Jerzy przestępował z nogi na nogę na krakowskim lotnisku. Czekał, aż Cylutka wysiądzie z samolotu i przyjmie od niego bukiet 39 róż. Po jednej za każdy rok rozłąki.
„Od pierwszego wejrzenia oczarowała mnie jej kobiecość, jej uśmiech, jej twarz…” – wspominał Jerzy Bielecki. Paradoksalnie, gdy za drutami Auschwitz panoszyła się okrutna śmierć, on przeżywał najpiękniejsze chwile swojego życia.
Jerzy i Cyla. Miłość w Auschwitz
Dobrze pamiętał moment, w którym w drzwiach magazynu zbożowego za drutami KL Auschwitz pojawiła się grupa 10 dziewcząt. „Czarnulki, rozbawione troszkę, uśmiechnięte, dobrze wyglądające. W ładnych bluzeczkach, fartuszki miały, chusteczki. Bardzo efektownie wyglądały. Mnie zamurowało! Cofnąłem się zdziwiony. Kobiety? Tutaj? Nie przeczuwałem, że coś takiego mi się przydarzy” – opowiadał w Polskim Radiu. Jedna z Żydówek uśmiechnęła się i filuternie puściła oko. Zaczerwienił się.
Tą dziewczyną była Cyla Cybulska, pochodząca z Łomży. Trafiła do obozu w styczniu 1943 roku, razem z rodzicami, młodszą siostrą i dwoma braćmi. Wszyscy, oprócz niej, zginęli. Początkowo przebywała w Birkenau (gdzie otrzymała numer 29558), ale po kilku tygodniach przeniesiono ją do obozu macierzystego KL Auschwitz.
Zastałyśmy tam warunki diametralnie różne od tych, które panowały w KL Birkenau, tylko dlatego, że w tym samym budynku mieszkały tzw. Aufzejerki, czyli niemieckie nadzorczynie. W budynku Stabsgebäude przeznaczono dla ok. 50 więźniarek pomieszczenie w piwnicy. Było to jednak pomieszczenie suche, spałyśmy pojedynczo na siennikach, dla utrzymania czystości osobistej musiałyśmy się na miejscu codziennie kąpać dwa razy dziennie: rano i wieczór. Otrzymywałyśmy także lepsze pożywienie, tzn. lepsze od tego, które otrzymywałyśmy podczas pobytu w Birkenau. Było to podobno pożywienie takie, jakie otrzymywały niemieckie nadzorczynie. Przydzielono mnie do budynku, w którym znajdowała się cerowalnia worków dostarczanych do młyna. Był to budynek spichlerza.
I właśnie tam Cyla spotkała Jerzego Bieleckiego, jednego z pierwszych więźniów Auschwitz (noszącego wytatuowany numer 243), który został złapany podczas podróży na Węgry (dalej chciał się przedostać do armii we Francji). Nim trafił do magazynów zbożowych w 1943 roku, przydzielano mu różne zajęcia – ogradzanie obozu, rozbiórkę domów po wysiedlonych Polakach czy koszenie. Pracował też w młynie i warsztacie naprawczym, w czym pomogła mu z pewnością znajomość niemieckiego.
Ich miłość rozkwitła bardzo szybko. Rozmawiali codziennie, w przerwach na posiłki, na co przymykali oczy przekupieni strażnicy.
Po 3-4 miesiącach byłem po uszy w niej zadurzony, no i ona też. Na szczęście dla mnie ona też okazywała mi sympatię, przytulanie, całusy. Tak jak młodzież dzisiaj sobie na ławeczce siedzi w parku i grucha, to myśmy tak sobie gruchali tam właśnie, w tym obozie koncentracyjnym, gdzie śmierć panowała dookoła.
Czytaj także:
Pan Kazik i jego brawurowa ucieczka z Auschwitz
Wyrwę cię z piekła
Któregoś dnia Cyla przybiegła do Jurka z płaczem. Jej najbliższa koleżanka została zastrzelona przez esesmana – po prostu wycelował jej w kark i pociągnął za spust. Cyla bała się, że będzie następna.
„Cyluś, nie martw się kochana, nie płacz, ja cię stąd wyprowadzę, ja cię stąd wyrwę!” – powiedział jej wtedy chłopak, którego nazywała Jurackiem. Myślała, że żartuje.
Jerzy od razu zaczął przygotowania. Gdyby miał uciekać sam, raczej by się nie odważył. Dobrze widział, do jakich konsekwencji prowadzą ucieczki. Ale dla niej, dla Cyli i dla tej miłości, chciał zrobić wszystko. Najpierw poprosił kolegę o załatwienie niemieckiego munduru. Dostawał go w częściach. Potem zorganizował przepustkę. I kiedy w maju 1944 roku miał już w głowie jasny plan, Cyla i jej koleżanki… przestały przychodzić do pracy w magazynie. Przez 10 dni Jerzy chodził jak struty. Nie miał pojęcia, co stało się z dziewczynami.
Niespodziewanie dostał liścik: „Juracku, pracuję w pralni. Skontaktuj się ze mną. C”. Zaczęli się spotykać, raz w tygodniu, na kilka minut. 20 lipca 1944 roku Cyla usłyszała od ukochanego: „Jutro przyjdzie po ciebie esesman z oddziału politycznego i zabierze cię na przesłuchanie. No to pa, do jutra o trzeciej godzinie”. Nie dopytywała.
I faktycznie, 21 lipca 1944 roku w obozowej pralni pojawił się przebrany Rottenführer SS. Zasalutował strażniczce i zabrał Cylę „na przesłuchanie”. Jeszcze tylko przepustka przy bramie i… byli wolni.
Czytaj także:
Premiera filmu o położnej z Auschwitz. Mengele kazał jej zabijać dzieci, ona nie posłuchała… Rozmowa z reżyserką
Rozstanie
Szli 9 nocy. Pod koniec lipca dotarli do wujka Jerzego i tam też spotkali się z jego mamą. Zapadła decyzja: młodzi muszą się rozdzielić. Żegnali się całą noc, obiecując sobie, że po wojnie się odnajdą.
Cyla zamieszkała u gospodarzy w Gruszowie, Jerzy przyłączył się do leśnego oddziału AK. Kiedy zakończyła się wojna, Cyla czekała. Powiedziano jej, że Jurek zginął w walce. Pojechała więc do rodzinnej Łomży, dalej do Szwecji i Nowego Jorku.
Jurka poinformowano, że Cyla zmarła w szpitalu w Sztokholmie. Do końca nie potrafił zrozumieć, dlaczego został oszukany. Może rodzina nie chciała, aby ożenił się z Żydówką? A może gospodarze z Gruszowa bali się, że Cyla przestanie im przesyłać paczki z zagranicy?
Czytaj także:
Uratował ją z Auschwitz. Spędzili razem ponad 70 szczęśliwych lat
39 róż
Był 1982 rok. Cyla jak co tydzień spotkała się z Polką, która sprzątała jej mieszkanie. A że nie miała zbyt wiele okazji, by w Nowym Jorku porozmawiać po polsku, poprosiła ją, by została trochę dłużej, na kawę. I wtedy opowiedziała jej najpiękniejszą historię ze swojego życia – o Jurku i ucieczce.
Polka słuchała, nie wierząc trochę, że to się dzieje naprawdę. „Wie pani, w telewizji był program, w którym pewien pan opowiadał, że poznał w obozie Żydówkę z Łomży. Uciekli razem. Chyba Jerzy ma na imię i jest dyrektorem szkoły na Podhalu” – powiedziała w końcu.
Skończyło się na tym, że rano o 5 dostaję telefon. „Łączę pana z Nowym Jorkiem”. Myślałem, że dzwoni mój przyjaciel Ludwik. Ale słyszę, że ktoś tłumi albo śmiech, albo płacz. Mówię: Lutek, nie wygłupiaj się, mów o co chodzi. I słyszę kobiecy głos: „Juracku…” – Już wiedziałem, kto. „To nie Lutek, to twoja Cylutka”. Takie było nasze spotkanie – wspominał Jerzy Bielecki.
W 1983 roku Cyla przyleciała do Polski. Jerzy przywitał ją z bukietem 39 róż – po jednej za każdy rok rozłąki. Utrzymywali kontakt aż do śmierci kobiety w 2005 roku. Bielecki zmarł w 2011 r.
Cyla wyszła za mąż w 1945 roku. Razem z mężem Davidem (zm. 1973 r.) mieli jedną córkę. Jerzy ożenił się 1,5 roku po wojnie, razem z żoną i dziećmi zamieszkał w Nowym Targu. Przez wiele lat był dyrektorem tamtejszego Zespołu Szkół Mechanicznych. W 1985 roku został odznaczony Medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Źródła: „Rozłączeni”, reportaż J. Szwedowskiej i K. Nowak, Polskie Radio; jerzybielecki.com
Czytaj także:
Bohater. Zobaczył bezdomnego na torach. Uratował go, ale sam nie zdążył