Ta mała, trójkątna zawieszka opowiada wielką historię.W leniwe sobotnie poranki, zanim reszta rodziny wstanie, zwijam się w kłębek na kanapie i pasjami oglądam filmy dokumentalne o odkryciach archeologicznych, tajemniczych błyskotkach ukrytych głęboko w muzealnych magazynach albo gdzieś na półkach w starych, szacownych domostwach. Uwielbiam te maleńkie skarby – opowiadają wielkie historie.
Czytaj także:
Trzyletnia Luda. Najmłodsza więźniarka Auschwitz
Wisiorek znaleziony w Sobiborze
Kiedy trafiłam na wiadomość o pewnym wisiorku, odkopanym w miejscu, gdzie rozbierali się ludzie idący do komory gazowej w obozie zagłady w Sobiborze, zaczęłam przeczesywać internet w poszukiwaniu dalszych informacji. Zafascynowało mnie to i głęboko poruszyło. Szczególnie, że wisiorek – trójkącik z hebrajskim napisem „Mazzal tow” („szczęście”, „gratulacje”) po jednej stronie oraz hebrajską literą oznaczająca Boga i trzema gwiazdkami Dawida po drugiej – mógł należeć do 14-letniej Karoliny Cohn, i bardzo przypomina ten, który miała Anna Frank.
Niewiele wiemy o Karolinie, prócz tego, że pochodziła z Frankfurtu, ale dzięki temu wisiorkowi możemy zgadywać, jak wyglądało jej życie. Choć nigdy nie poznamy szczegółów, wiemy, że Karolina była kochana i dbano o nią. Wiemy, że była pobożna i dumna.
Wiemy też, że jej historia – tak jak Anny Frank – pełna była miłości i bólu. Wiemy, że nie dana jej była jasna przyszłość. Wiemy, że przeżyła grozę, która wykracza daleko poza nasze wyobrażenia. Wiemy, że była istotą ludzką, i że mogła być każdym i każdą z nas.
Dziennik Anny Frank
Lektura „Dziennika Anny Frank” zmieniła mój sposób widzenia świata – to doświadczenie, które dzieli ze mną każdy, kto ma serce i duszę. W wieku 13 lat wiedziałam oczywiście o Holokauście i jego okropnościach, rozumiałam też w pewnym stopniu zło wyrządzone narodowi żydowskiemu, ale dzięki Annie Frank ta wiedza zyskała ludzki wymiar. Dla mnie i dla wszystkich, którzy ją poznali.
Czytając „Dziennik”, strona po stronie poznawałam dziewczynkę w moim wieku, która jednak nie spędzała czasu tak jak ja – nie chodziła do szkoły, nie spotykała się z przyjaciółkami, nie sypiała w ich domach, chichocząc do późna w nocy. Ukrywała się u kolejnych rodzin na ciasnych strychach, modląc się, by nie dopadli jej naziści. A jednak z kart „Dziennika” wyłaniania się dziewczynka bardzo podobna do mnie. Taka, która rumieni się, po raz pierwszy zakochana. Taka, którą denerwują jej rodzice. Taka, która uwielbia pisać. Taka, która pokłada nadzieję w ludzkości i wierzy w jasną przyszłość.
Wielki dar, jaki ofiarowała nam Anna w swoim dzienniku, to coś więcej niż możliwość zrozumienia, jak to było być Żydówką (lub dzielną Holenderką) w czasie Holokaustu.
Jej dziennik przypomina nam o ludzkich zaletach – dotyczy to też Karoliny, każdego spośród milionów ofiar Holokaustu, ofiar współczesnych okrucieństw, a nawet naszych sąsiadów – i mówi, że historia to nie tylko wiedza o przeszłości, ale losy prawdziwych, kochanych i kochających ludzi. Ludzi bardzo do nas podobnych. Choć nie poznamy ich opowieści, zasługują na to, by o nich pamiętać. Ich odwaga pozwoli nam nie dopuścić do tego, by przeszłość się powtórzyła, pozwoli nam być lepszymi. Troszczyć się o świat i ludzi wokół nas.
Czytaj także:
Pan Kazik i jego brawurowa ucieczka z Auschwitz
Czytaj także:
Premiera filmu o położnej z Auschwitz. Mengele kazał jej zabijać dzieci, ona nie posłuchała… Rozmowa z reżyserką