„Motylki” wierzą, że anoreksja jest ich najlepszą przyjaciółką, a głodówki stylem życia, a nie żadną chorobą. Mówią, że nigdy nie są zbyt chude i wspierają się w coraz bardziej drastycznych sposobach na zrzucenie wagi.
Piękno na wyciągnięcie ręki
Młode dziewczyny chcą być piękne, atrakcyjne, zadowolone z siebie, kiedy patrzą w lustro. Zresztą, nie tylko one. Kobiety w każdym wieku, choć różnie definiują piękno, chcą być jak najbliżej najlepszej wersji samej siebie.
Dla jednych to będzie piękny uśmiech, dla drugich świetna, modna fryzura czy zainwestowanie w nowe umiejętności, które w naszych oczach czynią nas jeszcze bardziej atrakcyjnymi. A dla jeszcze innych zrzucenie kilku nadmiarowych kilogramów. Ile kobiet, tyle pomysłów na piękno.
I nie ma w tym niczego złego, dopóki dążenie do swojego wewnętrznego ideału nie staje się obsesją. A w tym przypadku tak się właśnie stało. Pro-ana to nie tylko fanatyczny, obsesyjny, irracjonalny styl życia. To ruch zagrażający życiu i prowadzący wprost do… śmierci.
Pro-ana – anoreksja stylem życia
„Motylki” albo „porcelanowe motyle” – tak mówią o sobie dziewczyny, które uważają, że jedzenie je niszczy. Ich znak rozpoznawczy to czerwone bransoletki lub nitki, noszone na prawym nadgarstku. Uważają, że anoreksja nie jest chorobą, tylko drogą do szczęścia i wolności.
Nie jedzą wcale albo zjadają tylko znikome ilości lekkostrawnych pokarmów, najczęściej warzyw i owoców, skrupulatnie się z tego rozliczając. Każdy nadmiarowy kęs skutkuje wyrzutami sumienia i kolejną porcją ćwiczeń.
Te są dla nich obowiązkowe. Na forach piszą, ile zrobiły dziś brzuszków, ile minut skakały na trampolinie, ile zrzuciły kalorii. To zamknięta społeczność, z silną strefą wpływu. Dziewczyny szukają tam zrozumienia i wsparcia. Bo kto zrozumie je lepiej niż inne „motylki”?
Mają też swoje sposoby na przetrwanie rodzinnych spotkań, wesel czy wyjść do restauracji. Sprawa jest prosta: jeśli jest tam duży stół – po zamówieniu najmniej kalorycznego dania z menu, można lekko porozrzucać jedzenie na stole (wypadło z talerza, normalna sprawa, każdemu może się zdarzyć), poupychać jedzenie w serwetki i kieszenie, zrzucić niepostrzeżenie pod stół. Resztę trzeba niestety zjeść. Potem trawiące wyrzuty sumienia wypocić, a następnego dnia najlepiej niczego już nie jeść. Wesela? Trzeba symulować chorobę. Podobnie w przypadku innych rodzinnych spotkań.
Dziewczyny wiedzą, jak ukryć głodówki i wyczerpujące ćwiczenia. Czasem rodzina orientuje się dopiero wtedy, gdy ich córka traci coraz więcej kilogramów…
Jest też „siostrzana” filozofia – dla zwolenniczek bulimii, pro-mia. Podobnie jak pro-ana ma być świadomym wyborem efektywnego odchudzania. Z tym, że tutaj można jeść do woli, pod warunkiem, że wszystko się potem zwymiotuje.
I pro-ana i pro-mia mają być sposobem nie tylko na perfekcyjną figurę, ale też na perfekcyjne, bajkowe życie.
Czytaj także:
„Być jak motylek”. Trudna walka z anoreksją
„Thinspiracje”
Na forach dziewczyny wymieniają się zdjęciami – swoimi i topowych gwiazd, które stawiają sobie za wzór. Wśród najpopularniejszych są Kate Moss, Calista Flockhart, Mary-Kate i Ashley-Olsen czy Nicole Richie. Najbardziej popularna jest jednak Twiggy. To modelka, od której ponad 40 lat temu zaczął się trend na rozmiar XXS, czyli tzw. rozmiar zero.
To ich „thinspiracje” (ang. thinspirations, od thin = chudy/a i inspiration = inspiracja).
Żeby móc uczestniczyć w życiu forum, trzeba przejść skrupulatną kontrolę i udowodnić, że faktycznie jest się „motylkiem”, a nie np. rodzicem czy psychologiem. Po odpowiedzi na pytania np. o wskaźnik BMI, stosunek do pro-ana, najniższą wagę, cele, przechodzi się tzw. okres próbny. Dopiero potem można być normalnym uczestnikiem forum, i tak na bieżąco sprawdzanym przez administratorów. Chodzi o to, żeby nikt dziewczynom nie napisał, że są chore, że powinny skorzystać z pomocy, że muszą zacząć normalnie jeść…
Dekalog pro-ana jest jasny: bycie chudą jest ważniejsze od bycia zdrową; nie będziesz jadła bez poczucia winy; nigdy nie jesteś zbyt chuda.
Czytaj także:
Objadałam się i ze wszystkich sił myślałam tylko o jednym – „żeby się nie wydało”. Historia pewnej bulimii
„Ana” najlepszą przyjaciółką
Trudno oprzeć się wrażeniu, że działanie ruchu ma znamiona działania klasycznych sekt. Jednak wydaje się, że w odróżnieniu od nich, stosowane w pro-ana psychomanipulacje nie są obliczone na zdobywanie nowych członkiń, ale na przekonanie samych siebie, że anoreksja nie jest chorobą i że można w tym „związku” żyć długo i szczęśliwie.
Dziewczyny traktują anoreksję jak osobę, której mogą zaufać, uwierzyć, która je rozumie bardziej niż rodzina czy przyjaciółki. Dlatego tak trudno im się z nią rozstać. Blogi nastolatek pełne są ciepłych sformułowań, skierowanych „do niej”, do anoreksji.
W sieci można znaleźć także list „od Any”: „Moja droga, pozwól mi się przedstawić. Nazywam się, albo tak mnie nazywają tak zwani «lekarze», anoreksja. W nadchodzącym czasie zainwestuję w Ciebie dużo i tego samego oczekuję od Ciebie. (…) Twoi przyjaciele Cię nie rozumieją, nie są godni zaufania. (…) Twoja na zawsze, Ana”.
Co ze znikającymi uczestniczkami forum? Administratorzy usuwają konta. Nikt nie publikuje aktów zgonów, nie zaprasza na pogrzeb. Miejmy nadzieję, że niektóre konta usuwają same dziewczyny, które nie chcą być już „motylkiem”.
Zaburzenia odżywiania – pomoc jest możliwa!
Anoreksja to jedno z najlepiej zbadanych zaburzeń odżywiania. Bez problemu można znaleźć ośrodki terapeutyczne, które oferują profesjonalną pomoc i wsparcie w procesie wychodzenia z choroby. Bo, wbrew temu, co twierdzą „motylki”, to poważna choroba, która, jeśli nie jest leczona, prowadzi do śmierci.
Dla chorujących, nie tylko nastolatek i nie tylko kobiet, oznacza siłę charakteru i samokontrolę. Dlatego nie wystarczy zachęta, by „normalnie jeść”, ale potrzebna jest często wieloletnia terapia, angażująca nie tylko chorego, ale też jego rodzinę. Bez manipulacji, bez przesady, z prawdziwą troską.