Dziewczynka jechała razem z mamą i młodszą siostrą. Dla nich dwóch brakowało miejsca na kolanach i ciągle któraś spadała na podłogę, więc Sarah odruchowo wyciągnęła do nich ręce. Młodsza dziewczynka od razu skorzystała z okazji i po chwili spokojnie spała w jej ramionach. Sarah spytała mamę dzieci, czy ta nie ma nic przeciwko tej niespodziewanej opiece. Kobieta łamaną angielszczyzną zapewniła, że wszystko w porządku i na palcach pokazała, że troje jej starszych dzieci jest teraz w szkole. Dodała, że pochodzi z Somalii, a w Ameryce nie ma żadnej rodziny.
5 dziewczynek. Jeden spartański pokój
Uwagę Sarah zwróciły bardzo skromne, brudne ubrania dzieci, zmęczony wyraz twarzy kobiety i jej stwierdzenie, że „za dużo tego wszystkiego”. Patrząc na trzymane w ramionach maleństwo, zastanawiała się, jaki los czeka je po powrocie do domu. Po krótkim wahaniu spytała Somalijkę o adres i otrzymała go.
Po kilku dniach pełna niepokoju stała przed drzwiami wejściowymi. Kiedy Hadhi – kobieta poznana w pociągu – wpuściła ją do środka, oczom Sarah ukazało się spartańskie pomieszczenie i pięć małych dziewczynek siedzących w kółeczku na podłodze. Pośrodku stała salaterka z keczupem, a dzieci przekazywały sobie kawałki spleśniałego chleba, które maczały później w tym osobliwym sosie. Skrępowana Sarah puściła w obieg pudełeczko z ciasteczkami, które przyniosła ze sobą. Widać było, że dzieci są wyraźnie głodne. Po posiłku obsiadły swoją nową znajomą. Na pożegnanie Hahdi wyjęła łańcuszek z serduszkiem i zawiesiła go na szyi Sarah. „Przyjdź znowu” – wyszeptała.
26 lat. 8 dzieci. 3 pogrzeby
Sarah przyszła i po kolejnych bolesnych odkryciach postanowiła przychodzić regularnie. Okazało się, że Hahdi ma 26 lat i zdążyła już urodzić ośmioro dzieci, z których troje zmarło w Somalii. Jej mąż znęcał się nad nią, więc władze uznały, że nie powinien znać miejsca pobytu rodziny, co z mało logicznych powodów oznaczało też, że nie będą go ścigać w kwestii płacenia alimentów na dzieci. W Somalii Hahdi przeżyła śmierć matki, wojnę domową, potem pobyt w obozie dla uchodźców. Nie umiała czytać ani pisać, z minimalnym zasiłkiem zupełnie nie potrafiła odnaleźć się w amerykańskiej rzeczywistości.
Sarah przywoziła jej jedzenie i ubrania, uczyła ją podstawowych rzeczy, takich jak konieczność zamykania drzwi do lodówki, liczenia wydatków domowych, używania mydła i proszku do prania dziecięcych ubranek. Szybko zorientowała się jednak, że samodzielnie nie jest w stanie zaspokoić potrzeb sześcioosobowej rodziny. Poprosiła o pomoc znajomych z Kościoła i tak zrodził się spontaniczny projekt „Starszych Sióstr”. Każda z dziewczynek miała przydzieloną „opiekunkę”, która pomagała jej w lekcjach, zabierała na różne wyjścia, trochę rozpieszczała i umożliwiała zintegrowanie się z amerykańskim społeczeństwem.
Niewidzialne dziewczynki
Wtedy nadeszła wiadomość, której Sarah się nie spodziewała. Mama dziewczynek postanowiła przeprowadzić się do Seattle, bo tam mieszkała siostra ich ojca, dzięki czemu czynsz za dwie rodziny stłoczone w jednym mieszkaniu wyniósłby mniej. Sarah ze łzami w oczach żegnała się z dziećmi raz po raz zapewniając, że je kocha i nigdy ich nie zapomni.
Po jakimś czasie niechcący skasowała z telefonu numer Hahdi. Przerażona długim brakiem kontaktu postanowiła odwiedzić przyjaciół. Na szczęście okazało się, że wszystko u nich w porządku i nie grozi im przemoc ze strony ojca rodziny.
W drodze powrotnej Sarah zaczęła zastanawiać się, jak mogłaby pomóc dziewczynkom dając im nie tylko doraźne środki, ale przede wszystkim nadzieję na lepszą przyszłość i zdobycie wykształcenia. Koszty opłacenia im wszystkim nauki w college’u zdecydowanie przekraczały jej możliwości finansowe. Jej pasją i drugim, poza medycyną, kierunkiem studiów było dziennikarstwo. Postanowiła spróbować opisać historię „niewidzialnych dziewczynek” (tych, których społeczeństwo nie zauważa) i całość zysków przeznaczyć na edukację podopiecznych. Książka okazała się wielkim sukcesem.
Rak piersi. Rozstanie. Bezpłodność
Sarah Thebarge sama przeszła w życiu wiele. Przez szereg lat zmagała się z rakiem piersi, wykonano u niej mastektomię. Jej narzeczony uznał, że sytuacja go przerasta i zerwał z nią. Później okazało się, że w wyniku leczenia jajniki kobiety zostały uszkodzone i stała się bezpłodna. Przez ten czas zmagała się z Bogiem pytając Go, dlaczego pozwala, aby jej życie tak bardzo się komplikowało. Nie znalazła wytłumaczenia, ale znalazła w sercu pewność Jego miłości.
Nigdy nie będzie miała swoich biologicznych dzieci, ale mimo to, pośrednio stała się matką niemałej gromadki. Jej praca nie skończyła się bowiem na opiece nad poznaną w pociągu somalijską rodziną. Od tamtej pory pomogła różnym uchodźcom i azylantom w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Jeździ do wielu krajów jako lekarz–wolontariusz, w grudniu była w Sudanie Południowym. Chce pokazać światu jak najwięcej tych „niewidzialnych” ludzi. To, że tamtego dnia w pociągu zauważyła małą dziewczynkę chcącą zagrać w „a kuku”, zmieniło przecież na lepsze życie Sarah i wielu osób, które pojawiły się na jej drodze.
*korzystałam z książki Niewidzialne dziewczęta Sarah Thebarge; Kraków 2015