Ile razy patrząc na wrzucone do sieci zdjęcia znajomych pomyśleliście, jakież to oni mają wspaniałe życie? Przypuszczam, że wiele. Nic dziwnego. Szczęście wymalowane na twarzy, urokliwe miejsca dają obraz ideału, do którego każdy w jakimś stopniu dąży.
Słoneczna Teneryfa. Uśmiechnięta Justyna w gustownej niebieskiej bluzce pozuje do zdjęcia. Świetnie wygląda – myślę sobie i klikam dalej. Na Facebooku przeglądam jej nowe fotki z urlopu. Robię to z czystej ciekawości. Od miesięcy nie miałyśmy ze sobą kontaktu. Chciałam zerknąć, co u niej. Zwracam uwagę na dopisek: w cudownym nastroju z użytkownikiem (imię i nazwisko jej chłopaka). Kolejna moja myśl: jest szczęśliwa. Kilka tygodni później dowiedziałam się, że ma depresję.
Szczęście na Facebooku i Instagramie
Ile razy patrząc na wrzucone do sieci zdjęcia znajomych pomyśleliście, jakież to oni mają wspaniałe życie? Przypuszczam, że wiele. Nic dziwnego. Szczęście wymalowane na twarzy, urokliwe miejsce, ładne stroje dają obraz pewnego ideału, do którego każdy w jakimś stopniu dąży.
Niestety, często dajemy się na to zwyczajnie nabrać. Okazuje się, że rzeczywistość właścicieli owych fotek wcale nie jest taka kolorowa. Dlaczego więc cykają je na potęgę i chwalą się nimi? Bo łatwiej jest wykreować nowy, lepszy świat, niż mierzyć się z problemami tego prawdziwego.
Miło dostawać lajki, pozytywne komentarze. Po prostu fajnie jest być fajniejszym, niż się jest. Niestety, to wciąż tylko internet. Komórkę czy komputer w końcu trzeba odłożyć, a wtedy rozgrywa się dramat. Tak jak u Justyny. Kiedy się z nią spotkałam, zobaczyłam bardzo smutną, przygnębioną osobę.
Walczy z chorobą. Jest na silnych lekach. Zapytałam o jej urlop. Usłyszałam, że to był najgorszy wyjazd w jej życiu. Co z tymi wszystkimi pięknymi zdjęciami, które wstawiła na Facebooka? Cóż… Może to też jakaś forma terapii.
Sukcesy z butelką wina w tle
Ponad 100 tysięcy obserwujących, mnóstwo komentarzy i udostępnień. Louise dzięki swoim pięknym fotkom i ciekawym wpisom zyskała dużą popularność w instagramowym świecie. Internetowi „przyjaciele” zachwycali się jej urodą, stylem, zawodowymi oraz prywatnymi sukcesami.
Dawali upust swoim emocjom, wstawiając lajka pod każdym nowym zdjęciem. I może nie byłoby nic w tym złego, gdyby nie fakt, że wielu umknął pewien szczegół. Oto Louise na jednej z fotek siedzi z rodziną przy obiedzie, obok niej kieliszek wina. Taki rodzinny klimacik. Kolejna fotka: dziewczyna wygrzewa się na plaży i popija w kubeczku piwo. Pełna kulturka, dobry relaks.
Idźmy dalej. Ta sama osoba uśmiechnięta na statku z puszeczką procentowego napoju. Każdy jej obrazek ma element wspólny: alkohol. Jak się okazuje, Louise Delage w rzeczywistości nie istnieje. To fikcyjny profil na Instagramie. Stworzony na zlecenie Addict Aide, która walczy między innymi z uzależnieniem od alkoholu. Akcja miała zwracać uwagę na to, jak często w mediach społecznościowych zupełnie nie zauważamy problemów innych.
Zamiast tego zachwycamy się zdjęciami alkoholiczki, która opanowała funkcje Photoshopa do perfekcji. W jej sielankowe życie uwierzyło wielu.
Zdjęcia jedno, życie drugie
Zdjęciami można manipulować, to nie od dziś wiadomo. Dobrze zestawione, zliftingowane dają taki efekt, jaki chcemy osiągnąć. Jeśli zamierzamy udowodnić światu i sobie, że mamy cudowne, beztroskie życie, a nasz wygląd jest bez zastrzeżeń, ba, często bez skazy – w mediach społecznościowych sukces mamy murowany.
Tylko życie jest życiem. Konfrontacja z innymi twarzą w twarz jest nieunikniona. Prędzej czy później nasze problemy, zmartwienia, troski ujrzą światło dzienne. I nie chodzi o to, żeby wrzucać do sieci zdjęcia kipiące grozą czy bijące po oczach ludzkim dramatem. Tylko jaki ma sens usilne zaklinanie rzeczywistości? Może lepiej zrobić coś, co tę rzeczywistość faktycznie odmieni na lepsze?
Wyrazy uznania dla wszystkich (a jest ich na szczęście wielu) użytkowników Instagrama i Facebooka, których fotka prawdę ci powie.