Jak mnie ten „cymbał” śmieszył w dzieciństwie, za każdym razem… Wiadomo przecież, że najbardziej chce się śmiać wtedy, kiedy nie wypada. Dzisiaj zasilam raczej szeregi szlochających na ślubach ciotek – pierwsza łza pojawia się już przy „miłość łaskawa jest”, a przy „wszystko przetrzyma” brakuje mi już suchych chusteczek.
Ale odłóżmy na bok afekty, których utrzymać na wodzy nie sposób. List do Koryntian św. Pawła jest absolutnie niezrównanym, najmądrzejszym i najpiękniejszym na świecie tekstem o miłości. Najlepszym do wysłuchania na ślubie, najważniejszym dla państwa młodych, a właściwie – dla wszystkich obecnych.
Hymn o miłości z muzyką Jana Kantego Pawluśkiewicza śpiewa Grzegorz Turnau.
Przecież bez miłości to wszystko nie miałoby sensu… Tylko że dzieciarnia chichocze, a ciotki płaczą. Nie-ciotki może sprawdzają, czy nie poleciało im oczko w rajstopach, dziadek drzemie, a szwagier ukradkiem przegląda internet. Przesadzam? Pewnie tak. Ale przypuśćmy, że nie wszyscy weselni goście (z takiej czy innej przyczyny) usłyszą Pawłowy hymn.
Na pomoc przychodzi papież Franciszek ze swoją adhortacją Amoris laetitia – Radość miłości. Jeśli naprawdę na ślubie poniosły was – żono, mężu, mamo, wuju – emocje nie do pokonania, warto zajrzeć do tego tekstu.
Adresowany jest „do biskupów, do kapłanów i diakonów, do osób konsekrowanych, do małżonków chrześcijańskich i do wszystkich wiernych świeckich”. Franciszek komentuje tam między innymi, zdanie po zdaniu, słowa św. Pawła. Przytacza greckie pojęcia w oryginale i wyjaśnia, co powinny dla nas znaczyć. Oto kilka cytatów: