Kameruńczycy mają bogatą tradycję opowiadania bajek. Misjonarka z Polski, s. Tadeusza Frąckiewicz, zebrała je i opublikowała w książce. Czego możemy nauczyć się z afrykańskich opowieści? S. Tadeusza Frąckiewicz od 20 lat pracuje jako misjonarka w Kamerunie. Tam spotkała się z bogatą tradycją opowiadania bajek. Postanowiła je spisać i opublikować. Czego możemy nauczyć się z „Bajek kameruńskich”?
Marta Brzezińska-Waleszczyk: Od blisko 20 lat pracuje siostra w Kamerunie. Jak wygląda ta praca?
S. Tadeusza Frąckiewicz: Pracuję na obszarze katechetyczno-pastoralnym. To praca z grupami parafialnymi, prowadzenie spotkań formacyjnych, organizacja pielgrzymek. Zajmuję się tym, co dotyczy katechizowania. Każda z sióstr na misjach ma określone zadania, ale na pewno jedno jest wspólne: głoszenie słowem i czynem.
Kameruńczycy pozbawieni nadziei
Jakie dostrzega siostra największe wyzwania w Afryce?
W Kamerunie przeraziło mnie najbardziej to, że ludzie, z którymi się spotkałam, byli pozbawieni nadziei. Rzuciło mi się w oczy, że tkwią w pewnym determinizmie.
Determinizmie?
Chodzi o całkowitą akceptację sytuacji, w jakiej wielu z nich się znalazło. Ich myślenie wygląda mniej więcej tak: urodziłem się w takiej wiosce i w takiej rodzinie, że nie ma nawet sensu, bym marzył o swojej przyszłości. Nie mam żadnego wujka na wysokim stanowisku, nikt mi nie pomoże, nie mam pieniędzy. Nie ma sensu pragnąć czegokolwiek w życiu. Myślą, że tak ma być i koniec. Kim chcesz być? Nie wiem. O czym marzysz? Nie wiem. Chcesz czegokolwiek? Nie. To jest straszne. Choć oczywiście zawsze można znaleźć w tym pewne pozytywy.
Brak frustracji? Bo kiedy nie ma ambicji, to nie ma też frustracji.
No właśnie. Ale przecież to jest na dłuższą metę zabójcze!
Siostra stara się dawać tym ludziom pewien impuls do działania?
Tak, mam całą grupę ludzi, którzy skończyli szkoły, w jakiś sposób starają się rozwijać.
Praca misjonarska polega na dawaniu nadziei, zaszczepianiu ambicji?
W pewnym sensie tak.
Afryka odchodzi od korzeni
Gdzie w tym wszystkim miejsce dla bajek? Skąd pomysł, żeby wydać w Polsce „Bajki kameruńskie”?
Jeden z braci mansjonarzy z Francji zbierał takie bajki na swoim terenie misyjnym. Nawet podesłał mi kilka, a niedługo potem wydał je w swoim kraju. To mnie zainspirowało. Najwięcej pracuję z plemieniem Gbaya, gdzie bajki opowiada się bardzo chętnie. To był pierwszy impuls. Drugi to festiwal, który organizuję w Afryce. To zresztą zabawne, że ja, Polka, organizuję w Kamerunie imprezę kulturalną, która pomaga jego mieszkańcom odkrywać ich własną kulturę.
Tam opowiada się bajki podczas specjalnego konkursu?
Dokładnie. Podczas festiwalu przekonałam się do zebrania i wydania „Bajek kameruńskich”. Zorientowałam się, że bajki pełnią niezwykle ważną rolę. Przekazują wartości, edukują, wprowadzają w kulturę afrykańską. Dlatego żałuję, że w Kamerunie jest coraz większy problem z ich opowiadaniem. Afryka, niestety, odchodzi od swoich korzeni, obrzędów, tradycji.
A przecież w Afryce, nie ma na taką skalę, jak w Europie, technologizacji, która napędza globalizację.
Nie szkodzi! Podam przykład: Kameruńczycy nie chodzą w swoich plemiennych, tradycyjnych strojach. Mają rozmaite koszulki, które kupują na bazarze z używaną odzieżą z zamożnych krajów. I ja sama muszę im powtarzać, żeby założyli jakąś ładną spódniczkę, którą trzeba czasami prowizorycznie przygotowywać z jakiegoś worka, ponieważ sami nie potrafią już tego zrobić. Tamtejszy folklor zanika.
Zamiast swoich lokalnych piosenek wolą muzykę pop z Europy czy Stanów Zjednoczonych?
Niestety. Festiwal, który organizuję w swojej diecezji, nie miał specjalnie wymagających zasad. Wystarczyło ubrać się w tradycyjny strój, zatańczyć lub zaśpiewać piosenkę. Jak oni to usłyszeli, byli przerażeni. „Ojejku” – wzdychali. Wtedy zobaczyłam, że to jest problem. Mowa o sprawach, które nie wymagały wysiłku. Wielkie trudności zaczęły się dopiero z tradycyjnymi obrzędami. Pogrzeb czy małżeństwo jest w miarę znane w Afryce. Ale na przykład piękna tradycja inicjacji już niemal nie istnieje. Proces wkraczania dzieci w dorosłe życie niemal niczym nie różni się od naszego. Dzieciaki chodzą do szkół, odrabiają lekcje…
…do szkół, które wprowadzają kulturę zachodnią, oderwaną od afrykańskiej?
I nawet na opowiadanie bajek nie ma już czasu. A przecież to jest jedna z najpiękniejszych tradycji w Afryce!
Bajki dla dużych i małych
Jak ten zwyczaj wygląda w praktyce?
W Kamerunie dzień kończy się około godziny 18.00, wtedy wszyscy jedzą obiad. Po nim dziadek zbiera całe małe towarzystwo. Jest już ciemno, ale przecież jeszcze wcześnie, więc co mają robić? Nie pójdą przecież spać. Siadają wszyscy przy ognisku, a najstarszy w rodzinie opowiada bajki. To zebrane legendy, plemienne opowieści. Teraz jednak brakuje na to czasu. Trzeba lekcje odrobić, a w bogatszych rodzinach są telewizory. Tradycja jest odstawiana na bok.
Czy te bajki mają w sobie jakiś pierwiastek chrześcijański?
Powiem ci nawet, że jedną z bajek czytał ksiądz w polskiej parafii, podczas kazania. Jest w nich wiele chrześcijańskich treści, uniwersalnych, jak przebaczenie, zrozumienie, solidarność, posłuszeństwo, uległość, która przejawia się w słowach „jeśli Pan Bóg pozwoli”. Kameruńczycy uznają istnienie siły wyższej, choć oczywiście dla wielu z nich nie jest to Pan Bóg. Wartości, według mnie, jest bardzo dużo. Przyznam szczerze, że wielu misjonarzy fascynuje się tymi bajkami.
Może jest tak, że poprzez bajki można lepiej dotrzeć do mieszkańców Afryki z Dobrą Nowiną?
Jeśli nie pozna się bajek, nie można poznać w pełni tamtej kultury. Trzeba znać ich opowieści, powiedzenia, przyśpiewki właśnie dlatego, żeby umieć z nimi rozmawiać. To wszystko drzemie w środku nich. Wiedząc to, prościej trafić do ich serc.
Chrześcijański morał
Skoro w Afryce ludzie uwielbiają opowieści, to może my, Europejczycy, możemy się nauczyć opowiadania? U nas dominuje krótka forma: mail, SMS. Byle szybko przekazać informacje.
(śmiech) Kiedy młodzi z Polski do mnie piszą, to faktycznie są to króciutkie SMS-y. Ale w Kamerunie zaczyna się dziać podobnie. Czasem dostaję od kogoś z Afryki wiadomość, z której w ogóle niewiele rozumiem. Cóż… Ci, którzy jeszcze opowiadają bajki są niesamowicie utalentowani. Przekazują wiedzę na temat świata obrazowo. To ich sposób na edukację młodszych.
Muszą być świetnymi aktorami.
Modulują głos, gestykulują. Opowiadanie bajek wcale nie jest proste. Trzeba umieć śpiewać, tańczyć, być poetą i w ogóle superinteresującym człowiekiem. Kiedy wiele lat temu uczyłam w polskiej szkole, (pierwsze klasy podstawówki) również edukowano, opowiadając świat obrazkami. Nie wiem, jak jest teraz, ale Afrykańczycy robią to od dawna i są w tym świetni. My najpierw to w nich stłamsiliśmy, twierdząc, że to zacofane, a teraz sami za tym tęsknimy. Nie wiem, czy z sentymentu dla bajek, czy dlatego, że rodzice nieustannie szukają czegoś, by zaciekawić światem swoje dzieci.
Jaka jest jedna wartość, którą uważa siostra za najważniejszą w „Bajkach kameruńskich”? Co może zaciekawić także dorosłych?
Wspólnota i praca dla wspólnoty, rodziny, klanu, społeczności. To wartość bardzo silna w Afryce. Pięknie opowiada o tym bajka „Lew i pszczoła”. Król zwierząt, zwykle leniwy, postanowił poskarżyć się na dokazującą i nieustannie hałasującą pszczołę. Udali się więc razem do żółwia, by rozsądził konflikt. To nie przypadek – żółw jest w Afryce symbolem mądrości. I okazuje się, że sędzia przyznaje rację pszczole. Ona wprawdzie hałasuje, ale robi to, pracując nieustannie dla innych, dla wspólnoty. To bezcenny morał dla nas wszystkich. Nie tylko w dużych wspólnotach, ale może przede wszystkim w rodzinie.
Jeśli nie widzisz wideo, kliknij TUTAJ.
Read more:
Sam środek Afryki, a tam polscy misjonarze otwierają szkołę muzyczną. Pierwszą w kraju
Read more:
Kornel Makuszyński. Pisarz od uśmiechu. Rocznica śmierci twórcy Koziołka Matołka
Read more:
Jadwiga: jedna z najpotężniejszych kobiet XIV-wiecznej Europy. I święta!
S. Tadeusz Frąckiewicz, Bajki kameruńskie, Esprit 2017