Ksiądz na misjach: odprawia msze święte, głosi rekolekcje, prowadzi szkołę i dom dziecka, pracuje na swych polach bawełny i chili, zarządza, sprzedaje… Wstaje codziennie o 4.00, żeby ze wszystkim zdążyć.Z ks. Kishorem Raju Bezzamem SAC, pallotyńskim misjonarzem z Indii, rozmawia Monika Florek-Mostowska.
Monika Florek-Mostowska: Odprawia Ksiądz msze święte, głosi kazania i pracuje w polu. To ostatnie zajęcie zupełnie nie pasuje do kapłaństwa.
Ks. Kishore Raju Bezzam: Jestem pallotynem, a nasz założyciel, św. Wincenty Pallotti, rzymski kapłan zawsze powtarzał, by odczytywać znaki czasu, bacznie obserwować rzeczywistość i na nią odpowiadać. Nie robię nic innego, jak właśnie to.
Read more:
Objawienia maryjne w Indiach? Świadkowie czuli zapach jaśminu
Jaki „znak czasu” nakłania Księdza do pracy w polu?
Cztery lata temu biskup przekazał pallotynom parafię w wiosce Vutukuru, można by rzec „na końcu świata”, w południowo-wschodniej prowincji Andra-Pradesh na południu Indii. Sto pięćdziesiąt rodzin żyjących na granicy ubóstwa i puste pole.
Czternastu księży przede mną nie przyjęło propozycji, by zostać tam proboszczem. Ja się zgodziłem. Początkowo mieszkałem kątem u ludzi. Szybko zauważyłem, że żadne z miejscowych dzieci nie chodziło do szkoły. Najbliższa szkoła była oddalona o 30 km. Zresztą rodzice wcale nie chcieli dzieci posyłać do szkoły. Gonili je do pracy w polu, by zarobić kilka rupii.
Wśród dzieci było wiele sierot, które mieszkały kątem u sąsiadów oraz półsierot. Zacząłem więc szybko budowę domu dziecka, by miały dach nad głową i bezpieczne miejsce oraz kościoła. W planach miałem budowę szkoły. Skąd miałem wziąć na to fundusze? Na kawałku parafialnego pola zacząłem uprawiać paprykę chili. Na sprzedaży plonów zarobiłem całkiem sporo. Potem otrzymałem kolejny kawałek pola od pewnego bogatego człowieka, nawiasem mówiąc, wyznawcy hinduizmu i zasiałem tam bawełnę.
I sam Ksiądz na nim pracował?
Pracowałem. Wtedy bardzo mało spałem. Zresztą do tej pory, choć zatrudniam ludzi świeckich i opłacam ich pracę, dużo pracuję. Pilnuję upraw, zarządzam, sprzedaję. Wstaję codziennie o 4.00, żeby ze wszystkim zdążyć.
I z tych upraw udało się zbudować dom dziecka i kościół?
W znacznej mierze tak. Do tego jeszcze głosiłem kazania w innych parafiach, prowadziłem rekolekcje. Oba budynki w stanie surowym stanęły dość szybko. Wtedy w niewykończonym kościele zorganizowałem szkołę dla dzieci, by zaczęły jak najszybciej zdobywać wiedzę.
I dzieci przyszły do szkoły?
To nie było takie łatwe. Mimo tego, że dzieci chciały się uczyć, rodzice im zabraniali.
Co Ksiądz wtedy robił?
Tłumaczyłem konieczność edukacji nie tylko na kazaniach. Przez kilka miesięcy odwiedzałem rodziny. Zasiadałem z nimi do kolacji, kiedy wracali z pola do domu i przy misce ryżu dużo rozmawialiśmy. Mówiłem im: jeśli wasze dziecko pracuje w polu, zarobi zaledwie kilka rupii. A jeśli będzie się uczyć, w przyszłości otrzyma dobrą pracę i może zarobić miesięcznie kilkadziesiąt tysięcy rupii. Wtedy będzie się mogło także wami opiekować.
W końcu ludzie nabrali do mnie zaufania i można było rozpocząć zajęcia szkolne. Na razie dzieci siedzą na podłodze, na klepisku i tak się uczą, ale staramy się jak najszybciej zbudować szkołę. Także dzięki naszej pracy w polu. Wokół kościoła suszymy zebraną paprykę chili. Parafia tętni pracą. Musi, by odmienić los tych dzieci.
Nie otrzymuje Ksiądz wsparcia od bogatszej Europy?
Właśnie jestem w Polsce po to, żeby podziękować Polakom za otwarte serca, za ich prostotę i szczerość. To Polacy za sprawą Fundacji Salvatti.pl wsparli budowę domu dziecka aż 15 000 euro. Dzięki temu mogliśmy wykończyć dom, kupić lodówkę i pralkę. Kiedy mówię kazania do Polaków, również czuję się jak spełniony rolnik, bo widzę, że w tym kraju ziarno chrześcijańskiej wiary przynosi bogate owoce dobroczynności.
A w Indiach są szczodrzy bogaci ludzie, którzy wspierają ubogich?
U nas na ogół bogaci ludzie to wyznawcy hinduizmu. W tej religii jest wielu bogów i bogiń. Kiedy idzie się do świątyni, trzeba im składać kosztowne ofiary. I bogaci to czynią przede wszystkim.
Ale kiedy zgrzeszą, bogowie nakładają na nich surowe kary…
Właśnie. Tak wierzą wyznawcy hinduizmu. W chrześcijaństwie jest odwrotnie. Zamiast kosztownych darów wystarczy ofiarować Jezusowi Chrystusowi otwarte serce, a kiedy się popełni grzech, można przyjść i spotkać się z miłosierdziem i przebaczeniem. Dlatego Hindusi nawracają się na chrześcijaństwo dość często, posyłają swoje dzieci do chrześcijańskich szkół, obchodzą chrześcijańskie święta.
To też obfite owoce pracy duszpasterskiej.
Praca duszpasterska w Indiach bardzo przypomina pracę na polu bawełny. Najpierw siejemy niewielkie ziarno, często w glebie niewystarczająco uprawionej, pracujemy w trudzie, ale później zbieramy obfite plony, z których jest wielki zysk, czego przykładem jest choćby wciąż rosnąca liczba powołań do kapłaństwa i życia zakonnego.
Read more:
Polski kardynał, który na emeryturze pracował jako zwykły wikary. Na misjach w Afryce
Ks. Kishore Raju Bezzam od 12 lat jest pallotynem. Pracuje w Indiach. Jako kleryk odbywał praktyki duszpasterskie pracując wśród najuboższych z Misjonarkami Miłości, zgromadzeniem założonym przez Matkę Teresę z Kalkuty. Wtedy zdał sobie sprawę, że to właśnie oznacza „pójście za Chrystusem”. Po święceniach kapłańskich przez kilka lat pracował jako formator w seminarium duchownym, ale kiedy zaproponowano mu wiejską ubogą parafię w prowincji Andhra Pradesh, ani chwili się nie wahał. Podjął to wyzwanie i w ciągu kilku lat udało mu się zmienić życie okolicznych mieszkańców na lepsze.
Można wspomóc działalność ks. Kishora wpłacając na konto:
KONTO: Bank Pekao SA 44 1240 1095 1111 0010 3468 8020
TYUŁEM: DAROWIZNA INDIE
NAZWA: Pallotyńska Fundacja Misyjna Salvatti.pl