Czy istnieje rzeczywisty konflikt między wiarą a religią? Przecież każdy naukowiec, bez względu na uprawianą dyscyplinę, jest trochę jak św. Jan Chrzciciel. Poprzedza bowiem swoim działaniem coś, czego wcześniej nie spotkał, a co uznaje, że jest istotne, ważne i konieczne do ujawnienia.
Konflikt wiary i rozumu
W Polsce regularnie powraca dyskusja związana z konfliktem, jaki rzekomo istnieje pomiędzy wiarą i nauką. Nauka stała się w ostatnich czasach w pewnym sensie “łatwa”, bo szybko możemy dotrzeć do wielu interesujących nas faktów. Z drugiej strony, często słychać zarzuty, że jakieś zjawisko „jest nienaukowe” albo że ideologia religijna “psuje” badania.
W polskich sporach, związanych np. z odwołaniem na uniwersytecie określonej konferencji, powraca także argument, że religijne odniesienia do nauki są całkowicie nieuprawnione i sprzeczne z racjonalnym sposobem postrzegania świata.
Nad podobnym problemem pierwszy raz zastanawiałem się w momencie, kiedy ogłoszono, iż kard. Jorge Bergoglio został wybrany papieżem. Depesze donosiły, że Bergoglio, zanim wstąpił do zgromadzenia jezuitów, ukończył szkołę chemiczną i w młodości pracował w laboratorium chemicznym. Wspominał to tak:
Bardzo dziękuję mojemu ojcu za to, że posłał mnie do pracy. Praca w młodym wieku była jedną z tych rzeczy, które dobrze mi zrobiły w życiu. Zwłaszcza w laboratorium, gdzie pracowałem, nauczyłem się dobra i zła wszelkiej ludzkiej działalności.
Jezuici i naukowcy w jednym
Jak się okazuje, wśród jezuitów można znaleźć sporo przykładów łączenia posługi kapłańskiej z naukową pasją. Pierwszy z nich to choćby Michał Boym – przyrodnik i kartograf żyjący w XVII w.
Ojciec Boym do dziś kojarzony jest jako popularyzator oraz znawca kultury chińskiej. Napisał książkę “Flora Sinensis”, w której prezentował chińską roślinność, wcześniej nieznaną Europejczykom. Na naszym kontynencie popularyzował także informacje dotyczące chińskiej medycyny, np. opisywał diagnostyczne właściwości badania tętna pacjenta czy działanie akupunktury. Co ciekawe, Michał Boym jest aktualnie patronem konsorcjum naukowego (Konsorcjum Michała Boyma), którego celem jest promowanie współpracy pomiędzy polskimi i chińskimi ośrodkami naukowymi.
Kolejna ciekawa postać, łącząca naukę i wiarę, to o. Pierre Teilhard de Chardin. Ten francuski jezuita był żyjącym w XX w. badaczem zajmującym się nie tylko filozofią i teologią, ale także antropologią i paleontologią. Duchowny ten zdobył w 1922 r. tytuł doktora nauk przyrodniczych. W swoich pracach podejmował zagadnienie materii, którą uznawał za fenomen.
Warto podać także polski przykład. Mowa o zmarłym kilka lat temu o. Piotrze Lenartowiczu. Był on lekarzem, biologiem oraz filozofem przyrody. Już od IV r. studiów lekarskich pracował w Zakładzie Fizjologii Człowieka. Zajmował się tam badaniami neurologicznymi. Nim został jezuitą, obronił doktorat z neurofizjologii.
Będąc już zakonnikiem, obronił drugi doktorat, tym razem z filozofii. W kolejnych latach studiował teologię, etykę i psychiatrię. Zaznaczał, że pojęcie geniuszu Boga jest dla niego łatwiejsze z racji wykształcenia biologicznego.
Read more:
5 wybitnych naukowców, o których mogłeś nie wiedzieć, że byli katolikami
Bergoglio i Skórka o nauce
Wspomniany przeze mnie papież Franciszek, jeszcze przed „przeprowadzką” do Watykanu, regularnie odnosił się do kwestii relacji między nauką a wiarą. W książce „W niebie i na ziemi” podjął ten temat w rozmowie ze swoim przyjacielem, Abrahamem Skórką. Jest to, mający polskie korzenie, argentyński rabin, znawca Biblii oraz prawa żydowskiego. Jednocześnie jest on doktorem chemii.
W rozmowie z obecnym papieżem stwierdza, że „człowiek odznacza się specjalną zdolnością relacji z naturą, z bliźnim, z sobą samym, z Bogiem”. Skórka w swoich refleksjach podziela zdanie wypowiedziane przez Jana Pawła II, że nauka i wiara to „dwa skrzydła” prowadzące do prawdy, która wyzwala.
Zdaniem Skórki, „Nauka i religia to dwa równoległe pola, które powinny wchodzić z sobą w dialog”, a „Naukowiec, który stara się obalić fenomen religii na podstawie posiadanej wiedzy, jest – podobnie jak człowiek religii, który chce zdyskredytować naukę, odwołując się do swojej wiary – nierozumny”. Kardynał Jorge Bergoglio dodaje jednak słusznie, że „Nauka posiada autonomię, którą należy szanować i utrzymywać”.
Co ciekawe, z rozmowy Bergoglio i Skórki wynika zaskakujące stwierdzenie: naukowiec, czy tego chce, czy nie, odnosi się nieustannie do wiary. „Nauka nie pyta dlaczego, odpowiada tylko w jaki sposób. Ostateczna esencja rzeczy pozostaje dla nas nieznana. Aby uzyskać tego typu odpowiedź, odwołujemy się do intuicji duchowej”.
Przyjaźń nauki i wiary?
Cytowane wyżej słowa rabina Skórki pokazują niezwykłe zjawisko. Odniósł się do niego abp Grzegorz Ryś w trakcie spotkania opłatkowego z naukowcami. Podkreślił on mianowicie, że każdy naukowiec, bez względu na uprawianą dyscyplinę, jest trochę jak św. Jan Chrzciciel. Poprzedza on bowiem swoim działaniem coś, czego wcześniej nie spotkał, a co uznaje, że jest istotne, ważne i konieczne do ujawnienia. Wcześniej jednak dokonuje on odkrycia. Nie dzieje się ono wyłącznie na zewnątrz, publicznie. Dokonuje się ono wewnętrznie. Badacz wierzy, że poszukiwane przez niego zjawisko istnieje.
Doskonale pokazuje to przykład Jérôme’a Lejeune’a. Ten profesor genetyki i pediatrii był na początku swoich badań wręcz wyśmiewany za chęć odnalezienia przyczyn występowania zespołu Downa. Wielu bowiem głośno powtarzało pogląd, zgodnie z którym „za mongolizm odpowiada niewierność kobiety”. On jednak szukał, pytał i badał. Jednocześnie nie wstydził się wiary w Boga.
Podobnie jak kardiochirurg, prof. Janusz Skalski, który bardzo mocno zaznaczał, że ratując życie dzieci, wykorzystuje swój medyczny profesjonalizm. Jednocześnie dodawał, że w medycynie dzieją się cuda, którymi kieruje sam Bóg. Jego zdaniem, „odrobina mistycyzmu nie zaszkodzi medycynie”. Wydaje się, że zasada ta dotyczy całej nauki.
Read more:
Prof. Jérôme Lejeune. Odkrywca przyczyny zespołu Downa, który walczył o swoich pacjentów
Read more:
Tomasz Rożek: Nauka rządzi się zupełnie innymi prawami niż wiara [wywiad]
Read more:
O mały włos by nas nie było