Badania pokazują, że aż 9 na 10 postanowień noworocznych nie zostanie zrealizowanych. Zatem, czy warto podejmować jakiekolwiek próby?
Chcę być tym, któremu się uda!
Koniec starego roku to czas, w którym robienie postanowień noworocznych dla wielu z nas jest tak oczywiste, jak ryba na wigilijnym stole. Noc sylwestrowa to w końcu moment, w którym – z różnych względów – wszystko jest możliwe.
Zostawiamy za sobą minione, nie zawsze satysfakcjonujące 365 dni i zaczynamy z „czystą kartą”. Każdy chce coś zmienić, przynajmniej w założeniu, na lepsze. Ta powszechność robienia postanowień sprawia jednak, że bardzo łatwo jest ulec pokusie wybrania dla siebie owczym pędem („w końcu jeśli ona/on może, to ja również!”) kilku uszlachetniających życie nawyków.
Okazuje się jednak, że fakty bywają bezlitosne. Według Statistic Brain aż 9 na 10 postanowień noworocznych nie zostanie zrealizowanych. Doświadczenie życiowe podpowiada mi, że takie nieudolne „mierzenie sił na zamiary” może być dla naszego życia bardzo szkodliwe.
Read more:
10 duchowych postanowień na początek nowego roku
Przypomnijmy sobie bowiem, ileż to razy chcieliśmy w końcu dopiąć swego, a tu po niespełna miesiącu od sylwestrowo-noworocznej decyzji o rzuceniu palenia, pozbyciu się kilku kilogramów (np. przed zbliżającym się ślubem) czy regularnym bieganiu, to skądinąd pobożne życzenie było już tylko historią. Stąd tylko krok do gwałtownego obniżenia poczucia własnej wartości i… powrotu starych nawyków ze zwielokrotnioną siłą. Zatem, czy w ogóle warto podejmować próby?
Zamiast działania, słowa rzucane na wiatr
Pod wpływem emocji jesteśmy w stanie obiecać w zasadzie wszystko. Ta prawda dotyczy szczególnie mężczyzn. Wystarczy zapytać mojej żony, ile razy zarzekałem się, że „to już się nie powtórzy”, kiedy z uporem maniaka zawalałem (i nadal zawalam) coś w naszej relacji.
Uczucia związane z chęcią poprawy wielokrotnie przesłaniały mi rzeczywisty obraz moich możliwości i predyspozycji do zmiany. Kto nie jest w relacji damsko-męskiej może odnieść powyższe chociażby do konkretnych grzechów, z którymi ciągle wracamy do kratek konfesjonału. Mocne postanowienie poprawy nieszczęśliwie często okazuje się jedynie słowami rzuconymi na wiatr.
Być może ten kończący się rok obfitował w takie nasze ludzkie, życiowe porażki. Mniejsze i większe potknięcia, które – np. ze względu na częstotliwość ich występowania – powodowały wewnętrzne oskarżenia, a w konsekwencji zniechęcenie, graniczące z utratą nadziei. Im bardziej chcieliśmy, tym bardziej nie wychodziło. Jak sobie o tym pomyśleć, nic, tylko usiąść, załamać ręce i pogrążyć się w smutku. Co zrobić zatem, by tę sytuację zmienić? Co i jak postanowić, by tym razem się udało?
Read more:
Jak być świętym małżonkiem? Pomoże Ci… karmelitanka!
Zamiast szczytu, następny krok
Wyobraźmy sobie, że nasze postanowienie noworoczne to zdobycie górskiego szczytu. Nikt przy zdrowych zmysłach nie planuje wyprawy w góry całkowicie spontanicznie. Zasadniczą kwestią jest zatem to, by określić czas wyprawy. Dlatego też nie bez przyczyny start jakiejkolwiek zmiany w naszym życiu wiążemy z początkiem – roku, miesiąca, tygodnia czy nawet określonej godziny. Tak skonstruowany jest nasz mózg.
To umiejscowienie ułatwia i wręcz umożliwia nam podjęcie jakichkolwiek starań. Podążając analogią góry, jeszcze ważniejsze jest nasze przygotowanie. Bez mapy, sprawdzenia warunków pogodowych, dobrych butów i… kompana wiele ryzykujemy.
Jednak moim zdaniem najbardziej istotną kwestią przy podejmowaniu wszelkiego rodzaju postanowień jest świadomość tego, że nie od razu zdobędziemy szczyt. Być może będziemy musieli wielokrotnie zawrócić ze względu na zmianę warunków zewnętrznych, nasze potknięcia czy nieuniknione kryzysy. Wtedy warto pamiętać o tym, że najważniejszy jest tylko następny krok. W końcu to one – niepozorne, stawiane w pocie czoła kroki – przybliżają nas do celu. I nawet jeśli szczyt zdobędzie tylko 1 z 10, warto podjąć trud, bo najważniejsza jest droga.
Read more:
Sam zdecyduj! 7 porad, dzięki którym twoje decyzje będą mądrzejsze