W autobusie. Panowie na końcu piją piwo, są już wystarczająco rozluźnieni, rozmawiają dość donośnie, rozmowa schodzi na światopogląd:
A: Ja tam ateistą jestem, bo nie mogę tych księży znieść, kazania takie, że nie wiadomo o co chodzi, tylko pieniądze i pieniądze, i ten głos taki dziwny jak mówią.
B: No i kobiety mają na boku, i facetów! I te dzieci biedne też czasem, wiadomo...
A: To ludzka rzecz, tylko żeby u innych byli wyrozumiali. Kiedyś jak za dzieciaka się spowiadałem, to to straszne było.
B: Ja tam mimo wszystko wierzę, bo widzę, że żona wierzy i mimo że świnia jestem to mnie nie rzuciła. To wiara to robi...
A: A ja sam nie wiem. Czasem się łapię na tym. jakbym czuł. że coś tam jest, jakiś Bóg. Ale potem mi z tym głupio, że to takie dziecinne, potem że Kościół to hipokryzja i mi mija.
B: A dla samego Bożego Narodzenia ty nie chcesz wierzyć?
A: Jestem Polakiem to obchodzę, rodzina, wiadomo.
B: I co, to dobre jest, szczęście, kolędy, opłatek, pasterka...
A: No tak.
B: No, to ty wierzysz, tylko ci głupio się przyznać i myślisz że taki mądry jesteś jak mówisz, że niewierzący jesteś. A zobacz, Jan Paweł II taki mądry a wierzył.
A: No to był wielki papież. Nasz papież...
B: Każdy jest nasz!
A: No Benedykt niby Niemiec a też mądry, taki autorytet, taki dziadek po prostu. Ale Franciszka to jakoś nie mogę.
B: Ale tu o Pana Boga chodzi, a nie papieża. Ja to nawet się dziś spowiadałem.
A: No Pan Bóg to co innego. Dobra. Też się wyspowiadam. Ale kiedy?
B: No na pasterce, albo po świętach nawet, jak będą spowiadać.
- DŁUŻSZA CISZA -
A: Ucieszyłem się, że tu kompana mam do piwa, a patrz że nawróciłeś mnie i spowiadać się będę. Żona moja toby cię ozłociła!