Macierzyństwo to bardzo demokratyczne doświadczenie. Demokratyczne w doświadczaniu swoimi trudami matek.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Małe dziecko, mały problem…
Oczywiście, jednym trafiają się tak zwane złote dzieci, które nie mają kolek, śpią w nocy, a kolejne ząbki wychodzą im niepostrzeżenie. Ale zaręczam – nigdy nie jest tylko i wyłącznie różowo, jak w filmie. A dziecina, jeśli nie na początku, to później, z czasem i tak się da we znaki.
Nie zamierzam tu nikogo straszyć i zniechęcać do macierzyństwa, które – o czym zaręczam obiema rękami – jest jednym z genialniejszych doświadczeń na świecie. Ja sama nieco dałam się nastraszyć tymi wszystkimi „jak się dziecko urodzi, to się zacznie” (ewentualnie: „skończy”).
Przez pierwsze miesiące życia mojego synka myślałam sobie what the… kurde blaszka! Czy ja mam jakieś dziwne dziecko? Śpi, je, słodko się uśmiecha, guga, mało płacze. Ząbkowanie? Jakie ząbkowanie? O kolejnych zębiskach dowiadywaliśmy się przypadkiem albo na kontrolnych wizytach w poradni lekarskiej.
Dziś już wiem, że duuuuuużo prawdy jest w starym porzekadle „małe dziecko, mały kłopot, większe dziecko…”.
Matka – raz na wozie, raz pod…
Znowu – nie chcę nikogo odstraszać. Po prostu widzę, że macierzyństwo to taka rozwojowa sinusoida,w której raz się jest na wozie, raz pod wozem. I jak już zdążysz sobie pomyśleć: ufffff, odsapnąć, uznać, że „ogarniasz temat”, a nawet jesteś niezła w te klocki, to zaraz Cię dziecko sprowadzi na ziemię.
Mój synek jest jeszcze malutki, ale dziś już wiem, że w macierzyństwie nie może być za spokojnie, bo jeśli jest, to znaczy to jedynie tyle, że to tylko taka cisza przed burzą. Bo dzieci, jak żaden inny dostawca wrażeń, są wyjątkowo stabilne w dostarczaniu emocji rodzicom.
Macierzyńska demokracja objawia się na jeszcze jednej płaszczyźnie – te trudne doświadczenia nie oszczędzają nikogo – matki z Pcimia Dolnego, która edukację skończyła na podstawówce i matki po Oxfordzie czy Harvardzie; matki, która liczy każdy grosz, żeby na chleb starczyło i matki z królewskiej rodziny, która na jedno skinienie głowy mogłaby mieć do pomocy kilka niań.
I w ramach tej reguły, macierzyńskie trudy dotknęły właśnie znaną na całym świecie tenisistkę Serenę Williams. Dopiero co mogliśmy ją podziwiać, na genialnej zresztą, okładce „Vanity Fair”, a już jej córeczka Alexis Olympia zaczęła ząbkować. I to na tyle boleśnie, że zrozpaczona mama postanowiła poprosić o pomoc i wsparcie w mediach społecznościowych.
Macierzyński Wielki Szlem
Ząbkowanie jest takie ciężkie. Biedna Alexis Olympia… Płakała tak bardzo (a nigdy nie płacze). Musiałam ją trzymać na rękach dopóki nie zasnęła – napisała Serena Williams na swoim oficjalnym koncie na Instagramie.
Załamana mama dodała, że próbowała już niemal wszystkiego, łącznie z dość niekonwencjonalnymi rozwiązaniami, jak bursztynowe koraliki, woda homeopatyczna czy dawanie dziecku palca do possania, ale to niewiele pomogło.
Zrozpaczona Serena Williams dodała, że prosi swoją mamę, żeby przychodziła jej pomóc i zapytała inne matki o porady. Reakcje na jej posty chyba przerosły oczekiwania jej samej – to blisko 12 tysięcy komentarzy, wiele z nich zawiera słowa wsparcia dla młodej mamy, ale i konkretne rozwiązania, które sprawdziły się u innych mam.
Te ożywione reakcje na post tenisistki potwierdzają nie tylko tezę o macierzyńskiej solidarności, ale też tezę o demokratyczności tego doświadczenia. A podołanie tym trudom często jest stokroć większe, niż wysiłek włożony w wygranie Wielkiego Szlema. I choć nagród nie dostanie się za nie tak spektakularnych, jak w prestiżowym turnieju wielkoszlemowym, to warto. Bardzo warto*.
PS I nie piszę tego tylko dlatego, że ząbkowanie mam już za sobą 😉
Czytaj także:
Ile nam wolno? Czyli Maja Bohosiewicz i sceny z życia młodej matki
Czytaj także:
10 drobiazgów, o których przed świętami marzy każda mama
Czytaj także:
Julia Roberts, oskarowa supermama