Życzę Ci, to znaczy zauważam Cię i dostrzegam Twoje potrzeby
Dla wielu z nas moment przełamania się opłatkiem nieodłącznie wiąże się ze wzruszeniem. Trudno się dziwić. Przecież składając komuś życzenia przekazujemy naszą uwagę, a o to zwykle, na co dzień dość trudno. Prof. Tadeusz Stępień, religioznawca i filozof, twierdzi, że jakość naszej relacji z drugim to podstawa składania sobie życzeń.
Z tego samego powodu tak trudno nam czasem te życzenia zwerbalizować. Skoro nie jesteśmy w jakiejś zażyłości, nie interesujemy się sobą nawzajem, jak przejść ponad standardowym "Zdrowych, wesołych świąt" do czegoś bardziej unikatowego? Wymaga to od nas i czasu, i pewnego wysiłku. Chęci zastanowienia się, co tak naprawdę jest dobre dla drugiej osoby.
Składanie życzeń często bowiem jest swoistym zwierciadłem – odbija się w nich wizerunek adresata naszych życzeń. Koleżanka wspominała niedawno, jak podczas sezonu świątecznego, kilka lat temu, od każdego słyszała życzenia pomyślnego zdania egzaminu doktorskiego, bo rzeczywiście za kilka miesięcy kończyła przewód.
Ale czasem to zwierciadło może być krzywe! „I żebyś sobie wreszcie znalazła miłego chłopca” – niejedna singielka usłyszy od zatroskanej babci czy cioci. Nie można odmówić owej troski i czułości ze strony najbliższych, ale czy tak naprawdę życzący bada i zna potrzeby osoby, której owe życzenia przekazuje? Bo może moje życzenia to moja wizja szczęścia dla tej drugiej osoby. A raczej nie o to chodzi.
Z obfitości serca mówią usta
Co życzenia mówią o nas samych? Prof. Stępień nie ma wątpliwości – weryfikują naszą postawę miłości i prawdy. Każdy obdarowany życzeniami od razu wyczuwa, czy wypływają one z serca, czy są odfajkowaniem obowiązku, odprawieniem pewnego rytuału.
Oczywiście, nawet te najprostsze, wydrukowane w milionach egzemplarzy rutynowe „zdrowych, wesołych” mówią jednak o pewnej pożądanej sytuacji. Wszak nikt nikomu nie życzy nieszczęść i chorób. To dlatego – mimo wszystko – cieszą nas nawet te wysyłane przez firmy kartki, na których jedynym indywidualnym elementem jest podpis nadawcy.
Ktoś jednak o mnie pomyślał, dostrzegł. Prawdziwe życzenia to jednak to, kiedy stajemy naprzeciw osoby, której chcemy je przekazać. Patrzymy w oczy i wypowiadamy słowa skierowanie tylko do niej. Prócz słów to przecież także ta chwila, kiedy cała nasza uwaga jest skupiona na drugim...
Podarować siebie
Moja przyjaciółka w zeszłym roku postanowiła nie kupować żadnych prezentów pod choinkę. Ale nie chciała zrezygnować z obdarowania najbliższych. Nie chodziło jej też o to, by przejrzeć milion poradników typu „zrób to sam” i przygotować jakieś rękodzielnicze cuda.
Wymyśliła, że obdaruje swoich domowników dobrym słowem. Dla każdego przygotowała własnoręcznie wypisane podziękowanie za jego talenty, za dobro, które wnosi w jej życie, wypunktowała niejako katalog pięknych cech danej osoby, zamykając to wszystko życzeniami na kolejny rok.
Wzruszenie obdarowanych było ogromne. Być może niektórzy po raz pierwszy otrzymali taki dowód uznania! Od mojej przyjaciółki przygotowanie takich prezentów – życzeń wymagało sporo czasu i refleksji. Tę cząstkę siebie postanowiła podarować swoim bliskim.
Czy to magia?
Koleżanka, której życzono zdania egzaminu doktorskiego zdała go śpiewająco. Była przygotowana, to oczywiste. Jednak natłok życzeń od innych ukierunkowanych właśnie na ten obszar nie był obojętny.
Skoro mówimy o miłości i prawdzie, naturalne jest, że chcemy, aby nasze życzenia się spełniały. Jestem przekonana, że tak się dzieje. Słowa mają moc! To dlatego uczymy się brać za nie odpowiedzialność, ale też używamy ich, by zmieniać rzeczywistość.
W ilu już felietonach zapisałam, że świat jest takim, jakim go postrzegamy i opisujemy...? I nie mam tu na myśli żadnej magii, żadnego zaklinania rzeczywistości. Myślę jedynie, przygotowując się do składania życzeń w tym roku, że naprawdę chcę spróbować zobaczyć ów świat oczyma tych, z którymi będę się łamać opłatkiem i życzyć im takiego, w jakim chcieliby żyć.