„Bywały takie dni, gdy jedynym moim widokiem był sufit w pokoju. Gdy nie miałam siły ani chęci wstać z łóżka, a jedynym pytaniem było: po co?”.„Chcę o tym wreszcie opowiedzieć otwarcie, bo coraz ciężej mi już przychodziło ukrywanie się. Coraz trudniej kłamać: dlaczego nie przyjmuję większości zaproszeń, dlaczego boję się iść do tłumów, dlaczego zemdlałam niedawno na maratonie, dlaczego mnie nie było gdzieś, gdzie miałam być (…) Bywały takie dni, gdy jedynym moim widokiem był sufit w pokoju. Gdy nie miałam siły ani chęci wstać z łóżka, a jedynym pytaniem było: po co?” – mówiła w bardzo osobistej rozmowie z Pawłem Wilkowiczem w 2014 r.
Czytaj także:
Depresja – czym tak naprawdę jest i jak ją rozpoznać?
To właśnie wtedy Justyna Kowalczyk po raz pierwszy opowiedziała publicznie o poronieniu, stanach depresyjnych i najcięższym biegu, w którym wystartowała – biegu o życie. Teraz, kiedy minęły 3 lata, nie przestaje walczyć. Czuje się o wiele lepiej, ale wciąż boi się, że choroba nie dała jeszcze za wygraną.
Ostatnie trzy lata w moim życiu to było wychodzenie z wielkiej dziury, praktycznie się już udało. Na początku były potrzebne wszystkie filary: i leki, i terapeutka, i psychiatra, i dobrzy ludzie wokół. I sport, który powoli mnie odbudowywał. Z każdym miesiącem jest coraz lepiej. Chociaż pewnie długo nie wygrzebię się z bezsenności. Na szczęście nie ma już tak, żeby leżeć całymi dniami i gapić się w sufit. Nie ma napadów paniki – przyznała w ostatniej rozmowie z Wojciechem Staszewskim (newsweek.pl).
Jak dodała, nie żałuje, że publicznie opowiedziała o swoich zmaganiach. Nie tylko sama dostała mnóstwo wsparcia, ale pomogła innym, którzy bali się przyznać do stanów depresyjnych.
Czytaj także:
Lady Gaga dziękuje Williamowi. Za co?
Tych ludzi było dużo. W Jakuszycach jakiś chłopak rzucił mi się na szyję – dosłownie – i podziękował za tamten wywiad. Powiedział, że dzięki temu żyje. (…) Zdarzyło mi się też w Kuusamo, że jakiś Rosjanin, starszy człowiek, około sześćdziesiątki, zrobił to samo. Przy tym się rozpłakał. To bardzo wzruszające chwile.
Teraz Justyna Kowalczyk przygotowuje się do zimowych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu. Ale zanim wyjedzie do Korei Południowej, spędzi święta w domu. Czyli w Kasinie, bo – jak mówi – dom jest zawsze tam, gdzie są jej rodzice.
Źródła: newsweek.pl, sport.pl