Nie musisz być płodna, żeby zostać mamą. Nie musisz urodzić własnych dzieci, żeby bezgranicznie je kochać. Cudowna, waleczna Louise przykładem własnego życia genialnie rozprawia się z mitem, że adopcja to tylko słaba proteza dla biologicznego macierzyństwa.
Życie nigdy jej nie rozpieszczało. W wieku 12 lat straciła matkę, dwa lata później ojca, a gdy miała 16 lat umarł też jej brat. Louise została na świecie sama – trafiła do rodziny zastępczej. Dokładnie w tym samym czasie dowiedziała się od ginekologa, że nie ma macicy.
„To było straszne – mówi – bo oznaczało, że nigdy nie będzie już kolejnego pokolenia mnie. Z drugiej strony, będąc w rodzinie zastępczej przekonałam się, że można kochać dzieci, których nie poczęliśmy, tak samo mocno”.
Jestem mamą 48 dzieci
W wieku 27 lat Louise sama została mamą zastępczą, a w ciągu ośmiu lat przez jej dom przewinęło się aż 48 dzieci. To było trudne. Niektóre zostawały na kilka dni czy miesięcy i trzeba było się z nimi rozstać, dla innych Louise była mamą latami. Słowo „mama” nie jest w jej kontekście ani razu nadużyte.
Jedną z podopiecznych Louise była energiczna, rudowłosa Poppy – kiedy miała 10 lat spędziła z zastępczą mamą rok. Dziś spotkały się znowu po sześciu latach rozłąki.
„Pamiętasz? To ty w święta Bożego Narodzenia” – mówiła Louise, pokazując Poppy nagranie, na którym rozpakowywała prezent.
„Kiedy mieszkałam u niej w domu – wspominała Poppy – czułam się częścią jej rodziny, jakbym była jej własnym dzieckiem. Doceniam to bardzo, bo tego właśnie potrzebowałam”.
Louise nie wyobraża sobie teraz, że jej życie mogłoby potoczyć się inaczej. „Wiele od tych dzieciaków dostałam i niczego nie żałuję”.
Lekcja od Louise
Historia Louise przypomina o kilku ważnych rzeczach.
Po pierwsze: miłość nie ma granic – i to nie jest wcale pusty slogan. Miłość ma granice tylko wtedy, kiedy je jej narzucamy. Louise mogła przecież spędzić życie rozpaczając, że nie będzie mogła mieć dzieci, a adoptowanych nigdy tak mocno jak biologicznych nie pokocha. Wyszła jednak poza schemat, w stracie zobaczyła zysk i dotarła ze swoją troską do tych, o których zatroszczyć się w danych okolicznościach mogła.
Po drugie: wspomniane granice stawia zazwyczaj nic innego jak lęk, że nie damy rady. Tymczasem często w praktyce okazuje się, że strach jak zwykle miał wielkie oczy.
Po trzecie: mimo wszystko, chyba nic nie dzieje się bez przyczyny (choć najczęściej, żeby to pojąć, trzeba przejść przez wielki ból i poczucie straty). Być może bardzo teraz cierpisz, bo od lat nie udaje Ci się zostać rodzicem. Proszę, poświęć dzisiejszy wieczór na następujące przemyślenia: może gdzieś czeka na Ciebie ktoś mały, kogo jeszcze nie znasz, a bez kogo za parę lat nie będziesz mógł wyobrazić sobie codzienności?