Magda jest świecką osobą konsekrowaną, żyjącą we wspólnocie Focolare. Pracuje w korporacji, a mało osób wie, że ślubowała Bogu i jako Jego „cichociemna” stara się Go przybliżać innym.Karolina Sarniewicz: Powiedz mi, Magda, ty to tak… na zawsze?
Magda: Czy na zawsze zostałam focolariną? Jasne. W duchu tak czułam, kiedy składałam pierwsze, roczne śluby i uważam, że inaczej nie miałoby to sensu. Poślubiłam Pana Boga i nie wyobrażam sobie, żeby po iluś latach się z nim rozwodzić (śmiech).
Chociaż z punktu widzenia Kościoła są to śluby prywatne, które odnawia się raz do roku i w sytuacji czyjejś rezygnacji nie rozwiązuje ich biskup, tylko przewodniczący Ruchu Focolari, a taka decyzja nie ma sankcji grzechu.
Czytaj także:
O. Tomasz Nowak OP: w zakonie niesłusznie oskarżono mnie o alkoholizm. Wytrwałem i przebaczyłem
Czuję, że niektórzy świeccy odetchnęli teraz z ulgą. W twoim imieniu.
Faktycznie. Niektórym osobom trudno zrozumieć, że mogę nie interesować się mężczyznami, nie marzyć o dziecku, które powie do mnie „mamo”. Pracuję jak inni, ubieram się tak jak inni. Praktycznie w ogóle nie rzucam się w oczy, bo nasza założycielka Chiara Lubich mówiła, żebyśmy ubierały się tak jak Maryja, która żyłaby w XXI wieku. Czyli elegancko, ale i skromnie.
W dodatku mieszkam z czterema koleżankami, też focolarinami, więc niektórym łatwiej byłoby uwierzyć, że jestem odmiennej orientacji, niż że wybrałam dziewictwo i nikt mnie do tego nie zmuszał (śmiech).
Ale to, że nie interesujesz się mężczyznami, nie znaczy, że oni nie wodzą za tobą wzrokiem.
Staram się wtedy unikać takich osób. Często kusi mnie, żeby powiedzieć, że po prostu już kogoś mam. Bo tak właśnie czuje moje serce – że jestem zajęta. Ale to doprowadziłoby do tego, że każdy chciałby poznać mojego wybranka i nie do końca wiem, jakbym z tego wybrnęła…
Może po prostu zabrałabyś ich do kościoła?
Ja wolę jednak zanosić Jezusa do pracy subtelniej. Pracuję w międzynarodowej korporacji i spotykam tam różnych ludzi, którzy mają specyficzny stosunek do Kościoła, wiary i Pana Boga.
Zazwyczaj czekam, aż ktoś zapyta: „Widzę, że jesteś inna. Czy jest jakiś tego głębszy powód?”. I wtedy wyjaśniam, że jestem poświęcona Panu Bogu i jeśli ten ktoś chce, mogę powiedzieć coś więcej. Wtedy uświadamiam sobie, jak wielka to odpowiedzialność. Poślubiłam Pana Boga, a może nie zawsze potrafię dobrze Go reprezentować?
Pracujesz w windykacji. To dodatkowe wyzwanie.
(śmiech) To faktycznie trochę ironiczne, ale jako focolariny pracujemy, bo Jezus też pracował – oprócz tego, że głosił. Uważamy, że Bóg jest w bliźnich, więc nie można się od nich izolować. Kiedyś Pan Bóg zapyta mnie, co zrobiłam, żeby bliźni trafił do nieba i będę musiała zmierzyć się z tym pytaniem.
Dlatego dla mnie bycie osobą konsekrowaną w dziale windykacji to szanowanie każdego człowieka, niezależnie od emocji, które nam towarzyszą. Nie popieram, kiedy kolega – skoro klient na niego nakrzyczał – stosuje ostre procedury, z którymi w łagodniejszych okolicznościach mógłby jeszcze poczekać. Pewnie dość łatwo byłoby widzieć w innych Jezusa, siedząc w domu, ale o wiele większym wyzwaniem jest konsekrować każdy moment niezależnie od jego ziemskiej wartości.
Czytaj także:
On zdradził, a ona się nie poddała. Potem wspólnie zawalczyli o swoje małżeństwo. Świadectwo
Więc po co Bogu powołanie do bezżeństwa? Tę samą rolę mogłabyś odegrać, wracając po pracy do męża i dzieci.
Ostatnio dowiedziałam się, że do czasu Jezusa i Maryi nie było w narodzie żydowskim – z wyjątkiem kilku proroków – osób z takim powołaniem. Ale Jezus nie założył rodziny. Maryja była żoną Józefa, ale pozostała dziewicą. W podobnej sytuacji był też Józef.
Bo tu naprawdę nie chodzi o to, z czego rezygnujemy, ale co zyskujemy. Pan Bóg nie powołuje osób do stanu bezżennego, żeby im czegoś zabronić. Nie mówi: „Ja nie chcę, żebyś był szczęśliwy w rodzinie, więc nie zakładaj rodziny”.
Albo „Poświęć się dla mnie, bo lubię, jak się ktoś dla mnie poświęca”.
Właśnie. Uważam, że każdy człowiek jest powołany do małżeństwa i to jest piękne powołanie. Ale nas Pan Bóg z tego obowiązku zwolnił i dał nam czas, który możemy poświęcić dla rozwoju naszego Ruchu. Możemy jeździć do innych miast lub krajów, bo bez rodziny nie jesteśmy z żadnym miejscem związani, więc możemy dość szybko znaleźć się tam, gdzie jesteśmy potrzebni.
Jezus daje nam wolność, żebyśmy mogli pójść za nim. Jako focolarini i focolariny naśladujemy relacje Świętej Rodziny – żyjemy w miłości wzajemnej z Jezusem pośrodku. Po ludzku rzecz biorąc, nie dorobię się kariery czy majątku, ale to jest ta rzeczywistość duchowa, która daje pełnię radości.
Mogłabym robić tyle innych rzeczy, ale dopiero kiedy doświadczam duchowej obecności Jezusa, to po prostu nie mam pytań. On odpowiada na wszystkie moje potrzeby. Na przykład taką, żeby każdy mój dzień miał sens.
Jednak na pewno bywa trudno, żeby wytrwać w takim powołaniu.
Pewnie. Ale kiedy pojawiają się kryzysowe myśli, wracam do tego, że Pan Bóg wiedział, co robi, powołując mnie na to miejsce. Poza tym w naszym życiu radości też nie brakuje. Zamiast klasycznego macierzyństwa mamy macierzyństwo duchowe. To nie jest oczywiście to samo, ale jest piękne. Kto tego nie doświadczył, nie wie, jaka to radość pokazywanie innym Boga. Inna niż radość z rodzinnego życia, ale tu nie chodzi o porównywanie, co jest piękniejsze, a co mniej.
Pan Bóg, jeśli powołuje do jakiejś służby w Kościele, to nie po to, żeby się człowiek umartwiał całe życie. Są momenty, kiedy widzę piękną rodzinę, dzieci, które mówią „mamo” – do mnie nikt się tak nie zwróci. Ale Pan Bóg naprawdę wypełnia to, czego powinno mi brakować, a dzięki Niemu nie brakuje.
Czyli nie można być powołanym do czegoś, czego się nie chce?
Pan Bóg nigdy nie powołuje w strachu. Przy odkrywaniu powołania trzeba po prostu pokoju serca. Ja miałam mnóstwo wątpliwości, ale właśnie w momencie, kiedy nie wiedziałam, co mam robić w życiu, poczułam na kazaniu u dominikanów ogromną wolność, że po prostu mogę to wybrać. Pomyślałam: Skoro Pan Bóg mnie kocha, stworzył mnie i chciał, żebym była, to co najlepszego mogę sobie wybrać?
Wtedy uświadomiłam sobie, że moim najgłębszym pragnieniem było żyć dla Boga. Byłam pełna obaw, ale mimo wszystko była we mnie determinacja. Bóg pomógł mi zostawić rodzinny dom, potem nawet kraj, bo na formację pojechałam do Włoch. To było trudne, ale w tamtym momencie była we mnie wielka siła i ważne było tylko, że chcę iść za Panem tam, gdzie On chciał, żebym poszła. A On nigdy nie będzie chciał, żebym była nieszczęśliwa.
Czytaj także:
Myślisz o wstąpieniu do zakonu? O tych sprawach koniecznie musisz wiedzieć