separateurCreated with Sketch.

„Mój kochany Rudzielec jest już u Jezusa”. Zmarła żona Marka Gungora

MARK GUNGOR Z ŻONĄ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Ewa Rejman - 16.12.17
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

„Dziś o 12.20 mój kochany Rudzielec poszedł w ramiona Jezusa” – napisał na Facebooku o śmierci swojej żony Mark Gungor, popularny mówca, pastor, autor cyklu „Przez śmiech do lepszego małżeństwa”. Kilka dni temu na swoim profilu Mark relacjonował, że jego żona właśnie się przebudziła, spojrzała na niego i powiedziała: „Chcę już odejść”. „W porządku kochanie. Idź naprzód i biegnij prosto w ramiona Jezusa. Będę czekać zaraz za tobą” – odpowiedział.

 

Debbie Gungor. Rak i zaprzestanie leczenia

Debbie przez wiele lat walczyła z rakiem piersi. W ostatnich tygodniach jej stan bardzo się pogorszył. Lekarze uznali, że dalsze leczenie jest bezcelowe i polecili skupić się na zapewnieniu jej opieki paliatywnej. Kiedy usłyszała, że po ludzku nie ma już szans na wyzdrowienie po jej policzkach zaczęły spływać łzy. „Wszystko OK, skarbie. To jest to, na co czekaliśmy, odkąd w wieku szesnastu lat oddaliśmy nasze życie Jezusowi – zobaczenie Go twarzą w twarz” – wyszeptał jej do ucha mąż. Posłała mu delikatny uśmiech.

Mark prosił o modlitwę za ich rodzinę. Miał nadzieję na cud, ale widział, że żona powoli odchodzi.

Życie jest krótkie. Poświęć kilka minut, żeby przytulić swoją drugą połówkę. Może cię czasem doprowadzać do szału i nieludzko irytować, ale jest to osoba, która celowo wybrała, że chce przeżyć swoje życie z tobą. Kochaj ją. Ciesz się nią. Nigdy nie wiesz, jak długo jeszcze będziesz ją miał – pisał.

Zaczął zauważać drobiazgi, które wcześniej nie miały dla niego większego znaczenia. Na przykład to, że rośliny w domu trzeba jednak od czasu do czasu podlewać. „Kiedy Bóg powiedział, że nie jest dobrze, żeby człowiek był sam, wyraźnie miał na myśli mnie” – zażartował.

Zdążyli jeszcze spędzić ze sobą Święto Dziękczynienia i urodziny Marka.



Czytaj także:
Ona umierała, a on stał pod krzyżem. Teraz jego żona będzie błogosławioną

 

Narodziny i śmierć są podobne

W ostatnich dniach życia Debbie, Mark siedział przy niej i patrzył, jak zmaga się z bólem i walczy o każdy oddech. Przyjaciółka rodziny – Connie Caronna – wysłała do niego w tym czasie list, którym postanowił się podzielić na swoim Facebooku.

Narodziny i śmierć dla dzieci Boga są bardzo podobne. Ekstremalny stres i presja zmusza cię do wyjścia z bezpiecznego, znanego świata do dziwnego nowego świata, w którym twoje pojawienie się jest z niepokojem oczekiwane i oklaskiwane przez tych, którzy cię poprzedzili. Ale ty jesteś przygnieciony i dostajesz już świra w czasie tego swojego przybycia, bo przechodzenie przez proces rodzenia jest naprawdę okropne. Patrząc na kogoś, kto wchodzi w to „drugie życie” wszystko, co widzimy to tylko presja, stres, ból i świadomość, że świat, w który wchodzimy jest dla nas nieznany. I tak jak brat bliźniak pozostawiony w łonie – czujemy się samotni i nie widzimy sensu w tym, co także nam niedługo się wydarzy. W czasie, kiedy my walczymy, żeby znaleźć w tym jakiś sens, nasz brat jest już spokojny, przytulony przez Rodzica i patrzy ze zdziwieniem w Jego kochające oczy – pisze Connie.



Czytaj także:
„W zdrowiu i w chorobie…” – jak małżeństwo trwające pięć dni pokonało raka

 

Pożegnanie

W komentarzach do Marka płyną kondolencje i zapewnienia o modlitwie z całego świata. W wielu z nich można przeczytać o nadziei na spotkanie z Debbie i pewności, że jest teraz bezpieczna w ramionach Jezusa, którego tak pragnęła. „Już za Tobą tęsknimy Debbie. W dobrych zawodach wystąpiłaś, bieg ukończyłaś” – piszą internauci. „Twój kochany Rudzielec jest już w domu Boga” – dodają.

„Mark, jestem smutny z powodu Twojego bólu, ale szczęśliwy, gdy myślę o Niej” – czytam w komentarzu, który najmocniej przykuwa moją uwagę.

 

https://www.facebook.com/markgungor/videos/10155771570191145/


DRUŻYNA B
Czytaj także:
Sposób na zrzędliwego męża. Seks? 

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Top 10
See More
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.